Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

You are not connected. Please login or register

Irlandia - PUB i okolice

Go down  Wiadomość [Strona 1 z 1]

1Irlandia - PUB i okolice Empty Irlandia - PUB i okolice Czw Lut 23, 2012 3:14 pm

Anglia

Anglia
Admin

Walia

Zastanawiając się jakby tu poprawić jeszcze nastrój Arthura, na swoje nieszczęście dane mu było tylko załamywać ręce. W głowie miał kompletną pustkę, czarną dziurę, zatrważającą nicość nie dającą się wypełnić niczym sensownym. Limit.
Przekręcił się na plecy, usiłował zasnąć. Bez skutku. Powinien spać. Była to najlepsza i najłagodniejsza metoda na leczenie bezlitośnie ściskającego bez litości wszystkie wnętrzności i głowę kaca. Nie tak skuteczna co prawda jak jego ziołowe napary, ale tych przecież nie miał przy sobie by móc się ratować od słusznie wymierzanej kary.
Łapiąc nieco ochryple powietrze przez lekko uchylone usta, nagle poczuła jak łóżko ugina się lekko pod nowym ciężarem. Ani drgnął. Nowy zapach, nie dający się wyczuć gdy tak krzątał się niezdarnie po kuchni w której wszystko mieszało się z sobą, teraz stał się równie wyraźny co głos i oddech owiewający mu twarz. Naleśniki, truskawki, herbata i zapach samego Arthura - najsilniejszy z nich wszystkich. Nie dający się opisać ale taki specyficzny i przyjemny. Odczekał chwilę by móc się ponapawać aromatem - nie ważne jak dziwnie to określenie brzmiało. Gdyby to był sen, mógłby się z niego nigdy nie budzić. Może i nie był zbyt zajmujący dla normalnej osoby, ale jak dla niego, otaczająca go ciemność była w towarzystwie wszystkich tych drażniących zmysł zapachu równie miła, co wizja biegających po plaży nagusieńko ślicznotek. A i od tego milsza!
- Pachniesz jak jesień... - mruknął wreszcie w odpowiedzi, starając się uchwycić palce brata ale jakoś nie mógł ich złapać chociaż wyraźnie czuł dotyk. Trudno powiedzieć jak pachniała jesień, ale właśnie to najbardziej kojarzyło mu się z zapachem jaki wydzielała jego osoba. Wykrzywił usta w czymś w rodzaju nikłego uśmieszku i zamruczał czując ciepły policzek na swoim policzku.
- Zaraz wstanę.


Anglia

- Jak jesień? - Mruknął nieco zdziwiony, bo nie miał pojęcia jak mogła pachnieć jesień.- Deszczem, wiatrem i liśćmi? - To przyjemny zapach który czuć było często w lesie czy parku, ale Anglik nigdy nie myślał, że mógłby tym pachnieć. Uśmiechnął się więc pod nosem i potarł policzkiem po jego policzku.
- Nie musisz wstawać. - Szepnął skubiąc jego palce i nie dając mu złapać swojej dłoni. Zerknął na okno, za którym intensywnie padał deszcz bębniąc rytmicznie o parapet. Rękę którą obejmował mu w pasie, wsunął pod jego koszulkę i ułożył na jego chłodnym i nieco wilgotnym brzuchu. Evan musiał naprawdę kiepsko się czuć, bo oprócz wilgotnego czoła, nawet pod ubraniem był trochę mokry. Co ten kac robi z ludźmi, do cholery.
- Jak będziesz czegoś potrzebował to mi powiedz. Przygotowałem dla ciebie zimny napój. - Ułożył się za nim wygodniej, przylegając do jego pleców. Kolejny raz ucałował mu policzek a kolejny pocałunek złożył na jego karku. Wtulił nos w jego włosy i westchnął ciężko. Bliskość Evana uspokoiła Arthura, a deszcz za oknem i burza jakoś tak działały teraz kojąco.
- Już się tym nie zadręczaj, nie jestem na ciebie o nic zły. Cholera, po prostu sobie leż i odpoczywaj, w porządku? - Jego złość pojawi się przy najbliższej kłótni, ale teraz nie chciał po prostu żeby Walijczyk się tym przejmował. Bo Arthur był pewien, że się przejmował i o tym myślał. Teraz to on chciał się nim trochę poopiekować, więc zirytuje się, kiedy brat wmówi sobie, że musi zaraz usiąść na baczność i pozmywać pieprzone naczynia. Anglik chciał żeby Evan czuł się po prostu dobrze, trochę przespał a potem wstał wypoczęty i mniej skacowany.
- Ja sobie z tobą poleżę. - Dodał jeszcze spokojnie, nie mając pojęcia, jak inaczej brzmiał jego głos kiedy mówił szeptem. Pogładził brata po brzuchu i ponownie ucałował go w kark który miał "pod ręką". Włosy brata pachniały szamponem, więc znów z przyjemnością wcisnął między nie swój nos.
- Ty zawsze pachniałeś lasem i ziołami. Lubiłem się do ciebie przytulać. Zwłaszcza, kiedy chciało mi się spać, wiesz? Ten zapach był tak cholernie kojący, że kiedy płakałem to biegłem właśnie do ciebie...


