Gość. Była gościem. To znaczyło tylko jedno (co tak na dobrą sprawę wcale a wcale jednym nie było) - musiała się zachowywać nienagannie, przyjść o odpowiedniej porze i nie wyrządzić żadnych szkód, nie mówiąc już nawet o obrazie gospodarza w jakikolwiek sposób. Szczerze? Nie znała fińskich zwyczajów, więc o to było bardzo prosto. Cały czas mogła mieć wrażenie, że robi coś nie tak, jak powinna. Ale w końcu Timo wyglądał na bardzo inteligentnego chłopaka i pewnie miał pojęcie o tym, że Malediwy wszystkiego się domyśleć nie potrafiła. Mógł ją ewentualnie pouczać. W końcu od tego są wyprawy w odwiedziny i przyjmowanie przybyszów. Finek miał dziś (nie)przyjemność gościć między innymi byłego dzikusa z dalekiego południowego wschodu - bobki spod Indii o trzech ojcach i stanowczo zbyt wysokim poziomie endorfin w organiźmie, a także skorym do wszelkich przytulaśności. Mogła mu rozwalić domostwo, nawet nie wiedząc, że cokolwiek działo się z jej winy, bądź też wziąć takową na siebie, choćby i nie miała z tym nic wspólnego.
No dobra. Bez przesady. To nie miała być libacja u jakiegoś chaotycznego księciulka lubiącego coś rozpierdzielić, tylko karaoke w miłym i przyjaznym gronie, na które dziewczyna wybrała się z naprawdę niemałą przyjemnością. W końcu wiadomo nie od dziś, że Mysan przepadała za wyżywaniem się muzycznie, jak i również osóbką północnego znajomego. To znaczy... nie w tym sensie! Po prostu wydawał się sympatyczny, jasne? Nie myśleć sobie, że jak młoda chciała się z jakimś zakumplować, to zaraz ten teges!
Po długich godzinach lotu jednak wyskoczyła z szybowca, balonu, sterowca, czy czym ona tam magicznie przeniosła się do Finlandii i popędziła wprost pod wskazany jej adres. Odziane w skórzane rękawiczki dłonie, które dotychczas kryła w kieszonkach ciepłego, białego płaszczyka, wykończonego sztucznym szarawym futerkiem, wysunęły się z nich i przesunęły po drzwiach wejściowych. Jedna z nich zacisnęła się w piąstkę i kilkukrotnie zastukała na pewno na tyle słyszalnie, aby młodzieniec mógł spostrzec się, że ktoś zawitał u jego progów.
No dobra. Bez przesady. To nie miała być libacja u jakiegoś chaotycznego księciulka lubiącego coś rozpierdzielić, tylko karaoke w miłym i przyjaznym gronie, na które dziewczyna wybrała się z naprawdę niemałą przyjemnością. W końcu wiadomo nie od dziś, że Mysan przepadała za wyżywaniem się muzycznie, jak i również osóbką północnego znajomego. To znaczy... nie w tym sensie! Po prostu wydawał się sympatyczny, jasne? Nie myśleć sobie, że jak młoda chciała się z jakimś zakumplować, to zaraz ten teges!
Po długich godzinach lotu jednak wyskoczyła z szybowca, balonu, sterowca, czy czym ona tam magicznie przeniosła się do Finlandii i popędziła wprost pod wskazany jej adres. Odziane w skórzane rękawiczki dłonie, które dotychczas kryła w kieszonkach ciepłego, białego płaszczyka, wykończonego sztucznym szarawym futerkiem, wysunęły się z nich i przesunęły po drzwiach wejściowych. Jedna z nich zacisnęła się w piąstkę i kilkukrotnie zastukała na pewno na tyle słyszalnie, aby młodzieniec mógł spostrzec się, że ktoś zawitał u jego progów.