- A żebyś wiedział, że się należy! - Uśmiechnął się szerzej. Tymczasowo zaczął zapominać o stresie jaki go czeka. - Byś tylko chciał patrzeć, huh? A o to chodzi, żeby nie było widać. Żeby nie pokazywać, tylko k-kusić.
Sam Scott oczywiście zupełnie nie zgadzał się z tą teorią, bo cóż było przyjemniejszego od patrzenia na nagie kobiece piersi, ale przed Francisem mógł sprawiać pozory. Poza tym, nie uśmiechała mu się wizja biegania z przyrodzeniem na wierzchu. Niech Francis chodzi, jak chce, ale Scottie wolał zakrywać się chociażby głupią płachtą kiltu.
Pokój z obrazami przedstawiał się przygnębiająco nawet dla Scotta, który przecież na sztuce nie znał się za bardzo. Tyle, że potrafił powiedzieć, co jest ładne, a co nie; obrazy Francisa zaliczały się zdecydowanie do pierwszej kategorii rzeczy ładnych.
Nawet wielki, włochaty i niedomyślny Szkot poczuł, że coś jest nie tak w głosie Francuza. Samemu szkoda mu było ciąć obrazy, ale jeśli tylko tak mógł je naprawić, nie widział innego wyjścia. Gdy Francis klęknął, sam przycupnął koło przyjaciela.
- Nie musimy, jak nie chcesz. Bo one teraz też są ładne. - Przejechał palcem po czerwonej plamie. - A jakby naprawdę gdzieś to zgłosić, co? Za takie n-niszczenie, to drań gniłby za kratami, cholera. Bo ty się tu starasz, uzewnętrzniasz, a tu taki bezczelny. Ty wiesz co? Tego nie tnij, to ja go sobie do domu wezmę. Mogę? Żeś taki zdolny, że nawet ta plama nie przeszkadza.
Sam Scott oczywiście zupełnie nie zgadzał się z tą teorią, bo cóż było przyjemniejszego od patrzenia na nagie kobiece piersi, ale przed Francisem mógł sprawiać pozory. Poza tym, nie uśmiechała mu się wizja biegania z przyrodzeniem na wierzchu. Niech Francis chodzi, jak chce, ale Scottie wolał zakrywać się chociażby głupią płachtą kiltu.
Pokój z obrazami przedstawiał się przygnębiająco nawet dla Scotta, który przecież na sztuce nie znał się za bardzo. Tyle, że potrafił powiedzieć, co jest ładne, a co nie; obrazy Francisa zaliczały się zdecydowanie do pierwszej kategorii rzeczy ładnych.
Nawet wielki, włochaty i niedomyślny Szkot poczuł, że coś jest nie tak w głosie Francuza. Samemu szkoda mu było ciąć obrazy, ale jeśli tylko tak mógł je naprawić, nie widział innego wyjścia. Gdy Francis klęknął, sam przycupnął koło przyjaciela.
- Nie musimy, jak nie chcesz. Bo one teraz też są ładne. - Przejechał palcem po czerwonej plamie. - A jakby naprawdę gdzieś to zgłosić, co? Za takie n-niszczenie, to drań gniłby za kratami, cholera. Bo ty się tu starasz, uzewnętrzniasz, a tu taki bezczelny. Ty wiesz co? Tego nie tnij, to ja go sobie do domu wezmę. Mogę? Żeś taki zdolny, że nawet ta plama nie przeszkadza.