Jezioro jakie jest każdy widzi. A z drewnianego pomostu to widać było całkiem wiele. Konkretnie: rozlane po horyzont wody i otaczające je wiecznozielone lasy iglaste. Wyjątkowo niemal bezchmurne niebo odbijało się w pomarszczonej tafli jeziora. Gdzieś na prawo czerniał zarys malutkiej wysepki. Przy pomoście lekko kołysała się śnieżnobiała łódka. Innym akcentem kolorystycznym był drewniany domek odcinający od otoczenia się barwą czerwonej ochry.
Wewnątrz budyneczku znajdował się mały kompleksik kuchenny (bo ciężko to nazwać pełnoprawną kuchnią), ciasna toaleta oraz jedna sypialnia z dwoma łóżkami, przykrytymi pasiastą pościelą.
Timo siedział, słuchał radia i rozmyślał nad światem. Czynność ta bywała dla Finów wysoce niebezpieczna w okresie zimowym, natomiast latem nie stanowiła żadnego zagrożenia dla zdrowia i życia. A właśnie trwało lato. To "złudzenie" Toivo Pekkanena. Lato krótkie, nieprzesadnie ciepłe. Lato białych nocy "umilonych" brzęczeniem komarów.
Późno ranne słońce wpadało przez okno. Fin czekał na Brazylię w malutkiej "kuchni". Gość przyleciał późno poprzedniego wieczoru, a nad jezioro obaj dojechali już nocą i zmęczenie natychmiast dało o sobie znać.
Tymczasem dochodziła już dziesiąta. W radiu spiker wyrzucał z siebie wiadomości z prędkością niebezpiecznie zbliżoną do prędkości światła.
Wewnątrz budyneczku znajdował się mały kompleksik kuchenny (bo ciężko to nazwać pełnoprawną kuchnią), ciasna toaleta oraz jedna sypialnia z dwoma łóżkami, przykrytymi pasiastą pościelą.
Timo siedział, słuchał radia i rozmyślał nad światem. Czynność ta bywała dla Finów wysoce niebezpieczna w okresie zimowym, natomiast latem nie stanowiła żadnego zagrożenia dla zdrowia i życia. A właśnie trwało lato. To "złudzenie" Toivo Pekkanena. Lato krótkie, nieprzesadnie ciepłe. Lato białych nocy "umilonych" brzęczeniem komarów.
Późno ranne słońce wpadało przez okno. Fin czekał na Brazylię w malutkiej "kuchni". Gość przyleciał późno poprzedniego wieczoru, a nad jezioro obaj dojechali już nocą i zmęczenie natychmiast dało o sobie znać.
Tymczasem dochodziła już dziesiąta. W radiu spiker wyrzucał z siebie wiadomości z prędkością niebezpiecznie zbliżoną do prędkości światła.