Walia

Poszerzył uśmiech o kolejne kilka milimetrów i mruknął na znak zgody.
- Deszczem, wiatrem, liśćmi... Czasami... odnoszę wrażenie że jest to jeszcze świeżo skoszona trawa... Albo liście herbaty. - momentami dochodził do tego zapach żelu pod prysznic, szamponu czy też lekkiej wody kolońskiej używanej podczas większych spotkań, ale żadne nie zabijało tych naturalnych, przypisanych konkretnie do jego własnej osoby. Zwracał na to uwagę zupełnie podświadomie i jakoś nigdy wcześniej nie miał czasu dłużej się nad tym zastanowić. Zapach... Właśnie ten zapach sprawiał że Arthur był w pełni Arthurem. Nikim innym poza sobą samym. Oczy można oszukać, to tak samo wadliwy zmysł jakim bywał słuch, jednak dotyk, smak i powonienie stanowiły znacznie bardziej skomplikowane i wiarygodny systemy.
Kolejny pomruk wydał by oznajmić swoje zadowolenie i wdzięczność jednocześnie.
Potrzeba zajęcia się tym czym zając się należało, stanowiła coś będącego częścią dnia codziennego. Przez myśl przeszło mu więc że gary same się nie pozmywają(co oczywiście było błędem rzeczowym, bo to ani jego, ani tym bardziej dom Arthura a zwyczajny apartament hotelowy, który tak czy siak służba będzie zmuszona uporządkować), ale ciało krzyczało o spokój tak donośnie, że propozycja brata co do zostania w łóżku została przyjęta prawie bez jego woli.
Skupiając siłę wszystkich mięśni na tej jednej, prostej czynności jaką była odpowiedz na zaczepiające go ciągle palce, prawie zapomniał o kacu. Zapewne na okres krótkoterminowy, ale to nie było teraz jakoś specjalnie ważne. Wszystko zdawało się całkiem przyjemnym amokiem któremu pozwoliłby trwać już zawsze, bez względu na niemoc całej reszty ciała.
- Masz ciepłe ręce. - zauważył nadal dość ochryple ale nie tak bardzo jak przed rozgrzaniem gardła herbatą. Którą swoją drogą również przygotował mu Arthur. Ha... Trochę nie do uwierzenia że skończyło się to w ten właśnie sposób.
- Mhm. To zabawne... Nikt nigdy wcześniej nie zajmował się mną w ten sposób. - w głosie zabrzmiała niekłamana wdzięczność, napawając się każdym, najdrobniejszym gestem. Fakt że nie miał możliwości obrócić się żeby go objąć jakoś strasznie nie gryzł po sumieniu. Tak też było dobrze i chyba Arthur nie uzna tego za "bierność".
- W porządku. - gdyby się nie przejmował, nie byłby sobą ale spróbować nie zaszkodzi. Chociaż na trochę. Wsłuchiwał się w łagodny i zaskakująco czuły ton oraz wypływające razem z nim wyznanie, tak kompletnie niepasujące do typowej Arthurowej nonszalancji. Słuchał i wspominał.
- Nocami wpychałeś mi się do siennika kiedy Alba albo Jack straszyli cię nieistniejącymi upiorami. Byłeś zawsze w tedy taki uroczy... Właściwie nie było w tedy chwili żebym pomyślał inaczej.- dodał mimo zmęczenia całkiem żywym, ale cichym głosem. - A teraz...? Pachnę inaczej niż w tedy?


