Wrocław, Opera. Całe German Trio przyjechało na miejsce już rano, było to niezbędne, mimo, iż koncert miał być dopiero o 18. Ludwig i Gilbert zostali odesłani na miasto przez ich jakże kochanego kuzyna, mieli zarezerwowane miejsca na widowni, mieli zobaczyć hotel, pobawić się, gdy Rod wraz orkiestra będzie przeprowadzał próby generalne. Od 12 do 16, cztery godziny wyjęte z życia na ostatnie korekty i utrwalanie wszystkich utworów. Oczywiście nie byli jedyną orkiestrą tam. Dlatego też ograniczyli swój repertuar do Pierwszej Atlantydy, Au Pair i En blanc et noir w drugiej odsłonie. O 16 znalazł Rod kuzynostwo na rynku i razem w trójkę poszli do eleganckiej restauracji. Bracia musieli nieco podreperować samopoczucie zestresowanego Austriaka. W końcu na pół godziny przed rozpoczęciem każde z nich zajmowało już swoje miejsce – bracia na widowni, trzeci germanie za kulisami, przewracając nerwowo batutą. Grali drudzy, zaraz po gościach z Francji. Ich utwory przebiegły wprost idealnie i Roderich mógł odetchnąć z ulgą, gdy zeszli ze sceny. Zostawiono sprzęt z tyłu sceny i każdy z orkiestry drugim wyjściem przeszedł na widownię. Edelstein dołączył do swoich kuzynów, bardzo zainteresowany koncertem. Niestety, jakże by inaczej, Gilbertowi się bardzo, ale to bardzo nudziło. Kręcił się, komentował najpierw cicho, potem głośno. Nikogo nie zdziwił fakt, a wielu poczuło ulgę, gdy ochrona go wyprosiła z widowni, na dodatek z pierwszego rzędu. Dalsza część koncertu przebiegła bez zbędnych zakłóceń, choć Ludwig w pewnym momencie był bliski uśnięcia… Po wszystkim udali się na bankiet.
Bankiet przebiegł praktycznie w porządku. Roderich bardzo długo wymieniał się poglądami z zaproszonymi muzykami, częstował wysokiej jakości trunkami jednak z umiarem - zapomniał wtedy nawet o istnieniu będącej tu także części rodziny. Gilbert za ten czas "ruszył na łowy" damskiej części zaproszonych gości, po czym już nie z umiarem spił się bardzo mocno beztrosko hałasując (trzeba go było nie raz ściągać ze stołu). Ludwig pogodzony z faktem nietknięcia alkoholu dzisiejszej nocy z powodu musu przetransportowania kuzyna i brata usilnie opanowywał sytuację, która z godziny na godzinę wydawała się coraz trudniejsza.
Zabalowali tak prawie do rana dokładnie po 4.00 nad ranem Ludwigowi udało się wyciągnąć rozjuszonego na dobre brata z lokalu bo kuzyn już wielce zmęczony narzekając na warunki w hotelu pośpieszał ich do wyjazdu.
Więc wsiedli do samochodu i ruszyli.
Po kilku godzinach jazdy pOlskimi drogami na niezbyt równej szosie prowadzącej przez fragment lasu, jeszcze przed wschodem słońca zawieszenie zaczęło wydawać niepokojąco dziwne dźwięki. Roderich już przysypiał a Gilbert nieprzytomnie oglądał widoki mrucząc coś pod nosem. Ludwig dość mocno przemęczony jednak wciąż gapił się gps (który niekoniecznie dobrze ich prowadził) coraz bardziej zaczął przeczuwać że coś jest z pojazdem nie tak. Niecały kwadrans potem samochód nagle przystanął ale tym razem nie od braku paliwa. Wczesny ranek, z daleka od cywilizacji, z zepsutym samochodem... Jak wrócić do domu?
