Podążyła wzrokiem zaraz za rudzielcem, po czym sama zajęła się zdejmowaniem własnych bucików. Czy on jej czasem nie mówił, że nie miała ściągać butów, kiedy wchodzili do mieszkania ostatnim razem? Nieważne. Wolała postępować tak samo, jak sam Scottie. Przecież nie mogła mu nanieść brudu; a o ten nie było trudno, nieprawdaż?
- Sam, tak? No dobrze. - Westchnęła. Miała się zająć sama sobą? Dobra, bez problemu. Podreptała nieco niechętnie do kanapy umiejscowionej właśnie przed telewizorem i usiadła... nie! Nie na niej! Tuż przed nią. Do tego umiejscowiła swoją główkę na jej brzegu. Nie miała zamiaru iść za radą Kirklanda i uruchamiać tego ustrojstwa. Co to to stanowczo NIE. Poczeka sobie grzecznie, aż Cheetie skończy jeść. Na pewno do niej podejdzie. Na pewno.
Chyba.
- Sam, tak? No dobrze. - Westchnęła. Miała się zająć sama sobą? Dobra, bez problemu. Podreptała nieco niechętnie do kanapy umiejscowionej właśnie przed telewizorem i usiadła... nie! Nie na niej! Tuż przed nią. Do tego umiejscowiła swoją główkę na jej brzegu. Nie miała zamiaru iść za radą Kirklanda i uruchamiać tego ustrojstwa. Co to to stanowczo NIE. Poczeka sobie grzecznie, aż Cheetie skończy jeść. Na pewno do niej podejdzie. Na pewno.
Chyba.