Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

You are not connected. Please login or register

Dom Evana w Cardiff

2 posters

Idź do strony : 1, 2  Next

Go down  Wiadomość [Strona 1 z 2]

1Dom Evana w Cardiff Empty Dom Evana w Cardiff Sob Sie 25, 2012 11:03 pm

Anglia

Anglia
Admin

Przez trzy cholerne miesiące nie widział się z bratem. Największa złość minęła po tygodniu, po czym nastąpił tydzień pełen irytacji kiedy tylko pomyślał o Evanie. Trzeci tydzień to tydzień przełamywania cholernej dumy, żeby nie odpisać na smsa czy nie odebrać telefonu. Po miesiącu, przychodzi stan w którym człowiek sam zastanawia się czy nie zadzwonić lub nie odpisać na emaila. Po półtoramiesięcznej rozłące, Arthur zaczął przeglądać ich cholerne zdjęcia i irytować się na głupotę Walijczyka, że słucha się go w każdym calu i nawet nie stara odwiedzić. Kiedy mija trzeci miesiąc, przychodzi pieprzony smutek, przełamanie dumy, zakopanie złości i jeszcze większa irytacja przez rozłąkę.
Arthur przeszedł przez to wszystko, a dodać można do tego jeszcze żałosne wieczory przepełnione alkoholem. Do diaska, pewnego dnia nie wytrzymał i po prostu złapał za telefon i zadzwonił do brata. Poinformował go, że ma zamiar przyjechać żeby odebrać dokumenty które za kilka dni Evan powinien wysłać pocztą.
Na drugi dzień stał więc przed drzwiami do mieszkania brata i zadzwonił dzwonkiem. Zacisnął usta, starając się utrzymywać neutralną minę.

2Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Nie Sie 26, 2012 1:31 pm

Walia

Walia

Czy Evan przechodził przez to samo co Arthur, podczas tych wszystkich dni, tygodni i miesięcy ich długotrwałej rozłąki? Raczej nie, bo i wszystko wyglądało odrobinę... "na opak".
Złościł się i owszem, tyle że na samego siebie, co może nie było szczególną nowością, jako że obwiniał się za 98% przypadków ich kłótni. A czy ktoś wspominał że był nieświadomym z tegoż powodu masochistą? No więc, tak. Był. Kiedyś pewnie jeszcze sprowadzi go to na skraj zagłady, ale jak na razie, wystarczyło mu mentalne podcinanie sobie żył za każdym, jednym razem kiedy uważał że spieprzył sprawę ich związku. A tym razem spieprzył ją- wg siebie - naprawdę skutecznie i długotrwale.
Raz to czy dwa stłukł to nieszczęsne lustro w łazience? Zgniótł w dłoni szklankę? Przeklinał wszystko co kojarzyło mu się z bratem, a kojarzyło wiele i dość często? I to bynajmniej nie dlatego że miało coś wspólnego z nim samym, ale dlatego że przypominało mu o własnej, wmawianej nieudolności.
- ... - przysiadłszy na podłokietniku kanapy w salonie, z pewnym zamyśleniem obracał obrączkę na palcu. Nigdy jej nie zdejmował. Była ostatnią rzeczą jaka zapewniała go, że jest w stanie COŚ jeszcze zawsze zdziałać.
W końcu jego uszu dobiegł z dawna oczekiwany ton dzwonka do drzwi. Z przejęcia, którego pewnie nie było po nim niestety aż tak widać, prawie wyłamał sobie zaobrączkowany palec ze stawu. Mniejsza o palec, na bogów...! Czy na pewno wszystko wyglądało jak wyglądać powinno?
Podrywając się z miejsca, ruszył w stronę drzwi, rozglądając się z wypisaną w oczach krytyką po mieszkaniu. Z każdym kolejnym krokiem bladł coraz bardziej, chociaż do koloru ściany jeszcze odrobinę mu brakowało.
-Ech... - westchnął, wyprostował się i nacisnął na gałkę. - Przepraszam że kazałem ci czekać. - skinął mu głową i odsunął się. - Wejdź proszę. Podróż przebiegła pomyślnie? - odrobina grzecznościowych formalności nigdy nie zaszkodzi.

3Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Nie Sie 26, 2012 1:48 pm

Anglia

Anglia
Admin

- ... - Na widok bladego i poddenerwowanego brata, ponownie zacisnął usta. Czy wiedział, że Evan trzęsie portkami i stresuje się jego wizytą?. Owszem. Mimo bezmimiczności Walijczyka, Arthur potrafił wyczuć kiedy działał na kogoś stresująco. A czy sprawiało mu przyjemność, kiedy ludzie się bali lub stresowali jego obecnością? O-owszem, w ponad dziewięćdziesięciu procent przypadkach, uwielbiał być górą i uwielbiał czuć, że ma władzę. Czasem tylko wobec pewnych ludzi odczuwał dziwny wstyd, że pozwolił by byli spięci, mimo że w jego obecności powinni czuć się rozluźnieni. W tym momencie sądził, że Evan zasługuje na cały dzień stresu i kiepskiego nastroju, a-ale z drugiej strony, zbyt długo się nie widzieli żeby teraz marnować te godziny na milczące fochy.
- Podróż przebiegła pomyślnie. - Odparł dość sztucznie i równie sztucznie się uśmiechnął. Evan powinien znać ten uśmiech. Wymuszony i nieprzyjazny, jakby coś ostrego wbiło się w angielski pośladek. Albo, jakby ktoś podstawił mu gówno pod nos, a on musi udawać, ze to fiołki.
Arthur ściągnął kurtkę i powiesił ją na wieszaku. Torbę na laptopa zawiesił na ramieniu, a swój bagaż (w razie czego spakował się na kilka dni, co też nie powinno umknąć uwadze Walijczyka) postawił pod ścianą. Kiedy brat zamknął drzwi, Anglik poruszył się niespokojne i chrząknął.
- E-Evan, j... khm. - Poprawił sobie mankiet koszuli, żeby zyskać na czasie.

4Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Nie Sie 26, 2012 2:26 pm

Walia

Walia

Jako rodzinny Kameleon, czy też jak kto wolał - Brytyjska Kanada, najczęstszym i najbardziej zazwyczaj absorbującym zajęciem podczas większości spotkań, było obserwowania ich przebiegu. Nie to że był aż tak bierny, po prostu mało kiedy ktoś dosłyszał co mówi, o ile w ogóle zrozumiał... Ech, nic dziwnego że jego język został na tyle lat wyparty... Nawet na ważnych spotkaniach rządowych Wysp, mało kiedy znalazł się dobry tłumacz.
Nie narzekał jednak. Jeśli miał do powiedzenia coś naprawdę ważnego, mówił to na tyle wyraźnie, głośno i... ech, po ANGIELSKU, aby wszyscy usłyszeli i zrozumieli. Innym razem, siedział aby przesiedzieć swoje i zająć czymś uwagę.
Ileż ciekawych rzeczy o poszczególnej osoby można się dowiedzieć ze zwyczajnego obserwowania jej. Gesty wyrażające złość, smutek, irytację, radość, zawód... Często wykonywane nieświadomie, zdradzały prawdziwe intencje człowieka. Zwłaszcza w przypadku Kirklandów.
Na temat skomplikowanej mimiki Arthura, Evan mógłby wydać książkę wielkości naprawdę obszernej powieści, choć o wiele łatwiej byłoby wydawać ją w pojedynczych tomikach. Bo choć znali się tak długo, nadal nie mógłby przyznać się przed sobą że zdołał ogarnąć cały zasób jego możliwości. Wystarczy że na ten moment szło mu nieźle...
Oczyma powoli wędrował od brata, do torby, od torby do bagażu, od bagażu do brata. Dyskretnie.
Mina brata w cale mu nie pomogła... Zupełnie jakby w jego domu śmierdziało stęchlizną albo czymś co najmniej martwym... I na dodatek gdyby to on sam miał to coś rozsmarowane na twarzy.
Mimo to, nie stracił werwy! Za dużo na to czekał i stanowczo zbyt wcześnie rano zrywał się z łóżka aby wszystko przygotować jak należało!
- Przepraszam. - schylił przed nim głowę, nie dając dokończyć. - Przepraszam za wszystko. Nie zamierzam naciskać... Ale chciałbym żebyś czuł się dzisiaj dobrze i nie zmuszał do niczego... W porządku? - bardziej poważny niż zwykle... o ile to możliwe. Uuf, aż się spocił na karku.

5Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Nie Sie 26, 2012 2:44 pm

Anglia

Anglia
Admin

Arthur westchnął ciężko i przeczesał włosy palcami. Chyba nie chciał o tym wszystkim rozmawiać, więc jedynie kiwnął głową na dukaninę Evana. Spojrzenie przeniósł na jego dłoń żeby upewnić się, że obrączka była na swoim miejscu. W głębi odetchnął z ulgą, bo widok akurat tej biżuterii na swoim miejscu dawał mu poczucie, że od strony brata wszystko jest w porządku. Do diaska, relacje międzyludzkie są diabelnie ciężkie, gdyby tylko potrafili sobie czytać w myślach, to wszystko byłoby w porządku.
- ... - Arthur powiesił torbę z laptopem na kolejny wieszak, po czym zbliżył się do brata. Wyperfumowany, ładnie ubrany - wszystko, żeby tylko zadowolić młodszego Kirklanda. Anglik zmierzył Walijczyka uważnym spojrzeniem, zatrzymując wzrok na tych jego żałosnych, plastikowych kapciach. Zamiast kupić sobie miękkie papcie, ten idiota nosi wieś... a z-zresztą, nieważne.
Arthur kolejny raz westchnął ciężko i oparł dłonie na torsie brata. Złapał go dość mocno za koszulę, zacisnął usta w cienką linie co było reakcją na walkę z własnymi myślami i po prostu przygwoździł rudzielca do ściany. Nie spodobał mu się fakt, że musiał stanąć nieco na palcach, żeby go pocałować. Ahahaha....

6Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Nie Sie 26, 2012 3:49 pm

Walia

Walia

Czując ręce na klatce piersiowej, od razu podniósł na niego wzrok. Jakże wielkie było jego zdziwienie, kiedy Anglik tak sam z siebie i bez żadnej zachęty - a przecież świeżo po długim okresie "buntu", zmusił go do pocałunku. Nie żeby zamierzał się skarżyć, nawet jeśli metalowy haczyk wieszaka trochę za mocno obił się o jego głowę. Zresztą... kto by się przejmował w takiej chwili głupim guzem???
Chwila oszołomienia trwała dwie, może w górnych granicach jakieś trzy sekundy, zanim zdecydował się objąć go lekko w pasie i dość żywo pogłębić pocałunek. Minęło sporo czasu, więc niespieszno było mu do odrywania się od niego kiedy już na samym początku podszedł do tego tak ochoczo.

7Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Pon Sie 27, 2012 12:21 am

Anglia

Anglia
Admin

Skoro Evan oddał pocałunek, Arthur przycisnął się do niego i momentalnie objął w pasie. Wsunął mu palce w tylną kieszeń spodni i bezczelne zacisnął dłoń na czymś przyjemnie miękkim.
- Huuhhh... - Mruknął, wolną dłonią przejeżdżając po torsie brata i szarpiąc go za kołnierzyk. Rozpoczął bardzo trudną operację, która polega na zerwaniu z kochanka koszuli. Dosłownie. W końcu musiał skupić się na całowaniu, macaniu go i ściąganiu górnej części odzieży. Nie pozostało więc nic innego, jak po prostu wyrywać guziki.
- Ch-chodź na kanapę... - Wymamrotał, zahaczając zębami o dolną wargę Evana. Dłoń, która wcześniej badała pośladek, magicznym sposobem znalazła się na kroczu "pacjenta". Poszło kilka guzików, a zniecierpliwiony Arthur, to diabelnie niezadowolony Arthur. Przy okazji, Anglik zupełnie zignorował głosy dochodzące z ulicy. Coś jakby chodnikiem szła dość pokaźna i głośna grupa. A-ale kto, u licha, by się czymś takim w tym momencie przejmował, eh?

8Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Pon Sie 27, 2012 1:05 am

Walia

Walia

Wszystko byłoby pięknie i cudownie, gdyby nie fakt że Arthur zabrał się za to od, co tu dużo mówić, naprawdę złej strony.
Nie było to nowością, bo dość często zdarzało mu się działać w ten sposób. Najpierw szybki numerek - dopiero potem rozmowa i cała reszta tego, od czego przyzwoity człowiek powinien był zacząć. Taaa... "Przyzwoity". Może właśnie w tym tkwił cały problem? Nazywanie Arthura "przyzwoitym" jakoś nieszczególnie mu pasowało, a pokusiłby się nawet o stwierdzenie - oczywiście, broń Królowo aby miał wypowiadać się na ten temat na głos - iż brzmiało wręcz komicznie.
Cicho liczył co prawda na jak najszybsze, ponowne ocieplenie się ich relacji, ale nigdy by nie przypuszczał że tak niewiele będzie mu do tego potrzeba. No i chyba trochę szkoda czasu który poświęcił na dobranie ciuchów, posprzątanie mieszkania i przygotowanie posiłku. Nie mógł wiedzieć, że co jak co, ale to ostatnie, z pewnością nie ulegnie zmarnotrawieniu... I to bynajmniej nie dlatego że Arthurowi w połowie zabawy zacznie nagle burczeć w brzuchu...
- Dobra Królowo... A miałem nadzieje że wytrzyma dłużej niż jeden dzień... - mruknął z pewnym, ledwie słyszalnym rozbawieniem na widok tego, co rozgorączkowane ruchy dłoni Anglika wyczyniają z jego koszulą.
Swoją drogą, właśnie nieświadomie zasugerował że specjalnie na te okazję, wybrał się na zakupy po sklepach odzieżowych, których nie odwiedzał raczej częściej niż raz do roku.
- Mmm... - przymrużył oczy i pociągnął go w stronę drzwi do salonu, po drodze prawie się potykając, za co winić można było tylko łapsko Arthura, nagle zanadto chętnie okazujące zainteresowanie jego międzykrocznemu przyjacielowi. Parsknął tylko krótko i cofnął się o kolejnych kilka kroków, z zaplecionymi na pośladkach brata dłońmi.
Zwykle dość czujny, no i państwo jakby nie było, ze słuchem absolutnym, już powinien był rozpoznać śmiechy kilku, nieco nachalniej kręcących się dookoła domu osób. Reszta już czekała pod drzwiami, starając się zachować ciszę, która również wychodziła im raczej kiepsko. Tym razem właściciel posesji, był najwyraźniej zbyt skupiony na JEDNEJ, KONKRETNEJ rzeczy...
Niedługo miało go z tego powodu czekać "lekkie" zdziwko...

9Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Pon Sie 27, 2012 1:23 am

Anglia

Anglia
Admin

- A-ale nie wytrzymałeś nawet pięciu minut... - Wymamrotał, chociaż to tak właściwie Arthur nie wytrzymał. Mimo to, zwalił wszystko na Evana, bo to diabelnie logiczne, że to Walijczyk go prowokuje.
- Z cz-czego się śmiejesz? - Pytanie zadał ot tak, dla zaczepki. Bo nie czekając na odpowiedź, pchnął brata na kanapę i w ułamku sekundy zjawił się tuż nad nim. Usta przytknął do jego szyi, żeby zostawić na niej pokaźną malinkę. Lubił go oznaczać w widocznym miejscu. Za to zawsze miał masę pretensji, kiedy Evana poniosło i kiedy to on zostawi mu malinkę, której nie da się ukryć pod kołnierzykiem koszuli. Cóż za niesprawiedliwość. A-ale czy w tym momencie ktokolwiek pokusiłby się o negatywne nazwanie sytuacji w jakiej znajdował się Evan? Raczej nie. Zwłaszcza, że dłonie Arthura przedarły się przez barierę jaką stanowił rozporek, a nowa koszula powoli zaczynała przypominać strzęp. A to wszystko po to, by po trzymiesięcznej przerwie zbliżyć się do siebie i ewentualnie później pokłócić, czyja to była tak właściwie wina.
- Ł-ładnie pachniesz... - Zauważył Anglik, a jego dłoń bardzo zwinnie poczynała sobie z Najlepszym Przyjacielem Walijczyka. - E-Evie, co ty tam masz... - Zerknął w dół, ustami zjeżdżając na tors Evana. Za chwilę zrobi się naprawdę, naprawdę miło, a angielskie usta spotkają się ze Smokiem...~
Przez ułamek sekundy Arthurowi wydawało się, ze słyszał coś na przedpokoju, a-ale to pewnie cholerny kot. Tylko czy Evan miał kota?

10Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Pon Sie 27, 2012 1:55 am

Walia

Walia

- ...ja? - Evanowi daleko było od świętego za jakiego można by go nieraz uważać, to prawda. Jednak w życiu nie wpadłoby mu do głowy, aby na ich pierwszym, "pojednawczym" spotkaniu, rzucić się na Arthura jak wygłodniałe zwierze. Po pierwsze i najważniejsze, dlatego że masochizm to jedno, a tendencje samobójcze których nigdy jednak nie miewał, to co innego. A po drugie, wiedział że w stosunku do brata zbyt łatwo spaprać sprawę, by tak głupio narażać się trafieniem na nieodpowiedni moment.
Na pytanie kolejne, już nie zdążył odpowiedzieć, bowiem zadziwiająco szybko znalazł się przyparty do kanapy.
Pozwalając bratu na całkowite na ten moment, przejęcie inicjatywy, błądził rękoma pod jego koszulką. Zbyt natarczywe próby zmieniania nieco ich pozycji, mogłyby zostać uznane za niepotrzebne i irytujące, a w kolejnej fazie zakończone wybuchem czyjejś agresji... Która pewnie zresztą, zakończyłaby całe dotychczasowe przedsięwzięcie. A tego żaden z nich by chyba nie chciał.
Przechylił więc głowę i westchnął przeciągle pod wpływem dotyku w wiadomym miejscu, do którego ręce Anglika dotarły w zatrważającym tempie.
- Mmmh... - mruknął w raczej niezrozumiałej odpowiedzi, przenosząc ręce na kark, który muskał opuszkami palców. - Coś, co od dłuższego czasu czuło się... hah... samo-tne.... - opierając głowę na podłokietniku, miał całkiem dobry widok z którego pewnie jeszcze długo by korzystał ku własnej uciesze, gdyby nie jeden, maleńki problem... Odgłos przekręcanego w drzwiach klucza, a następnie całkiem wyraźny stukot butów na drewnianej posadzce.
Zrazu puścił Anglika i podparł się błyskawicznie na rękach, przechodząc do siadu.
- Co do... ? - gniewnie zmarszczył Brwi, zerkając na kochanka i błyskawicznie przyciskając palec do ust. - ...ktoś jest w domu. - z przedpokoju dobiegło przytłumione przekleństwo, a zraz za nim liczne szepty.

11Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Pon Sie 27, 2012 2:12 am

Anglia

Anglia
Admin

Tym razem to zdecydowanie Arthur chciał dyktować warunki, więc diabelnie dobrze, że Evan powstrzymał się od burdelu na kanapie. Anglik zrobi swoje, czyli to na co ma ochotę, a później zapewne przyjdzie czas by i Walijczyk "doszedł do głosu". Biorąc pod uwagę pieszczotę na jaką porwał się Arthur, Evan zdecydowanie znów nie miał co narzekać. Nabrał ochoty na słuchanie w jaki sposób brat się za nim stęsknił, więc do zabawy oprócz ust, włączył także język. I zapewne byłoby bardzo przyjemnie, gdyby nie przeklęte słowa: "ktoś jest w domu".
- C-co, do diabła?! - Arthur automatycznie się wyprostował, po czym zbladł i zamilknął. Jego oczy zaczęły przypominać spodeczki od filiżanki, kiedy usłyszał głośne kroki.
- D-do kurw@#$%^ - Zgramolił się z kanapy i szybko zaczął poprawiać. Złość w nim wzrastała, ale przypływ adrenaliny sprawił, że w nie więcej niż trzy sekundy wcisnął na siebie spodnie i poprawił koszulę. Fart również chciał, ze tyłkiem spadł na pilot od telewizora, więc pierwsze co ukazało się oczom NIECHCIANYCH i NIEZAPOWIEDZIANYCH gości, był program kulinarny.
- Evan, Evan! - Do salonu dziarskim krokiem wszedł rudy piegus, który z zadowoleniem podrzucał sobie klucze do mieszkania Walijczyka.
- O! - Zatrzymał się w półkroku, widząc że Evan ma gościa. - Nami się nie przejmuj Kirkland! Myśmy wpadli na chwilę, napijemy się, pogadamy i zmywamy! - Mężczyzna uniósł dłonie w obronnym geście. - Nosa nie wyściubimy z kuchni, zupełnie sobie nie przeszkadzaj! - Zapewnił, nie mając pojęcia, że pewien blondyn ma ochotę wsadzić mu pilot od tv do tyłka, po czym pokazać jakie to uczucie, kiedy twarz szoruje po potłuczonym szkle. Blondas bardzo chętnie powyrywałby mu również paznokcie, a potem poprzypalał palce i na deser pokroił tępym nożem aż chrupałyby kości.

12Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Pon Sie 27, 2012 10:03 am

Walia

Walia

I takim oto sposobem, całą miłą atmosferę szlag jasny trafił...
Ciężko powiedzieć, który z Kirklandów był w tym momencie bardziej nabuzowany, skoro nawet po bezmimicznym Evanie, widać było że mało brakuje aby sam zaczął na głos, w równie niecenzuralny sposób nazywać swoje emocje. Hamowała go tylko naturalnie wbudowana blokada.
- Poczekaj tutaj. Zaraz wrac-... - ledwie zdążył dopiąć rozporek, sięgnąć po stojący na komodzie obok wazon i wykonać pół kroku w stronę przedpokoju z zamiarem rozliczenia się z włamywaczem, kiedy ten sam raczej ochoczo wpadł do salonu. I to z naprawdę nie pasującym do sytuacji, zawadiackim uśmieszkiem.
Mężczyzna na imię miał Deveth. Dwudziestoośmioletni gitarzysta znał się z Evanem jak przysłowiowe: "Stare Konie", o ile ktoś tak wiekowy jak Walia, w ogóle może jakąkolwiek znajomość z człowiekiem nazwać w ten właśnie sposób. Nie tylko grał, ale i komponował dla utworów folkowych oraz rokowych. Był niesamowicie uzdolniony, a przy tym... jak większość jego znajomych i chyba w ogóle też narodu, kompletnie pozbawiony wyczucia prywatności we własnym gronie.
Czy jednak można go za to winić? Evan przecież nigdy nie wyrzucał nikogo kto wpadł w gości. Pracując czy też nie, w ogóle nie przejmował się ewentualnym hałasem, powodowanym przez zgraje nakręconych na trochę rozrywki Walijczyków, tudzież i Irlandczyków, która po prostu wpadli do jego domu bez zapowiedzi. To było dla niego prawie naturalne. Nie byli Polakami, więc nie kradli i nie niszczyli, nawet będąc ostro zaprutymi. Mniej więcej cztery osoby wiedziały gdzie chowa zapasowy klucz. Sam je o tym zresztą poinformował, aby była jasność. Nie włamywali się, po prostu wchodzili jak na swoje.
Nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie musiał pluć sobie z tego powodu w brodę.
- D-Deveth...?! Co ty tu na litość...? Zresztą nieważne... Jacy znowu: "My"? Prosiłem przecież tyle razy żebyście mnie informowali jeśli zamierzacie przyjść całą większą ilością osób.. - dyskretnie kuknął w stronę wyraźnie powstrzymującego się od wybuchu Arthura. - Znajdźcie dzisiaj inną kanciapę... Jestem w trakcie "Spotkania Rodzinnego". - w duchu przeklinał telewizor i niemalże rozlatującą się na nim koszulę. Gdyby nie to, być może nawet zabrzmiałoby to śmiertelnie, nawet jak na niego poważne.
- Oooo? - piegus oparł dłonie na biodrach, puszczając do Arthura oczko. Chyba w ogóle nie zauważył pełnego żądzy mordu spojrzenia, a nawet jeśli zauważył, nie zwrócił na nie najmniejszej uwagi.
- Lewą nogą się wstało, czy może to tylko braciszek dał ci znowu w kość? - zaśmiał się i podszedł do niebo, przyjaźnie przerzucając mu rękę przez szyje. - Ty to pewnie jesteś Arthur, co? - uśmiechnął się do Anglika nie mniej wesoło niż dotychczas, podczas gdy reszta niezapowiedzianych "gości", dotychczas czająca się w przedpokoju, wpadła do salonu jak burza.
Pięć... Sześć... Dziewięć... Jedenaście...? Blisko piętnaście osób. Evan zajęczał tylko w duchu, bo chyba nic innego mu nie pozostało.
- Nic się nie bój Evan! - kolejny jegomość, strzelił go wylewnie łapskiem w ramie. - Przynieśliśmy swoje! Tym razem na pewno nie osuszymy ci całego kantorka! - połowa pokoju roześmiała się w głos.

13Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Pon Sie 27, 2012 10:20 am

Anglia

Anglia
Admin

Arthura sparaliżowało, kiedy słuchał wymiany zdań pomiędzy tym cholernym rudzielcem, a Evanen. Sam już nie wiedział, kto był większym kretynem. Niespodziewany gość, czy brat który rozdaje klucze na prawo lewo. KRETYN!
Anglik zacisnął usta i niespiesznie wstał z dywanu. Otrzepał się z niewidzialnego kurzu, po czym poprawił krawat. "Spotkanie rodzinne", d-dobre sobie, psiamać! Mógł wymyślić coś mądrzejszego, n-na przykład, że zmarła im cholerna matka i szykują się do pieprzonej stypy. Do diabła?! Skąd ten palant znał jego imię i niby skąd miałby wiedzieć, że Arthur mógłby dać komuś w kość, eh?! Ch-cholera jasssna, jeśli Evan opowiadał o nim cokolwiek tej bandzie zasranych idiotów, to zdecydowanie jeszcze 30 sekund a będzie pieprzonym trupem.
- E-eh? - Arthur chciał zaoponować, kiedy rudzielec wyraźnie zamierzał naruszyć jego prywatną przestrzeń. Anglik zdecydowanie był niedotykalski. Jedyne osoby które miały prawo, a nawet Prawo dotykania go, to tylko i wyłączenie bracia (mimo, że ich relacje nie zawsze były pozytywne) oraz Najwięksi Przyjaciele (czyt. wróżki, gnomy, skrzaty i Miętowy. A tak swoją drogą, to Miętowy latał nad głową Arthura jak ze wścieklizną, najwyraźniej wyczuwając że jego ludzki kolega zaraz wybuchnie). W k-każdym razie, Arthur nie zdążył odtrącić łapska oponenta i zmuszony został do wylewnego przywitania z tym żałosnym, obcym człowiekiem! Młodszy Kirkland na zmianę to zaciskał usta i marszczył Brwi, to robił się blado-czerwony na policzkach. Wyraźnie się spiął, a żądza mordu w oczach powiększała się. Na widok całego tłumu śmiejących się KRETYNÓW, wykrzywił usta w wyraźnym "uśmiechu" niezadowolenia. Zacisnął zęby i uniósł Brwi ku górze.
- C-cóż. - Przeklną w myślach. - Często tak sobie wpadacie z niezapowiedzianą wizytą do mojego brata? - Zapytał ni to Devetha, ni to ogółu. Spojrzenie przeniósł na Evana i nie wyszarpywał się z uścisku rudzielca. Ale ta niby spokojne reakcja to obietnica piekła jakie w każdym momencie mógł zgotować Arthur. Wszystkie magiczne stworzenia pochowały się w najciaśniejszych zakątkach, więc w tym momencie tylko Walijczyk mógł wyczuć, ze atmosfera zrobiła się diabelnie, DIABELNIE gęsta i złowroga. Nawet kurz drżał na meblach ahahahHAHAHAHAHAAHAHA... w-właśnie. To zapewne CI idioci sprawiali, że Evan czasem nie odbierał telefonów lub miał mniej czasu dla Artiego? C-cudownie, gdyby tylko nie chciał być przepieprzony na tej syfiastej kanapie i g-gdyby nie fakt, że nie widział się z bratem od trzech cholernych miesięcy, to pewnie bardzo by się ucieszył z możliwości poznania tych półgłówków oraz zweryfikowania, co takiego braciszek wyprawia kiedy jest poza zasięgiem wzroku Anglika.

14Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Pon Sie 27, 2012 11:29 am

Walia

Walia

Był to już ten moment, w którym Evan oddałby naprawdę wiele w zamian za możliwość teleportowania się choćby i na sam Biegun Północny.
Nie to że nie chciał aby jego znajomi mieli styczność z Arthurem, pomimo tego co już zdążył im o braciach naopowiadać - głownie po pijaku. W końcu tyle razy, bezskutecznie usiłował nagabywać brata na tego rodzaju spotkanie, możliwość poznania osób za których towarzystwem przepadał... Miał nadzieję, że może dzięki temu, uda mu się wreszcie do pewnego stopnia wyleczyć chorobliwą zazdrość i przekonanie o ich bezużyteczności. Teraz jednak pewien mogł być tylko jednego: na samym końcu, baaardzo pożałuje że ośmiela się w ogóle żyć... Na to właśnie wskazywała postawa, mimika i śmiercionośna aura, otaczająca Anglika ze wszystkich stron.
Niech bogowie trzymają tego nieszczęsnego Walijczyka w swej opiece.
Nawet nie próbował odpowiadać. Dobrze wiedział jaka będzie reakcja na zadane przez brata pytanie. I nie pomylił się. Jak na sygnał, wszyscy obecni wybuchnęli śmiechem, w tym i trzy dziewczyny które również bywały częstymi gośćmi dzięki swoim partnerom.
- A żeby to ktoś pamiętał jeszcze czasy kiedy się je zapowiadało! - zakrzyknął jeden z obecnych, na co kilku przytaknęło mu z przesadną powagą, która owczywiście była tylko i wyłącznie udawana. W cale nie zdarzało się to tak często, ale któż mógł wiedzieć o prawie zupełnym braku poczucia humoru u trzeźwego Arthura?
- Kolega chciał przez to powiedzieć, że kiedy się tylko okazja nadarzy, Młody. - to odpowiedział mu już z większym spokojem Dav, który w końcu postanowił odkleić się od niego i zacząć wspólnie z resztą przenosić "asortyment" do kuchni. A przynajmniej tą częścią zgromadzenia, która robiła za Nosiwody. Pozostali, z dość sporą ciekawością podchodzili do Arthura i witali się z nim po kolei.
- No, no, no~ Gziło się wcześniej ze swoją luba, hm? - parsknęła jedna z dziewczyn, przyglądając się malince na szyi gospodarza, do tej pory starającego się raczej wtopić w otoczenie. - Mógłbyś nam ją w końcu przedstawić, wiesz? - pretensjonalnie szturchnęła go palcem w pierś, na co chrząknął tylko i wzruszył ramionami.
Kurz zachowywał się zdecydowanie za głośno...

15Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Pon Sie 27, 2012 11:43 am

Anglia

Anglia
Admin

- M-młody, h-aahah... - Parsknął śmiechem, ale dla wprawnego obserwatora ten śmiech wcale nie był pieprzonym śmiechem zadowolenia. Było to raczej utwierdzenie w przekonaniu, że idioci pozamieniali się mózgami z małpami, a-albo co gorsze, z Bonnefoyem. Czy oni zdawali sobie sprawę z tego, kim on u diabła był?!
- Czyli często sobie imprezujecie u Evana, huh? Co zazwyczaj robicie? Evie jakoś szczególnie nie opowiadał jak wyglądają te wasze imprezy i co sam na nich robi. - Powiedział z luźnym uśmiechem, ściskając brudne łapsko kolejnej z osób która śmiała nazywać się przyjacielem Walijczyka i przy okazji zachowywać jakby była u siebie.
Na wspomnienie o malince i "lubie", mina Anglika zrzedła wyraźnie. Zamrugał, bo chyba się przesłyszał? Evan kogoś miał, do diaska?...
- Nawet m-mnie j... khm, nawet mnie jej nie przedstawił. - Powiedział zupełnie innym tonem, po czym odwrócił się w stronę brata i wbił w niego spojrzenie.
- Może jednak ją zaprosimy? Ż-żeby bratu nie przedstawić swojej dziewczyny? - Już się nie uśmiechał. Wcale. Ani krzywo, a-ani niemiło, złowrogo, kwaśno, z niezadowoleniem, z udawaną uprzejmością. Po prostu patrzył, jakby naprawdę uwierzył, że przez te trzy miesiące Evan zdążył o wszystkim zapomnieć i po prostu sobie znowu kogoś znaleźć. Arthur nie był zły, był zawiedziony. Prychnął cicho pod nosem, zamrugał i nerwowym gestem przeczesał sobie włosy palcami. Zanim Walijczyk zdążył odpowiedzieć, przeniósł spojrzenie na śmiejące się w przejściu na przedpokój dziewczyny.
W kuchni natomiast goście mimo obietnicy dopadli do lodówki Evana i zajęli się ugotowanym obiadem. Mizerna porcja nie wystarczyła dla prawie dwudziestu osób, więc garnki dzwoniły o kuchenkę a siatki na zakupy zostały opróżnione. Kanał kuchenny jakimś cudem został wyłączony, a na jego miejsce do uszu gości dotarła dość skoczna muzyka. Poszło w ruch nawet kilka piw, bo po co dłużej czekać?
- Evan, a kluczyk do składziku? - Składziku, gdzie starszy Kirkland trzymał alkohol. Mimo wszystko lubili jego wina, a w końcu to Deveth obiecał, ze nie tknie evanowych trunków. Reszta nic o tym nie wiedziała~

16Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Pią Sie 31, 2012 9:28 pm

Walia

Walia

Dwoje ze stojących najbliżej Arthura mężczyzn, z czego jeden w krótkiej kitce, drugi, odznaczający się na tle reszty - podobnie jak Arthur - blond włosami, wymieniło szybkie spojrzenia. Żaden jednak nie pozwolił sobie choćby na cień nieprzyjemnego uśmiechu czy innego gestu tudzież miny, mogącemu świadczyć o niechęci lub rozdrażnieniu tego rodzaju zachowaniem z jego strojny. Wbrew pozorom, zarówno Walijczycy jak i Irlandczycy, byli o wiele bardziej spostrzegawczy niż można by się spodziewać. Byli w końcu potomkami najznakomitszych bardów, nie mówiąc o tym, że przecież znaczna część obecnej tego wieczora "śmietanki towarzyskiej", to właśnie poeci oraz muzycy. W każdym razie, albo zapamiętali całkiem sporą część z tego co o najmłodszym z braci opowiadał im Evan, albo sami posiadali znajomych wśród Anglików, bo tylko wzruszyli sobie prawie niezauważalnie ramionami i dalej uśmiechali się wesoło, zupełnie niezrażeni.
Stwierdzając że kuchnia to zbyt małe pomieszczenie dla takiej ilości osób, szklanki, kieliszki oraz butelki, od razu zaczęto przenosić na stół w salonie. Turami, jako że jedni nadal konsumowali, a inni do konsumpcji dopiero się przygotowywali z uwzględnieniem nowych, doniesionych przez siebie przekąsek, z których niektóre także wędrowały na salonowy stół.
- Nie? - zdziwił się jeden, pomagający rozstawiać szkło z zaskakującą dbałością i estetyką. - No cóż... Żadnych większych zbereźności się tu raczej nie wyprawia, więc może po prostu nie chce braciszka zanudzać? - wyszczerzył się do Evana, na co ten wywrócił tylko oczyma, hamując chęć okazania lekkiej dozy wesołości. Nigdy nie umiał długo się na nich złościć, nieważne jak bardzo przeszkadzaliby mu w obowiązkach/zajęciach/pracy/etc.
Prawdą było... że w towarzystwie ludzi ich pokroju, czuł się trochę jak za starych... Baaaaaardzo starych, ale dobrych przecież czasów.
A co do opowiadania o tym, co faktycznie działo się podczas tych wszystkich schadzek... Opowiadał. I to nie raz. A że nieszczególnie szczegółowo, tylko dlatego że Anglik w takich chwilach, bardzo szybko okazywał swój brak zainteresowania na poły z irytacją.
- Umm... Jeśli to takie zwyczajne spotkania, a nie z zaskoczenia jak dzisiaj, t-to zwykle zaczynają się od wierszy, nowych kompozycji piosenek, albo ich tekstów... - zaczął nieco nieśmiało, młodo wyglądający chłopak, jakąś głowę niższy od Arthura. Był najnowszym nabytkiem kapeli z którą Evan grywał ostatnimi czasy Widząc zachęcające spojrzenia, nabrał pewności i kontynuował z większą werwą, choć nadal widać było po nim że się denerwuje.
- D-Dzielenia spostrzeżeniami, omawiania ich i... - jedna z dziewczyn zachichotała. - I-I tym podobne. - zakończył kulawo, diabelnie czerwony, na co któryś z kompanów poklepał go mocno po plecach.
- Gramy, śpiewamy, bawimy się, pijemy, tańczymy~ Czego tylko dusza przeciętnego artysty zapragnie! - tu tanecznie przeskoczył z nogi na nogę, nadal stojący obok Anglika blondyn, szczerząc się i skłaniając każdemu z osobna. Rozległy się krótkie oklaski i gwar znowu podniósł się na salonach. Polano pierwsze, słodkie drinki, otworzono parę piw.
Na słowa Arthura odnośnie Evanowej dziewczyny, stojąca ciągle u boku Walijczyka szatynka, cofnęła się pół kroku i zacmokała z dezaprobatą. San Evan natomiast, poczuł jak ogarnia go kompletne dezorientacja. Zamrugał kilkakrotnie, od razu kierując swoje spojrzenie w stronę brata. Oczywiście że nikogo innego poza nim nie miał...! Co prawda raz, miesiąc temu, kiedy diabelna tęsknota sięgała apogeum, urżnął się do tego stopnia by w końcu rzeczywiście wylądować w łóżku z jakąś nieznana mu kompletnie kokietką. Nic jednak więcej. Nie wymienili numerów, nawet ze sobą zbyt długo przed rozstaniem z rana nie rozmawiali. Ona wydawała się wielce zadowolona z przeżytej przygody, a on przynajmniej przez chwilę zapomniał o trapiących go problemach. Co nie znaczy że po powrocie do domu nie czuł się jeszcze bardziej winny...
- Angela... - podszedł do niego niezbyt pośpiesznie, aby nie pokazywać po sobie zaniepokojenia spowodowanego wzrokiem Arthura. - Pamiętasz Angele... Prawda, bracie? - położył mu rękę na ramieniu, lekko zaciskając na nim palce. - Co prawda, byliśmy ostatnimi czasy mocno pokłóceni, ale wydaje mi się że od teraz znowu wszystko będzie dobrze. - nie sądził aby ktoś poza Anglikiem dostrzegł w jego postawie pokorę, więc nie żałował jej. Kto zresztą przejmowałby się teraz czymś tak mało istotnym? Muzyka oznaczała szybkie rozkręcenie się klimatu. Kilka osób stuknęło się puszkami tudzież szklankami, dziewczyny automatycznie poruszały biodrami w rytm, Dav zakręcił jedną z nich ze śmiechem...
- Nie mam nikogo poza tob-... - ściszył głos usiłując wytłumaczyć się naprędce dopóki dało się skorzystać z powstałej na nowo wrzawy, a jego ciągle nikt nie zaciągnął do dyskusji. Niestety, nieudolnie. Westchnął ciężko i pomasował skroń dwoma palcami.
- Przecież ciągle macie jeszcze swoje... - wskazał głową pokaźną kolekcję rozstawioną na stole. Odpowiedziało mu prychnięcie.
- Aha! Jesteś taki sztywny, bo jeszcze nic nie wypiłeś, co? - jak na znak, zaraz pociągnięto go w stronę kuchni. - Trzeba to nadrobić! Hej, Arti? Piszesz się? - zamachano na młodszego Kirklanda, zachęcacjąc go do przyłączenia się do zabawy. - Jak chcesz, to zdradzimy ci jeszcze kilka pikantnych szczegółów o tym, wieeeecznie grzecznym i ułożonym pańczyku~

17Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Sob Wrz 01, 2012 9:46 pm

Anglia

Anglia
Admin

Arthur uśmiechał się sztucznie i kiwał głową ze zrozumieniem godnym człowieka, który akceptuje wszystko i wszystkich.
- T-tak, zdecydowanie nie chciał mnie zanudzać, ahaha.... - Przytaknął, chociaż miał ochotę rozszarpać tych wszystkich idiotów, jednak na wstępie najpierw wypytać co takiego tutaj wyprawiają. Z-zboczeńcy, pewnie rozbierają się i biegają nago po łąkach jak jakaś banda skończonych debili!
- Jasne, wrażliwi muzycy i poeci. - Kiwnął głową na słowa jąkającego się młodzika, chociaż jego wykrzywione usta na pewno nie zachęcały do dalszych wywodów. Arthur przeniósł spojrzenie na skaczącego jak małpa w cyrku błazna, z-znaczy, przyjaciela swojego brata i kiwnął głową.
- Cóż. Więc dzisiaj też macie zamiar robić wszystko, czego zapragnie dusza artysty? - Wolał się upewnić, czy aby na pewno mają zamiar spędzić tutaj całą noc. Kiedy brat położył mu dłoń na ramieniu, obejrzał się i uraczył go diabelnie zimnym spojrzeniem. Chciał wyszarpać ramię, ale z drugiej strony uznał, że dla osób postronnych będzie wyglądało to cholernie dziwnie. Wytrzymał więc, unosząc ku górze Brwi i czekał na sensowne wyjaśnienia. A-ah tak, Angela. Coś jak ta pieprzona Emma, eh? Tak więc wzorowy Evie okłamał swoich przyjaciół, bo mimo że byli tak diabelnie idealni, to i tak bał się przyznać, że woli grzebać chuj#$%^ facetom w tyłkach, eh?! Żałosne, diabelnie żałosne! J-jasne, ze Arthur nie byłby za tym aby jego brat rozpowiadał światu, że są w kazirodczo-zakazanym związku, a-ale mógł przynajmniej nie zmieniać mu płci, do diaska!
- M-masz 10 minut aby wymyślić sposób na to, j-jak mnie przerżnąć w ciągu najbliższy 11 minut. - Syknął cicho, co było swego rodzaju groźbą. Jeśli Evan nie wywiąże się z tego co powiedział Arthur, będzie z nim kiepsko. Chciał dodać jeszcze drobna obelgę, kiedy znów usłyszał to irytujące "Arti". Spojrzał na mężczyznę i skłamał.
- Chętnie się z wami zabawie, a-ale nie pije bo wziąłem leki. - Tym razem chciał mieć wszystko pod kontrolą. Musiał być trzeźwy, psiamać! I nie czekając na odpowiedź brata, ruszył za mężczyzna do kuchni gdzie panował największy gwar. Od razu został poczęstowany kolacją którą zrobił dla niego Evan (o czym nie mógł wiedzieć) i w dłoń wciśnięto mu piwo. Odmówił jednak picia.
- I co z tymi pikantnymi szczegółami o moim ułożonym, s-starszym bracie, huh? Bedzie z czego się pośmiać na rodzinnych spotkaniach...
Dziewczyny które wcześniej tylko chichotały i wtrącały się do ogólnej rozmowy, dopadły do Evana. Jedna klepnęła go w pośladek, a druga pociągnęła za policzek.
- Evie, skoro z tą Angelą coś ci nie idzie, to co powiesz na mały trójkącik? - Obie wybuchnęły śmiechem. Jednak z dziewcząt, ciemnowłosa Lucy, od dłuższego czasu podrywała Evana. Raz kiedy mocniej się upiła, chciała go nawet pocałować, czego chyba na drugi dzień nie pamiętała. Czasami kiedy Walijczyk opowiadał im o swoich problemach z dziewczyną, wtrącała dość ironiczne komentarze na temat (nie)istniejącej Angeli.

18Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Pon Wrz 03, 2012 12:37 am

Walia

Walia

Uśmiechający się ciągle promiennie blondas, tylko wzruszył krótko ramionami.
- "Good men, the last wave by, crying how bright
Their frail deeds might have danced in a green bay,
Rage, rage against the dying of the light~.
" - zaśpiewał w odpowiedzi, jakby słowa skomplikowanej w przekazie piosenki, napisanej przez jeszcze bardziej skomplikowanego człowieka, były w stanie treściwie odpowiedzieć Arthurowi na zadane przez niego pytanie.
Zadowolony z siebie, wypiął z dumą pierś, po czym ponownie otworzył usta aby wyjaśnić owe przesłanie, jakby na wstępie zakładał że jego rozmówca jest osobą która ni w ząb nie zna się na poezji. Przeszkodą okazał się jego wierny kompan do picia - Callum, skutecznie doprowadzając go do kaszlu, mocnym klepnięciem między łopatki.
- Dylan Thomas nie opowiada w swoich pieśniach TEGO RODZAJU tańcach... Przestań proszę przeinaczać znaczenia słów wielkich poetów tylko dla własnej przyjemności, Brendan. - ofukał go, posyłając Arthurowi przepraszające spojrzenie.
- Dlaczego ty zawsze... - już zamierzał się unieść, kiedy kolejny cios spadł na jego potylicę. Jęknął i zaczął pocierać obolałe miejsce z widocznie przesadzonym wyrazem bólu i urazy na twarzy.
- Bren chciał powiedzieć, że tak naprawdę, wpadliśmy tutaj aby rozruszać nieco naszego, wiecznie zapracowanego przyjaciela. - zwrócił się już do młodszego Kirklanda z ogromną uprzejmością. Widać było że jest nieco starszy od pozostałych. Pewnie podchodził pod trzydziestkę.
- Ostatnimi czasy w ogóle nie miał czasu dla samego siebie. Wszyscy rozumiemy jak wielką odpowiedzialność musi ponosić za każde swoje niedopatrzenie skoro pracuje dla Rządu, ale ostatnie miesiące widocznie go przytłaczały. - wiedząc o tym, można sądzić że wiedzieli także iż reszta rodzeństwa Walijczyka również pracuje na podobnych stanowiskach. W każdym razie, właśnie na to wskazywał szacunek z jakim zwracał się do Arthura Callum.
- Miło by było gdyby jego brat również zachęcał go tego wieczoru do korzystania z... możliwości oderwania się od kłopotów. - po psiemu przekręcił głowę do boku, posyłając jeszcze jeden z całej gamy przyjaznych uśmiechów, po czym wrócił do wymyślania swojego kolegi. Jakie szczęście że Evan podszedł do brata kiedy tamten skończył już mówić...
Co zaś do zmienienia swojemu kazirodczemu kochankowi płci... To nie tak że wstydził się przyznać, że do tak chorego stopnia zadurzył się nie w kobiecie a innym facecie... Arthur może o tym nie wiedział, ale jego brat bardzo szczerze przyznawał się przed kompanią także do swoich obustronnych preferencji. Zresztą, tak samo jak oni jemu. Stąd właśnie wiedzieli że nieistotna jest dla niego płeć. Zwłaszcza, kiedy dany osobnik jest szczęśliwym posiadaczem zgrabnych nóżek~
- Poczekaj...! - zaprotestował, słysząc ten diabelnie ciężki do wykonania rozkaz. Nie był co prawda nierealny, ale żeby zrobić to tak aby nikt ich nie przyuważył...? lecz nim zdołał powiedzieć coś jeszcze, po raz kolejny z rzędu przerwano im skutecznie i poprowadzono w stronę kuchni. Wszystko byłoby naprawdę pięknie i kolorowo, gdyby tylko pomysłodawcy imprezowego przedsięwzięcia wybrali na nie jakikolwiek inny termin...
- Leki? Kurde chłopie, to ci niefart... - ciągnący uprzednio Evana mężczyzna, pokręcił głową ze współczuciem, wciskając Walijczykowi pierwsze piwo w rękę. Ten jednak zbyt zajęty był wewnętrznym załamywaniem rąk i rozpaczą na widok tego co stało się z większością pieczołowicie przygotowywanego obiadu, by zwrócić na to większą uwagę.
- ... - sztywno podszedł do dwójki rozprawiających żywo rudzielców, uwijających się przy jego garach w celu przygotowania nowych dań. Przystając za pierwszym z nich, tupnął mocniej jedną nogą i choć klapki w których zasuwał po domu były lekkie, wydawało się jakby ziemia minimalnie się pod nim zatrzęsła. Skrzyżował ręce na piersi, pozwalając aby cień przyozdobił jego twarz kiedy to srogo taksował obracają się jego stronę dwójkę.
- Ojoj...? - pierwszy, wyjątkowo, nawet jak na swoje pochodzenie, piegowaty, podrapał się z udawanym zawstydzeniem po głowie. - Zrobiliśmy coś nie tak?
- Ja niczego jeszcze nawet nie rozbiłem! - zarzekał się drugi, unosząc obie ręce wysoko nad głowę, ciągle trzymając w jednej nóż, a w drugiej ogórek. Brew Kirklanda zadrgała ostrzegawczo, złapał głębszy wdech i... zaczął opieprzać obydwu. Zazwyczaj pamiętali że przesadnie przystrojonych dań nie powinno się w jego domu ruszać, jako że oznacza to zazwyczaj ważne spotkanie przy obiedzie, rodzinne lub biznesowe. Tym razem tłumaczyli się zbyt dobrymi nastrojami przez które nie zdążyli nad czymkolwiek się zastanowić i oczywiście tym że to wszystko przecież dla niego, bo zrobił się jakiś dziwnie sztywny, a w ogóle to jeśli będzie trzeba, przygotują go dla niego jeszcze raz. Tymczasem inny z bywalców, Thomas, widocznie rozkręcił się w snuciu opowieści o życiu Walijczyka kiedy to rodzina nie patrzyła, choć już na początku wspomniał o ich Scottim, którego znali najlepiej z reszty braci, jako że bywa u Evana dość często. Zwłaszcza okresami jesiennymi i zimowymi - za sprawą Briany, ale tego raczej już wiedzieć nie mógł. Wspominał o tym jak dobrze - zwłaszcza po pijaku - tańczy i jak wszystkie zespoły muzyczne w Cardiff, starały się o zaciągnięcie go na swojego solistę, na co ten nigdy nie przystawał. Sam najwyraźniej bardzo żałował że i im tak skutecznie odmawiał. Bo i owszem, zgadzał się na pojedyncze występy, ale nigdy nie przyjął oferty ostatecznego dołączenia w poczet zespołu.
- A o braniu jakie ma, pewnie sam możesz mieć pojęcie, co? Idę o zakłada że to u was rodzinne, jak tak porównywaliśmy sobie z nim kiedyś Scotta! Hahahahaha...! - zaśmiał się i zaczał tłumaczyć, jak to Evan wyrywał panienki i "nie tylko", zanim spotkał te swoją lubą. Co rusz kręcił głową, wyrażając swój brak zrozumienia, bo choć wiedzieli że był świetnym gościem, jakoś nikt nie umiał sobie wyobrazić aby wytrzymał w trwałym związku.
- Jest miły, lubi dzieci i pewno byłby dobrym ojcem jakby już wpadł, ale wiesz... Jednego dnia skacze z kwiatka na kwiatek, nie żałując sobie przyjemności, a zaraz potem wyskakuje z takim chorobliwym zauroczeniem? - westchnął ciężko. - Znasz te pannice, może? Warta przynajmniej tych wszystkich wyrzeczeń? - zaciekawiony, wpatrzył się wyczekująco w Anglika, popijając piwko. - Jak mi powiesz, to opowiem ci jak kiedyś obudził się zupełnie nagi w autobusie jadącym do Glaskow! - parsknął rozbawiony samą myślą o przedziwnej sytuacji.
Evan natomiast... Miał na głowie dwie, uciążliwe kokietki. A przynajmniej jedna z nich była WYJĄTKOWO upierdliwa, jakkolwiek łagodnie starał się myśleć o każdej przedstawicielce płci pięknej.
- Sadziłem że obie jesteście zajęte. - zauważył uprzejmie, kiedy już udało mu się uwolnić lekko poczerwieniały od naciagania policzek spod okrutnych, długich, damskich palców. Mówiąc to, znacząco rzucił spojrzeniem w stronę drzwi do salonu, przystawiając kufelek do ust.
- Lucy chciała powiedzieć, że twój związek jest straszną przeszkodą także dla innych, samotnych dziewcząt~ - odezwała się pierwsza, z urazą wydymając usta. - Daj sobie spokój z tą swoją małą zazdrośnicą, Evie... Marnujesz się przy niej! - tupnęła stanowczo, popatrując na towarzyszkę w poszukiwaniu poparcia. - Zdajesz sobie sprawę, że wszyscy przyszli tu dzisiaj specjalnie dla ciebie? W takim tempie, zestarzejesz się nam za młodu! Przecież masz w czym wybierać!
"Zestarzejesz"...?
- Dokładnie! - potwierdziła z zapałem Lucy, przylepiając się do jego ramienia. - Każda kobieta powinna dbać o swojego faceta... A jeśli tego nie robi, widać na niego nie zasługuje~ Pocieszymy cię więc tej nocy jeśli sobie życzysz~ - uśmiechnęła się uwodzicielsko, obejmując mocniej jego ramie i tym samym, przycisneła do niego biustem który jakby nie patrzeć, był całkiem niczego sobie.
- Czy w takim razie nie powinnaś raczej zadbać o swojego, nieśmiałego oblubieńca? - zwinnie wyswobodził rękę, okręcił dziewczynę wokół jej własnej osi i nakierowując wprost w objęcia młodego chłopaka - tego który wcześniej tak nieśmiało przemawiał do jego brata - popchnął lekko, trafiając idealnie do celu. Lucy okręciła go sobie wokół palca, usiłując wzbudzić w niewzruszonym Evanie zazdrość na każdym, najmniejszym nawet kroku. Biedny dzieciak... Był w nią tak ślepo wpatrzony...
Kątem oka zerknął w stronę brata, popijając piwo.
- Oh...! Zatańczmy wiec przynajmniej! - korzystając z faktu iż jej koleżanka przez chwilę będzie zajęta spławieniem swego prawdziwego wielbiciela, pociągnęła lekko Walijczyka za materiał koszuli. - Chyba mi nie odmówisz?

19Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Wto Wrz 04, 2012 10:42 pm

Anglia

Anglia
Admin

Arthur przyglądał się kłótni przyjaciół, dzióbiąc widelcem w obiedzie. Parsknął pod nosem na ich wymianę zdań i pokiwał głową.
- Evie dużo pracuje i jest dobry w tym co robi. Zdecydowanie należy mu się wolny wieczór. Niech robi co chce, w k-końcu przyszło z wami tyle uroczych dam. - Specjalnie podpuszczał, żeby dowiedzieć się czy Evan sypia z kim popadnie na tych ich żałosnych spotkaniach. Kątem oka dostrzegł brata, więc spojrzał na swój posiłek i oparł się tyłkiem o blat kuchenny. Obserwował, jak zmieszane rudzielce zaczynają sie tłumaczyć, a gospodarz pokazał w końcu jaja i zaczął ich opierdzielać. Anglik wykrzywił usta i zajął się swoim posiłkiem. Gratulował Evanowi w myślach, mając nadzieję, że wziął sobie do serca te "10 minut" i wypieprzy wszystkich gdzie pieprz rośnie. Chwilę później okazało się jednak, że wyraźnie przecenił swojego dupnego braciszka, który wrażliwością przypominał bogobojną, młodą dewotkę, która ma tak piekielnie dobre serce, a-aż do wyrzygania. Niby powie co jest nie tak, ale nie ma serca wyrzucić na zbity pysk. Ł-łajza. Arthur zacisnął więc usta i zerknął na zegarek. Zostało mu 9 minut. Odprowadził brata spojrzeniem i miał ochotę zacząć walić głową w ścianę. Do diabła!
- E-eh? - Zbity z tropu, spostrzegł, że ktoś do niego mówi. Uśmiechnął się więc uprzejmie i kiwnął głową. - Evan ma branie i cała masę kobiet? Nie wiedziałem, raczej nie rozmawiamy o takich sprawach. - Przyznał, udając zmieszanie. Podrapał się po nosie. Najwyraźniej dość dobrze znali Scotta, więc rudy braciszek musiał spędzać u Walii cała masę czasu. C-cudownie, do cholery. Minał prawie rok od ich związania się, a on dopiero po tylu miesiącach ma okazje poznać tą bandę idiotów (nie, żeby wcześniej nie chciał ahahaha). Do tego zupełnie przez przypadek.
- S-Scottie też ma branie? Cóż, starsi bracia to takie ciche wody, a brzegi rwą. Raczej nie zabierają mnie na wspólne imprezy. - Przyznał zgodnie z prawdą i z zainteresowaniem wpatrywał się w rozmówcę. PIKANTNE SZCZEGÓŁY PSIAMAĆ.
- N-nie, nie znam Angeli. Tak właściwie to mało wiem o Evanie. Cóż, my... - Chrząknął. -... nigdy nie mieliśmy zbyt dobrych kontaktów, więc nie zdarza nam się aż tak często rozmawiać o sprawach prywatnych. A-ale miło będzie się czegoś dowiedzieć, może go zaskoczę, że coś tam o nim wiem, huhh? Ahahah, z k-kwiatka na kwiatek mówisz, a teraz zakochany? C-cóż, ludzie tak nagle się zmieniają. A p-powiedz mi jeszcze, czy on może... coś o mnie mówił? I jak to było z tym Glasgow, huh? - Starał się uśmiechać i robić pozytywne wrażenie. Opowiedział przy okazji mężczyźnie, że kiepski kontakt mają dlatego, że kłócili się za młodu a i sam Arthur jest od innego ojca. Bracia woleli się trzymać razem, a on raczej był na boku. I podczas opowiadania tej diabelnie wzruszającej i po części wyssanej z palca historii, kątem oka zerkał na to co robił Evan. Zabawiał się z jakimiś pieprzonymi dziwkami, zamiast myśleć nad tym, j-jak go przerżnąć. A zostało mu niespełna 7 minut! P-pieprzony...!
Twiggy przekonała Evana do tańca, więc ciągnąc go za materiał koszuli, przysunęła się bliżej i przylgnęła do niego biustem. Uśmiechnęła się zadziornie i ułożyła sobie dłoń Walijczyka w pasie. Sama oparła rękę na jego torsie, a palce drugiej ręki wsunęła mu we włosy.
- O! Wolna piosenka? - Udała zdziwienie i cmoknęła go w policzek. - Całuj dla mojego partnera, tak dla rozgrzania atmosfery! - Zarządziła i zaczęła poruszać się niespiesznie w rytm muzyki.

20Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Sob Wrz 08, 2012 12:03 am

Walia

Walia

- Chrzanisz...! - rozmawiający z Arthurem mężczyzna pokręcił głową ze współczuciem w oczach tak wielkim, że aż godnym afrykańskiej sieroty ktorej rodziców zabili kłusownicy, myląc ich w dżungli z małpami. - Byliśmy pewni że jesteś po prostu zbyt sztywni, jak tak sądzić po tym co kiedyś tam nam o tobie opowiadał. - posmyrał się z zastanowieniem po lekkim zaroście.
- Wielka szkoda... A już myślałem że ktoś w końcu może posiadać informacje z pierwszej ręki. - zacmokał z niezadowoleniem. - Nasz Evie coś strasznie dba o to żeby nikt jej nie poznał, ale nie ma się co dziwić jeśli to faktycznie taka ostra sztuka jak mówił. - rozchichotał się na moment - całe szczęście niezbyt długi. - Ah! Wybacz, wybacz! A zatem więcej ciekawostek, jasne! Ale zaczynając od ciebie... - upił kolejnego łyka i westchnął, uśmiechając się do siebie. Jego opowieść okazała się znacznie dłuższa i bardziej szczegółowa niż można by przypuszczać. Mówił wszystko o tym jak to, jakieś trzy lata temu po pijaku, grupowo zabrało im się na dyskusje, obierając za cel tematy rodzinne. Evan był wówczas baaaardzo szczery. Zwłaszcza jak sie okazało, w kwestii Anglika. Wspominał o tym jak kiedyś był mały, kochany i słodki, a na "starość" zmienił się w wiecznie niezadowolonego, kapryśnego, znerwicowanego i złośliwego dupka. Podkreślał oczywiście że kocha ich wszystkich, nieważne jak wiele przykrości sprawili sobie niegdyś wzajemnie, ale Arthur z pewnością był tym, który jako jedyny zdawał się nie chcieć niczego zmieniać. Zwłaszcza kiedy w pobliżu znajdował się Scott. Dłuugo nabijał się z nich obu, chociaż w większej części właśnie z niego i jego sztywniactwa.
Niestety, zarówno Walijczycy jak i Irlandczycy, byli wyjątkowo gadatliwymi paplami... Kolejno przyszła pora na bardziej wstydliwe wyznania, w tym i felerny numer z Glasgow. Była to zaprawdę istna przygoda życia! Jak wspominał, Evan dzwonił do nich zmieszany, tłumacząc że pozbawiony ubrania, znalazł się w autobusie wraz z wszelkiego rodzaju nałogowcami jadącymi do specjalistycznego ośrodka w Glasgow. Jedyne co kojarzył, to noc spędzona z rekordowo, TRZEMA kobietami na raz... Uraczyły go skrętami, alkoholem i tyle go było. Kolejny numer natomiast przedstawiał go już w świetle naprawdę zaciekłego podrywacza, kiedy to całą noc potrafił, niby to niewinnie śledzić jedną laskę, a następnie zaśpiewać dla niej i zatańczyć na stole jednego z Night Club. Co najśmieszniejsze, kobieta ta, okazała się na sam koniec cholernym transem...! Spanikowany i pod wpływem, zwiał z hotelu w którym wynajął pokój, biegnąc przed pół miasta z niemalże opuszczonymi do kostek spodniami. Takiego wyrazu twarzy, nikt wcześniej nie miał okazji u niego oglądać!
Dał się pocałować, parskając przy okazji pod nosem.
- Coraz bardziej nurtuje mnie jedno, zasadnicze pytanie... Czy wy przypadkiem nie założyłyście się o to, która pierwsza wskoczy do mojego łóżka...? - celowo zbliżył twarz do jej twarzy, a kiedy ta rozchyliła usta, wyprostował się ponownie i lekko obkręcił dookoła własnej osi. Powoli, niespiesznie... w końcu to była przecież wolna, czyś nie? Nie wypadało zrobić inaczej.
- Odbijany. - szepnął, przyciągając ją na ułamek sekundy, zaraz po tym jak wymienił znaczące spojrzenie z jej aktualnym facetem.
- Odbijany. - potwierdził, przejmując dziewczynę z kąśliwym uśmieszkiem. Nie miał być złośliwy, a w każdym razie nie dla Evana.

21Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Nie Wrz 09, 2012 9:58 am

Anglia

Anglia
Admin

- Z-zbyt sztywny? Ahahah, widzisz, on mnie chyba jednak do końca nie znam eh? - Nadal robił dobrą minę do złej gry. Po chwili usłyszał jednak, że zdaniem Evana był złośliwym dupkiem, który NIE chce nic zmieniać. O-oczywiście, do cholery. To on nigdy nie chce niczego zmieniać. Zwłaszcza, że teraz nawet na tę ich żałosną kulturę wyrzuca pieniądze. A o-oni (znaczy Evan) twierdzą, że jest niezadowolony, znerwicowany oraz kapryśny, i nie robi nic żeby poprawić ich relacje. NIC do cholery. C-cudownie. On dopiero może zacząć robić "NIC", ale ta banda kretynów posra się z rozpaczy. Wykrzywił usta i parsknął pod nosem na cały wywód mężczyzny. Na opowieści o "zabawnych" zdarzeniach z życia brata, coraz bardziej pochmurniał. Już nawet nie chodziło o to co Walijczyk wyrabia, a-ale o to, ze zupełnie obcy ludzie wiedzieli o nim wszystko, a Arthur zupełne i pieprzone nic. T-ta, myślał, że znał doskonale brata, ale jednak nie znał go wcale. Czy dalej tak się do cholery zabawia? Czworokąty, wycieczki nudystów do innego miasta, podrywanie mężczyzn w damskim stroju? Ch-cholera, chyba nie chciał wiedzieć, czy Evan teraz wyrabia to samo. Ale założył, że tak. Nagle poczuł nagłą chęć żeby się stąd do cholery ulotnić, mimo że nie dawał tego po sobie poznać. Jego uwagę jednak jeszcze przykuła wzmianką o "ostrej" Angeli.
- O-ostrej? - Zdziwił się i zerknął w stronę salonu, gdzie Evan flirtował z dziewczyną. - Chyba nie do końca ostrej, skoro teraz się tak zabawia, huh? - Zauważył i zerknął na zegarek. Zostały mu 4 minuty, a on nic sobie do cholery z tego nie robił. Arthur powoli zaczynał rozumieć, że tak właściwie ma tutaj dzisiaj najmniej do gadania, a Evan jego zdaniu i słowom poświęci najmniej uwagi. Chyba niepotrzebnie mu się wydawało, że weźmie sobie do serca te "11 minut".
- Zaraz mam... busa. - Dodał jeszcze, chociaż najpierw chciał posłuchać w jaki sposób Walia przedstawia swoją wymyśloną dziewczynę.
Na stwierdzenie Evana o zakładzie, dziewczyna parsknęła śmiechem i zaczerwieniła się. Uciekła spojrzeniem.
- Coś ty wymyślił Evan! - Chciała coś jeszcze dodać, ale zamrugała jedynie kiedy przybliżył twarz do jej twarzy. Nadziała się na "oszukany" pocałunek i powędrowała w ramiona innego faceta. Jako że Evan był wolny, podszedł do niego Terry, mężczyzna w jego wieku. Nieco spokojniejszy niż reszta, pisarz krótkich wierszy pracujący w firmie komputerowej.
- Jak tam? Popsuliśmy ci jakieś plany? - Nie był tak owładnięty wizją zabawy jak cała reszta, żeby się nie domyślić.

22Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Wto Wrz 11, 2012 9:36 am

Walia

Walia

- Zabawia? - zdziwił się i przekręcił głowę, aby rozeznać w sytuacji o której mówił Arthur. Parsknął w puszkę.
- Masz na myśli Carmen i Lucy? - pokręcił głową, uśmiechając się bardziej do siebie niż do Anglika. - Hahaha, mowy nie ma~ - machnął ręką na tańczącą parę i odwrócił się z powrotem, przodem do niego. - Wiesz, w sumie to całkiem śmieszna historia z nim i Lucy... Pewnie o tym nie słyszałeś, ale Evan był w niej kiedyś koszmarnie wręcz zauroczony. - rozsiadł się wygodniej, rozstawiając szeroko nogi. - Latał za nią w te i z powrotem jak jakiś wierny psiak pomimo wszystkich, upokarzających koszy jakie zwykła mu dawać. Najlepiej publicznie. A że Evan uparty jest jak osioł, musiało minąć sporo czasu zanim całkowicie zrezygnował. Nie wiem dokładnie jak to się stało że to ona później dla odmiany zaczęła prześladować jego... - wzruszył ramionami i sięgnął po kolejne piwo. - W każdym razie, zdaje się że dziewczyny prowadzą jakąś dziwną grę o to, która pierwsza go zdobędzie. Głupiutkie... Powinny wiedzieć że żaden, porządny chłop nie tyka się dziewczyn swoich kumpli.
Pozbywszy się - odrobinę niechętnie - partnerki na rzecz dobra ogółu, przetarł czoło dłonią, dopiero teraz zerkając na stojący w głębi, stary zegar z kukułką. Nie zostało mu wiele czasu...
Ledwie obrócił się na pięcie by wycofać z powrotem do kuchni, kiedy niespodziewanie zaszedł go Terry.
- Heh... Naprawdę dobrze mnie znasz, co? - pomasował się po karku. - Powiedziałbym raczej że odrobinę mi je... "skomplikowaliście". - mężczyzna był jednym z nielicznych, do których Evan miał pełne zaufanie. Czegokolwiek by mu w tajemnicy nie powiedział, mógł mieć absolutną pewność że pozostanie to tylko i wyłącznie między nimi.
- Wiesz że mój brat jest... ciężki. Długo mi zajęło żeby namówić go na wizytę i odkręcić te wszystkie nieporozumienia. - Terry zdawał sobie sprawę że Evan i Arthu byli ze sobą od dłuższego czasu pożarci. Wiedział też jak bardzo zależało temu pierwszemu na utrzymaniu dobrych relacji w rodzinie.

23Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Wto Wrz 11, 2012 10:14 am

Anglia

Anglia
Admin

- Czyli zazwyczaj na swoich spotkaniach TAK się zachowujecie, huh? Z-znaczy, khm, taki flirt i podryw, ale na żarty? - Dla Arthura to było dziwne, diabelnie dziwne. Zaraz! Lucy?! To TA cholerna Lucy, która kiedyś pobiła Evana i wydzwaniała do niego jak nienormalna?! Ch-cholera, nawet jeśli Arthur uważał się za dżentelmena, t-to dla tej kobiety mógłby stać się cholerny szowinistą i mordercą. Westchnął pod nosem i jeszcze raz zerknął w stronę salonu.
- To co z tą Angleą, huh? Czemu taka ostra? Wrzeszczy na Evana? - Skoro brat wszystkim przedstawiał Arthura w negatywny sposób, to pewnie o swojej Angeli również nie mówił niczego pozytywnego. Anglik jednak chciał to wszystko usłyszeć, więc mimo iż Evanowi skończył się czas już od minuty, postoi tu jeszcze chwilę. Nadal jednak miał nastrój poniżej średniej. Jeśli wróci do domu, to upije się na smutno cholera jasna. Nigdy wcześniej nie przejmował się tym co wygadują o nim bracia, ale usłyszenie co Evan o nim sądzi, było diabelnie dołujące. Zerknął na zegarek.
- Wybacz że tak pilnuje czasu, a-ale mam jeszcze piętnaście minut do busa. - I Evan przekroczył czas o 3 minuty. T-ta, przyszli jego znajomi, to Arthura mógł mieć w cholernej dupie. To też było przykre. Psiamać...

24Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Wto Wrz 11, 2012 11:13 am

Walia

Walia

- Nigdy nie zwiedzałeś okolic nocą, co? - bardziej stwierdził niż spytał. - Widzisz, Walijskie kobiety nie lubią się czuć niczym skrępowane. To trochę tak jak z Włochami - mają jedną, ale latają też za innymi. Dla nas to najzwyczajniej w świecie normalne aby nie przejmować się zbytnio ich wybrykami. Lepiej też czasami z nich odważnie zakpić niż dawać sobie wchodzić na łeb, nie sądzisz? - wpatrzył się w niego, z głębokim zainteresowaniem wyłapując zmiany na zarośniętej Brwiami twarzy. Anglik był dla niego ciekawym "okazem", z którym ma się styczność jedynie raz na kilkadziesiąt lat.
- He? Aaaa, no tak, tak! Angela! - uderzył wolną ręką o udo i zaśmiał się szczerze. - Angielska piękność, Eviego! Hahaha! Ale tak między nami... Angielką raczej daleko do piękności. Bez urazy. Hmm, no dobrze... A więc tak, zacznijmy od tego że "ostrą", to on ją nazywał głownie jeśli chodzi o sprawy łóżkowe. Chociaż wydaje się że jej charakterek też dałoby radę określić w ten sposób. Jest bardzo wybuchowa ale Evanowi jakoś dziwnie się to podoba. Właściwie rzeczy które my w większości uznalibyśmy za wady, on komplementuje! Wyobrażasz sobie? - zaśmiał się. - Oh, ale to właśnie cały Evie~ Mógłbym mieć pannę jak on~! Gdybym nie widział ile w nim faceta kiedy śpiewa i nami dyryguje, pewnie poważnie zastanawiałbym się nad przerzuceniem na facetów. - zamilkł i zmarszczył brwi, jakby rozważając ten pomysł. - Taa, jak tak się zastanowić, to ciężko powiedzieć czy miał więcej wielbicielek czy wielbicieli, ale ciii...! Jakby co, to tego ode mnie nie usłyszałeś, jasne? - mrugnął do niego porozumiewawczo.
- Rozumiem... - ze wzrokiem pełnym współczucia, Terry kiwnął kompanowi głową. - Wybacz... Uprzedzałem ich że tak huczną zabawę trzeba by najpierw z tobą skonsultować, ale nie chcieli mnie słuchać. - poklepał go lekko po ramieniu i delikatnie popchnął w stronę kuchni.
- Najlepiej będzie jeśli załatwisz to w miarę szybko... Nie będą mogli zacząć grać bez gwiazdy wieczoru. - minimalnie uniósł jeden kącik ust.
- Powiedz mi proszę coś czego nie wiem... - burknął cicho w odpowiedzi, z niepokojem zerkając jeszcze raz w stronę zegara. Zupełnie jakby wskazówki celowo przyspieszyły biegu.
- Przecież nie musisz się tak spieszyć! Jest jeszcze wcześnie, więc to chyba żaden problem żebyś pojechał następnym! Twój brat na pewno byłby-...
- Byłbym. - przyznał Evan, kładąc rękę na rudej głowie i lekko ją do niej dociskając. - Mam nadzieję że wiesz, że ktoś właśnie dobiera się do twojego cydru, którego tak pilnowałeś...? - blady nagle jak trup, chłopina poderwał się na równe nogi, ciskając naokoło piorunami. Zaklął porządnie, a następnie rzucił susem do drugiego pomieszczenia, wykrzykując coś pod adresem złodziei i pederastów.
- Przepraszam za zwłokę... - zwrócił się już do brata, łapiąc go lekko za ramie i wyciągając do salonu. Będzie trzeba znaleźć jakieś spokojne miejsce żeby mu wszystko wytłumaczyć...

25Dom Evana w Cardiff Empty Re: Dom Evana w Cardiff Wto Wrz 11, 2012 11:44 am

Anglia

Anglia
Admin

W Arthura mniemaniu, Walijskie kobiety były diabelnie puszczalskie. I ż-że co?! Co do cholery!? Że niby Angielki były brzydkie?! Do diabła, ten kretyn chyba dawno nie oberwał w twarz.
- Mój ojciec jest anglikiem, ja również nim jestem. - Odparł, zwyczajowo krzywiąc usta. Nie zaczął go jeszcze obrażać, bo z chęcią wysłucha dalszego monologu.
- Ż-że ostra w łóżku?... - J-jak dobrze, że było tutaj gorąco, bo Anglik poczuł jak jego twarz robi się diabelnie czerwona. C-co TEN PALANT im opowiada za pieprzone głupoty?! Czy ta łajza nie potrafi przymknąć dzioba i w pewnych tematach nie paplać jak stara, szkocka przekupka na targu?!
- A-ah, to diabelnie dużo ten mój brat ma wielbicieli ahaha... - Zaśmiał się sztucznie. - I lepiej wybij sobie z głowy romanse z Evanem, b-bo homoseksualizm w naszej rodzinie nie jest akceptowany. Evie miałby problem. - Wzruszył lekko ramionami, jakby tak naprawdę ani trochę go to nie obchodziło. Chciał odpowiedzieć mężczyźnie że naprawdę musi wracać, bo w przeciwieństwie do braci którzy zabawiają się w każdej wolnej chwili, on ma diabelnie dużo obowiązków. Przeszkodził mu w tym jednak Evan, który tak nagle się do cholery obudził. Arthur popatrzył za spławionym rudzielcem, po czym z irytacją wyrwał ramię.
- N-NIE dotykaj mnie, do cholery! - Syknął, poważnie wściekły. Zacisnął mocno usta i omiótł spojrzeniem cały salon. Wszędzie głośno, w-wszędzie ludzie. D-do cholery!
- Wynoś się z zasięgu mojego wzroku kretynie. - Nakazał, po czym szybkim krokiem skierował się na przedpokój.
A Terry siedział na oparciu fotela i obserwował Kirklandów znad butelki cydru.

Sponsored content



Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 2]

Idź do strony : 1, 2  Next

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach