Co prawda prowadził Rodericha za sobą, jednak już po kilku minutach przebywania w spokojnym miejscu zaczął się bardziej skupiać na otoczeniu niż na gościu. Owszem, pilnował go i kierował gdzie ma iść, lecz rozglądał się przy tym tak, jakby sam pierwszy raz zwiedzał to miejsce. To niesamowite, że w tak niedalekiej odległości od głośnego i gwarnego centrum znajduje się spokojnie zacisze. Nawet sam Chiny stał się na chwilę cichy, jakby chciał wpasować się w spokojne otoczenie.
Beihai park, gdyż tak się ów miejsce, do którego zabrał Austrię, nazywa, był jednym z większych 'oaz spokoju' w Pekinie. Owszem, z zbiornika wodnego widać było neony i światła miasta, jednak w większości wzrok przyciągała roślinność i delikatnie światła pawilonów oraz świątyń.
-Cieszę się, że Ci się podoba, aru.
Niemal od razu skomentował słowa Austrii. Uśmiechnął się szeroko i uznawszy, że skoro Roderich już się odezwał, to może chociaż trochę opisać mu to bajkowe miejsce.
-Wiesz, może to wydawać się dziwne, jak widziałeś tyle neonów i całe to centrum, ale my uwielbiamy parki, aru.
Na chwilę ucichł, jakby chciał dać Roderichowi moment do zastanowienia się.
-Właściwie to nawet nie jest 'park', jak to wy, Europejczycy nazywacie swoje kompleksy zieleni, aru. To ogród cesarski. Mamy takich kilka w Pekinie, aru. Ten najbardziej uwielbiam, bo jest blisko Zakazanego Miasta i często tutaj uciekałem. -Zaśmiał się pod nosem. -Wyobraź sobie świtę cesarza goniącą mnie po tych krzakach, aru.
W rzeczy samej. Yao od zawsze miał jedną złą cechę. Nie ważne czy był cesarstwem, czy republiką, czy republiką ludową - wymigiwał się od obowiązków.
-Raz wpadłem do tej rzeki, aru. -Nie zdążył jeszcze dobrze się uspokoić ze śmiechu po wspomnieniu o ucieczkach, a już ręką wskazał na zbiornik wodny, który było widać chyba z każdej części parku. -W wakacje pięknie kwitną lotosy, a ja po prostu chciałem jednego zerwać. Rozumiesz, taki prezent dla cesarzowej, aru. Wszystkie kobiety podobno kochają te kwiaty..
Ledwo skończył mówić przyjmując natychmiastowo minę, jakby się zamyślił. Nawet przestał się uśmiechać.
-Wiesz.. Jeśli już jesteśmy przy roślinach, aru.. Są tutaj kilkusetletnie drzewa. Wiem, bo sam kilka sadziłem, aru. Chociaż tak w rzeczywistości... To wszystko co tutaj widzisz, to praca Mongolii, nie moja, aru. Chińczycy wybudowali tylko te kilka pagod. Te góry, każdy nasyp tutaj, każda dolina, równina, aru.. Owszem pierwotnie był tutaj chiński park, jednak w większości wszystko stworzyli Mongołowie. Nawet ta woda, aru. To wszystko praca ludzkich rąk, wiele godzin kopania. Wiem, że każdy uważa to za dzieło natury, wszak nie ma nawet najmniejszej rzeczy która wskazywałaby, że cokolwiek w tym miejscu nie jest dziełem boskim, a jednak, aru.
Nie chciał, aby Roderich go wziął za osobę, która czerpie korzyści z pracy innych. Ale nie chciał również okłamywać Austrii, że to co widzi to jego praca. Owszem, byli w Pekinie, w jednym z piękniejszych miejsc, gdzie nikt inny, jak Chiny spędził sporą część jego życia, lecz nie mógł przypisywać sobie zasług wybudowania czegoś, co w rzeczywistości było dziełem kogoś innego. Zwłaszcza jeśli chodziło o coś tak nierealnego jak miejsce całkowicie stworzone przez człowieka, a przypominające w każdym calu idealny świat wykreowany naturalnie. Wzgórza, ogromne jezioro zamieniające się w rzekę, wszelkie dolinki, nasypy. Około 70 hektarów krajobrazu, która powstał sztucznie, a nie różnił się niczym od tego naturalnego.