-----------------------------------------------------------------------------------------
(czyli Axel nie robi niepotrzebnego spamu)
Był piekielnie zmęczony, bolały go oczy i miał ochotę szybko położyć się do łózka. Szkoda, że akurat teraz samochód odmówił im posłuszeństwa. Przecież robił wcześniej przegląd dla spokoju i wszystko chodziło nader poprawnie, jeszcze nigdy żaden samochód go nie zawiódł. To jakiś fatum, i to tu na polskich drogach nawet niemiecki samochód zaczyna tykać niebezpiecznie...
Nie czekając więc dłużej otworzył drzwiczki i wygramolił się z samochodu żeby prosto zobaczyć co się stało mając nadzieję, że NIC wielkiego się nie stało. Poza tym miał ze sobą dwie niecierpiące się osoby, chciał się z tym szybko bez krzyku uporać dopóki byli całkowicie spokojni i znużeni podróżą. W końcu było wcześnie rano, niedługo wstanie świt no więc załatwi to do tego czasu.
Zupełnie bez słowa objął pojazd wzrokiem i chwycił za maskę podnosząc ją jednym ruchem zajrzał do środka.
Bankiet przebiegł praktycznie w porządku. Roderich bardzo długo wymieniał się poglądami z zaproszonymi muzykami, częstował wysokiej jakości trunkami jednak z umiarem - zapomniał wtedy nawet o istnieniu będącej tu także części rodziny. Gilbert za ten czas "ruszył na łowy" damskiej części zaproszonych gości, po czym już nie z umiarem spił się bardzo mocno beztrosko hałasując (trzeba go było nie raz ściągać ze stołu). Ludwig pogodzony z faktem nietknięcia alkoholu dzisiejszej nocy z powodu musu przetransportowania kuzyna i brata usilnie opanowywał sytuację, która z godziny na godzinę wydawała się coraz trudniejsza.
Zabalowali tak prawie do rana dokładnie po 4.00 nad ranem Ludwigowi udało się wyciągnąć rozjuszonego na dobre brata z lokalu bo kuzyn już wielce zmęczony narzekając na warunki w hotelu pośpieszał ich do wyjazdu.
Więc wsiedli do samochodu i ruszyli.
Po kilku godzinach jazdy pOlskimi drogami na niezbyt równej szosie prowadzącej przez fragment lasu, jeszcze przed wschodem słońca zawieszenie zaczęło wydawać niepokojąco dziwne dźwięki. Roderich już przysypiał a Gilbert nieprzytomnie oglądał widoki mrucząc coś pod nosem. Ludwig dość mocno przemęczony jednak wciąż gapił się gps (który niekoniecznie dobrze ich prowadził) coraz bardziej zaczął przeczuwać że coś jest z pojazdem nie tak. Niecały kwadrans potem samochód nagle przystanął ale tym razem nie od braku paliwa. Wczesny ranek, z daleka od cywilizacji, z zepsutym samochodem... Jak wrócić do domu?
-----------------------------------------------------------------------------------------
(czyli Axel nie robi niepotrzebnego spamu)
Był piekielnie zmęczony, bolały go oczy i miał ochotę szybko położyć się do łózka. Szkoda, że akurat teraz samochód odmówił im posłuszeństwa. Przecież robił wcześniej przegląd dla spokoju i wszystko chodziło nader poprawnie, jeszcze nigdy żaden samochód go nie zawiódł. To jakiś fatum, i to tu na polskich drogach nawet niemiecki samochód zaczyna tykać niebezpiecznie...
Nie czekając więc dłużej otworzył drzwiczki i wygramolił się z samochodu żeby prosto zobaczyć co się stało mając nadzieję, że NIC wielkiego się nie stało. Poza tym miał ze sobą dwie niecierpiące się osoby, chciał się z tym szybko bez krzyku uporać dopóki byli całkowicie spokojni i znużeni podróżą. W końcu było wcześnie rano, niedługo wstanie świt no więc załatwi to do tego czasu.
Zupełnie bez słowa objął pojazd wzrokiem i chwycił za maskę podnosząc ją jednym ruchem zajrzał do środka.