Kolejne słowa Scotta nie miały dla niego wielkiego znaczenia w momencie, gdy nie nasycił się jeszcze szczęściem związanym z brakiem myśli samobójczych u, tego właśnie, marudzącego rudzielca.
-Od zawsze żyjesz ze swoimi ludźmi na tych terenach, więc nie przyszło mi do głowy, że możesz kiedyś chcieć się... przenieść.- Tak zrozumiał. Skoro Szkot narzekał na położenie swojej ziemi i klimat to był dla Francisa znak, że chętnie przeniósłby się w cieplejsze miejsce. Tutaj pojawiał się kolejny problem. O ile zwykli ludzie mogli spakować swoje rzeczy i przeprowadzić się choćby na drugi koniec świata, to całe państwo raczej trudno byłoby przenieść. Francis nie wyobrażał sobie czegoś takiego. Nawet gdyby miał zgromadzić wszystkich swoich mieszkańców i przenieść w inne miejsce, to pozostawała ziemia... miejsce stoczonych bitew, zawieranych sojuszy, zdrad, aktów patriotyzmu i przede wszystkim elementów kultury, trwale z nią związanych. Musiałby się spakować razem z całym swoim państwem, a to było już naprawdę niemożliwe.
-Słuchaj, Scottie! U mnie jest cieplej a ciebie chłodniej. Musi być zachowana jakaś równowaga. Gdyby wszędzie panowała taka sama temperatura to prawdopodobnie nigdy nie poznalibyśmy określeń takich jak ciepło i zimno. Znów wszędzie byłoby jednakowo. Niech zostanie tak jak jest. Bardzo dobrze się stało, że natura tak to wszystko poukładała. Tutaj na Ziemi jest nam potrzeby kontrast. Nie czuł się poszkodowany z powodu ostrzejszego klimatu w twoich stronach. Jak to się mówi? Ktoś musi mieć zimno, żeby ciepło mógł mieć ktoś.- Posłał w stronę Scotta pogodny uśmiech. Chciał w ten sposób rozwiać burzowe chmurki, które zdawały się gromadzić nad jego głową.
-Oh la la!- Zacmokał udając niezadowolonego przy ostatnim zdaniu przyjaciela, ale zaraz po tym roześmiał się.- Co za płynne przejście do następnego tematu. Gdybym akurat szedł to pewnie wywróciłbym się natychmiast, przez ten uskok między tematami.
Starał się rozpogodzić Scotta ze wszystkich sił. Nie lubił kiedy ten opowiadał, że zbliża się jego koniec. Musiał zapytać o ewentualną śmierć z jego własnych rąk, ponieważ nie dałoby mu to spokoju. Dowiedział się, a raczej usłyszał to co usłyszeć chciał i temat śmierci był dla niego zamknięty. Wystarczyło teraz zgrabnie z niego wyjść.
-Ile ty masz właściwie lat? Nawet więcej niż ja. Skoro przetrwałeś tyle wieków to na pewno nie zaliczasz się do najsłabszych. Gdyby tak było to już dawno przestałbyś istnieć, a tym czasem...- Na stoliku wysunął otwartą dłoń w stronę Scotta. Uśmiech nie schodził z jego ust. Czuł, że naprawdę ma siłę, by przywrócić pogodę ducha zimnej, pochmurnej Szkocji.
-Przypomnij sobie, że kocham cię od prawie tysiąca lat i przyjmij do wiadomości, że zamierzam kochać drugie tyle. Bardzo mi przykro, ale obawiam się, że twoja obecność będzie mi do tego niezbędna. Nie chcę cię na siłę wyciągać z twojego dołka ale jeśli wszystko ułoży się po mojej myśli to masz całą wieczność aby w końcu uświadomić sobie, że śmierć nie upomni się o ciebie tak szybko. Nawet jeśli zginę pierwszy a ty będziesz potrzebował pomocy to wrócę do ciebie z otchłani piekieł.
-Od zawsze żyjesz ze swoimi ludźmi na tych terenach, więc nie przyszło mi do głowy, że możesz kiedyś chcieć się... przenieść.- Tak zrozumiał. Skoro Szkot narzekał na położenie swojej ziemi i klimat to był dla Francisa znak, że chętnie przeniósłby się w cieplejsze miejsce. Tutaj pojawiał się kolejny problem. O ile zwykli ludzie mogli spakować swoje rzeczy i przeprowadzić się choćby na drugi koniec świata, to całe państwo raczej trudno byłoby przenieść. Francis nie wyobrażał sobie czegoś takiego. Nawet gdyby miał zgromadzić wszystkich swoich mieszkańców i przenieść w inne miejsce, to pozostawała ziemia... miejsce stoczonych bitew, zawieranych sojuszy, zdrad, aktów patriotyzmu i przede wszystkim elementów kultury, trwale z nią związanych. Musiałby się spakować razem z całym swoim państwem, a to było już naprawdę niemożliwe.
-Słuchaj, Scottie! U mnie jest cieplej a ciebie chłodniej. Musi być zachowana jakaś równowaga. Gdyby wszędzie panowała taka sama temperatura to prawdopodobnie nigdy nie poznalibyśmy określeń takich jak ciepło i zimno. Znów wszędzie byłoby jednakowo. Niech zostanie tak jak jest. Bardzo dobrze się stało, że natura tak to wszystko poukładała. Tutaj na Ziemi jest nam potrzeby kontrast. Nie czuł się poszkodowany z powodu ostrzejszego klimatu w twoich stronach. Jak to się mówi? Ktoś musi mieć zimno, żeby ciepło mógł mieć ktoś.- Posłał w stronę Scotta pogodny uśmiech. Chciał w ten sposób rozwiać burzowe chmurki, które zdawały się gromadzić nad jego głową.
-Oh la la!- Zacmokał udając niezadowolonego przy ostatnim zdaniu przyjaciela, ale zaraz po tym roześmiał się.- Co za płynne przejście do następnego tematu. Gdybym akurat szedł to pewnie wywróciłbym się natychmiast, przez ten uskok między tematami.
Starał się rozpogodzić Scotta ze wszystkich sił. Nie lubił kiedy ten opowiadał, że zbliża się jego koniec. Musiał zapytać o ewentualną śmierć z jego własnych rąk, ponieważ nie dałoby mu to spokoju. Dowiedział się, a raczej usłyszał to co usłyszeć chciał i temat śmierci był dla niego zamknięty. Wystarczyło teraz zgrabnie z niego wyjść.
-Ile ty masz właściwie lat? Nawet więcej niż ja. Skoro przetrwałeś tyle wieków to na pewno nie zaliczasz się do najsłabszych. Gdyby tak było to już dawno przestałbyś istnieć, a tym czasem...- Na stoliku wysunął otwartą dłoń w stronę Scotta. Uśmiech nie schodził z jego ust. Czuł, że naprawdę ma siłę, by przywrócić pogodę ducha zimnej, pochmurnej Szkocji.
-Przypomnij sobie, że kocham cię od prawie tysiąca lat i przyjmij do wiadomości, że zamierzam kochać drugie tyle. Bardzo mi przykro, ale obawiam się, że twoja obecność będzie mi do tego niezbędna. Nie chcę cię na siłę wyciągać z twojego dołka ale jeśli wszystko ułoży się po mojej myśli to masz całą wieczność aby w końcu uświadomić sobie, że śmierć nie upomni się o ciebie tak szybko. Nawet jeśli zginę pierwszy a ty będziesz potrzebował pomocy to wrócę do ciebie z otchłani piekieł.