Już chciał wykrzyczeń jaki to on jest najgrzeczniejszy kiedy usłyszał drugą część wypowiedzi Chin. On już chyba się domyślał co to znaczy, ale zanim zdążył jakkolwiek zareagować, jego ukochany braciszek Hyung, rzucił się na niego, powalając go przy okazji. Yong uderzył twarzą o podłogę, ale nic mu się nie stało, prócz małego zadrapania na nosku. Na szczęście, jest on dzieckiem które często robi sobie krzywdę, więc przyzwyczajony już do takich drobnych skaleczeń, nie uronił nawet jednej łezki, zamiast tego, zaczął się wiercić, starając się uwolnić z uścisku brata.
- Hyuuuung! -krzyknął swoim wyrobionym już, dramatycznym głosem.- Jak możesz stawać przeciw swojemu braciszkowi!? - zrobił smutną minkę, ale nie marnował czasu. Zaczął się czołgać, z bratem na sobie, byle gdzie, byle jak najdalej od Yao. Nie było to trudne zadanie, głównie z racji tego, że jego brat bliźniak nie był jakoś strasznie ciężki. Jednak nie czołgał się tak zbyt długo, stwierdził, że to zajmuje zbyt wiele czasu. Szarpnął się, tym razem tak porządnie, raz i drugi, uwalniając się z uścisku brata. Wygramolił się spod brata i, ku nawet własnemu zdziwieniu, ruszył w stronę Chińczyka. Minął go niczym piorun i wybiegł na dwór.
- Ja jestem czysty! -krzyknął tylko i wbiegł do ogrodu. Pokryta jeszcze rosą roślinność wcale nie ułatwiała mu zadania, Korek ślizgał się na niej okropnie, aż w końcu, doszło do tego do czego musiało dojść, chłopak stracił równowagę i wywrócił się na swoją małą pupę. Brudny po śniadaniu, teraz jeszcze do tego mokry od rosy i lekko zielony od trawy, wstał i pomasował się po pośladkach.
- Au. - niewiele myśląc, ruszył dalej.