Sean nudził się potwornie u siebie w domu. Kompletnie nic się nie działo. Nawet odechciało mu się chwilowo wychodzić do pubu, by popić do nieprzytomności ze znajomymi. Gdy zdał sobie z owego faktu sprawę, przeraził się do tego stopnia iż spakował plecach i wyleciał z domu jak oparzony. W ciągu dwóch minut postanowił, że musi wyjechać z miasta, przynajmniej na jeden dzień, bo coś jest z nim nie tak. Nie z miastem, ale z samym Irlandczykiem.
Ostatecznie usiadł na progu domu z plecakiem i śpiącym psiskiem na kolanach, zastanawiając się głęboko. Trochę zajęło mu wymyślenie dokąd się udać. Gdy jego wzrok spoczął na suszącym się na sznurze kilcie Scotta, olśniło go. Z początku chciał jechać konno, ale po ocenieniu wnikliwie trasy jaką musiałby pokonać, stwierdził, że dojechać za trzy dni do brata nie jest mu na rękę, zwłaszcza, że z tego co pamiętał, Szkot zamieszkiwał tę część miasta, gdzie o przechowaniu konia nie było mowy. Odrzuciwszy więc jeden ze środków lokomocji ze względów oczywistych, namyślił się nad kolejnym - komunikacją państwową. Ten zaś odrzucił bez żadnego głębszego namysłu. Powód? Pieniądze i uraz do podróżowania w ścisku. Samochód był w stanie rozkładu i samotrawienia się przez rdzę, toteż została tylko jedna opcja dla Seana.
Niedługo później, jednoślad gładko sunął po asfaltowej wstążce. Miał ją swoje lata to prawda, jednak właściciel z miłości do owego środku lokomocji, nie pozwolił by ząb czasu zbytnio nadszarpnął zarówno wnętrze jak i zewnętrze motocykla. Nie był to harley ani ścigacz. Motor, po prostu motor.
Droga nie była problematyczna, dopóki nie wjechał do miasta. Kiedy ostatni raz tu był? Wiek temu? Dwa? Biedny Sean błądził przez dobrą godzinę, nim wydostał się wreszcie z centrum i zajechał pod miejsce przeznaczenia. Zabezpieczył pojazd, a następnie udał się do drzwi mieszkania, w które intensywnie załopotał pięścią. Miał szczerą nadzieję, że brat ucieszy się z jego wizyty.
Ostatecznie usiadł na progu domu z plecakiem i śpiącym psiskiem na kolanach, zastanawiając się głęboko. Trochę zajęło mu wymyślenie dokąd się udać. Gdy jego wzrok spoczął na suszącym się na sznurze kilcie Scotta, olśniło go. Z początku chciał jechać konno, ale po ocenieniu wnikliwie trasy jaką musiałby pokonać, stwierdził, że dojechać za trzy dni do brata nie jest mu na rękę, zwłaszcza, że z tego co pamiętał, Szkot zamieszkiwał tę część miasta, gdzie o przechowaniu konia nie było mowy. Odrzuciwszy więc jeden ze środków lokomocji ze względów oczywistych, namyślił się nad kolejnym - komunikacją państwową. Ten zaś odrzucił bez żadnego głębszego namysłu. Powód? Pieniądze i uraz do podróżowania w ścisku. Samochód był w stanie rozkładu i samotrawienia się przez rdzę, toteż została tylko jedna opcja dla Seana.
Niedługo później, jednoślad gładko sunął po asfaltowej wstążce. Miał ją swoje lata to prawda, jednak właściciel z miłości do owego środku lokomocji, nie pozwolił by ząb czasu zbytnio nadszarpnął zarówno wnętrze jak i zewnętrze motocykla. Nie był to harley ani ścigacz. Motor, po prostu motor.
Droga nie była problematyczna, dopóki nie wjechał do miasta. Kiedy ostatni raz tu był? Wiek temu? Dwa? Biedny Sean błądził przez dobrą godzinę, nim wydostał się wreszcie z centrum i zajechał pod miejsce przeznaczenia. Zabezpieczył pojazd, a następnie udał się do drzwi mieszkania, w które intensywnie załopotał pięścią. Miał szczerą nadzieję, że brat ucieszy się z jego wizyty.