Anglia

Skoro nikt wcześniej nie zajmował się Evanem w taki sposób, to Arthur postara się być pierwszym. Na ten moment cała złość mu przeszła, a atmosfera była dziwnie spokojna i w pewien sposób smutna. Gładził więc brata cały czas po wilgotnym od potu brzuchu, podparł się na łokciu a jego usta co chwila muskały jego policzek, włosy albo czoło.
- A nie przeszkadza ci, że cię gładzę? I liście herbaty? B-bracie, ty to masz porównania... - Mruknął cicho, lekko rozbawiony. Nie zastanawiał się jakoś czy nie męczy skacowanego rozmową, chociaż sam osobiście nie cierpiał kiedy po ciężkiej libacji alkoholowej ktoś mu nadawał nad uchem. N-no, ale coś za coś! Lepszy miły i czuły Artie który mówi i przeszkadza w odpoczynku, niż milczący i obrażony przez co swoją postawą zaznacza jaka chorego czeka awantura, kiedy tylko poczuje się lepiej.
- Taa, pamiętam jak opowiadali mi te cholernie głupie historie, a ja w to tak naiwnie wierzyłem. - Mruknął, skoro zebrało im się na wspominki. Cały czas swoimi palcami drażnił lekko palce brata, nie dając mu zacisnąć na nich dłoni.
- Opieprzałeś ich za takie gadanie ale ja i tak potem przez kilka dni się bałem. Cholernie głupie było ze mnie dziecko. A przychodziłem do ciebie też jeszcze dlatego, że mnie przytulałeś a w nocy nie wierciłeś na tyle, żeby zrzucić z łóżka. Ch-cholera, pamiętam to jeszcze... - Mówił cicho i pokręcił lekko głową. - Byłem cholernie słaby i uczuciowy... - A jak wiadomo, płacz i częste pokazywanie uczuć to oznaka słabości. Przynajmniej dla Arthura. Przeczesał palcami włosy Evana i nie mogąc się już powstrzymać, wychylił się nieco i pocałował go krótko w usta, dłonią cały czas gładząc brzuch, a plecami przylegając do jego pleców.
- Teraz pachniesz bardzo podobnie, tak lekko i kojąco, ale zapach ziół zniknął. Już się tym nie bawisz, prawda? Huh... to chyba coś jak zapach letniego wieczoru kiedy w końcu ma się rozpadać. - Ciężko wyjaśnić ten zapach, ale jest on cholernie kojący. Po całym dniu palącego słońca, czuje się zapach deszczu i wie, że zaraz z nieba spadnie kojący strumyk. To cholernie wspaniałe uczucie.
- Chcesz się napić? A może pospać, eeh? Mam cię zostawić? - Zapytał jednak, chociaż "zostawienie go" będzie jedynie polegało na milczeniu. D-do diabła, było mu za dobrze żeby teraz miał się odsuwać.


Walia

Choć ponura nostalgia była już w otaczającym ich powietrzu dobrze wyczuwalna, nie przeszkadzała jak widać żadnemu z braci. Deszcz zacinał jakby mocniej, odgłosy odległej wciąż burzy stały się troszkę wyraźniejsze, a wiatr od czasu do czasu zaszczycał ich swoim świszcząco-gwiżdżącym głosem, całkiem dobrze zagłuszanym przez stare ale grube szyby. Gdzieś z drugiego końca ulicy dało się słyszeć trzask łamanej gałęzi. A to dopiero początek. Szykowała się całkiem spora zawieja, która swój moment kulminacyjny osiągnie jeszcze przed południem.
Evan całe szczęście nie cierpiał na żadne bóle reumatyczne związane ze zmianami pogody. Bo jakby to podziałało na jego przedwieczne ale całkowicie sprawne kości, lepiej nie wiedzieć. Wychodziło zresztą na to, że Brytyjczycy jako naród specyficzny, uodpornił się na większość z nich w znacznie większej mierze. Zapewne dlatego że mieszkaniec Wysp będący podobnym barometrem, nie przeżyłoby nazbyt długo. Co by to jednak za schorzenie go w tej chwili nie męczyło... nie istniała możliwość żeby zwrócił na nią jakąkolwiek uwagę. Prosty, nieskomplikowany dotyk, działał czasami lepiej niż najlepsze leki przeciwbólowe.
- Jest dobrze. Lubię twój dotyk... i głos. - cichy głos brata mieszający się z odgłosami ulewy, kojarzył mu się nieodzownie z jakąś starą, smutną pieśnią. Być może to wina kaca i lekkiej gorączki. Nawet gdyby chciał, po prostu nie umiałby powiedzieć dlaczego właśnie takie odniósł wrażenie. Nie będzie też potrafił na nie odpowiedzieć za rok ani za lat dziesięć. Bardzo możliwe że nawet i tysiąc nie wystarczy by przynieść jakiekolwiek, satysfakcjonujące wyjaśnienia. Jedno było pewne. Była to prawdziwa muzyka dla jego uszu, której wysłuchiwania nie mógłby sobie odmówić.
Uniósł ociężałe powieki by móc spojrzeć kątem oka na twarz Arthura.
- Spacerując po mokrej trawie, ciepłą ale burzową jesienią, można by zbierać takie świeże liście z herbacianych krzewów... - mruknął cicho, jakby do własnej wizji sprezentowanej mu przed sekundą przez wyobraźnie. Mógł brzmieć trochę nietrzeźwo przy tych wszystkich, swoich dygresjach, to prawda.
- Nie pamiętali jak sami trzęśli się ze strachu kiedy celowo straszyłem ich przy ognisku, dokładnie tymi samymi historyjkami... Ciężko było was wszystkich upilnować. Ale lubiłem to robić. Zajmować się wami... Tobą. Byłeś strasznie nieznośnym, ale dobrym dzieckiem. - uniósł ciężkie powieki i zerknął na niego kątem oka. - Dalej tak mówisz... - stwierdził z lekkim żalem, ale nie zamierzał teraz kwestionować jego, zdecydowanie dziwnych i nie wiadomo skąd wyciąganych wniosków na temat uczuć. Tym bardziej kiedy ten od tak pocałował go. Jakby do kłótni i nocnego incydentu nigdy nie doszło, a przynajmniej... na razie przestały być istotne. Mruknął ponownie i wysłuchał go z uwagą.
Przekręcił głowę na tyle na ile mógł. Było to niewygodne, ale nie szkodzi. Musiał spojrzeć. To było zdaje się ważne żeby spojrzał. Nie wiedział dlaczego, ale na pewno było.
- Tylko czasami... Sporadycznie. Kiedy uzupełniam zapasy leków albo zbieram je przed ususzeniem na przyprawy... Ale to za mało żeby zdążyć nimi "przesiąknąć". - zastanowił się. - Wydaje się jakbyśmy pachnieli podobnie. A jednak to zupełnie inne zapachy. - poczuł jak palce brata raz po raz wymykają mu się z pułapki. Ledwo nadążył je musnąć i znowu ich nie było. To wydawało się takie śmieszne dziecinne. Wiedział że nie spocznie na próbach dopóki ich nie złapie. Nie ważne jak śpiący i zmęczony ostatecznie się zrobi.
Zrezygnował z dalszego odchylania głowy. Nie był w formie, ale na krótkie pokręcenie głową udało mu się zdobyć.
- Chętnie się napije, ale jeszcze nie czas żeby spać... Kiedy nastanie, sam mnie zmorzy.

Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 1]

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach