Dom Walii znajdował się na obrzeżach jego miasta-stolicy o wdzięcznej nazwie Cardiff położonej nad rzeką Taff.
Zawsze bardzo cenił sobie bliskość natury w swoim otoczeniu, dlatego górzyste tereny, które bogate w puszcze, doliny i łąki, nadal zajmowały większość obszarów w jego kraju, a które malowniczo rozciągały się ponad miastem, sprawiały mu niemałą satysfakcję. Cisza i spokój - poza weekendami spędzanymi w całości na masowym imprezowaniu.
Całość posesji w większej mierze zajmował ogród, zaś budynek, choć nie taki mały jakby się wydawało, stanowił skromną jej część. Ogrodzony był jedynie przód, jako że na tyłach ciągnęły się szerokie łąki i pastwiska, a jeszcze dalej las. Ponadto osobno odgrodzone zostały owczarnie, stajnia i szklarnia. Niewielkie budynki, bo służyły raczej zwykłej przyjemności/rozwojowi hobby niż pracy.
Ogródek, jak to w walijskim zwyczaju, mógł zadbaniem bez problemu konkurować z każdym ogródkiem angielskim. Oba zresztą kraje miały na tym punkcie lekkiego bzika.
Nieco na prawo od wejścia na ganek, umocowana do grubej gałęzi ogromnej, płaczącej wierzby, wisiała stara ławka-huśtawka, zaś do samych drzwi kamiennego, jednopiętrowego(nie licząc piwniczki i zawalonego starociami stryszku) domu, prowadziła usypana z białego żwiru dróżka.
Przez drzwi frontowe, zrobione z jasnego drewna, wchodziło się do niewielkiego holu w którym poza wieszakami i stojakiem na parasole stało jedynie stare, stojące lustro. Na końcu, po prawej stronie
znajdowało się wejście prowadzące do salonu. Było to największe pomieszczenie, umeblowane w podobnym angielskiemu stylu. Meble mogły nosić miano niemalże zabytkowych, z czego najstarszy z tej, prawie że kolekcji, był stojący zegar z kukułką, zaś najnowszym - duży, kamienny kominek. Kuchnia z drugiej strony, tak samo jak łazienka na parterze i toaleta na piętrze, mimo iż urządzone dość skromnie, odbiegały od wystroju reszty domu. Były znacznie bardziej nowoczesne, ale nie zawierały żadnych cudów technologii bo i ich właściciel nie uważał tego za konieczne.
Oprócz tego, na parterze znajdował się pokój gościnny, a na piętrze osobny gabinet, mała biblioteczka i pokój Evana.
Evan przygotował się na te wizytę najlepiej jak tylko mógł. Mieszkanie wysprzątał na błysk, kolacje przygotowywał po uprzednim przewertowaniu około 6, obszernych książek kucharskich, a najważniejsze - czyli pewien "skromny" podarek na przeprosiny za którym tyle biegał poprzedniego dnia, leżał już skrzętnie zapakowany i schowany w bezpiecznym miejscu, gotowy tylko do wręczenia.
- ... - westchnął i przeszedł koło lustra, zatrzymując się przy nim na moment, coby jeszcze bardziej zmierzwić sobie włosy. Cóż... Jeśli to nie wystarczy, będzie trzeba wymyślić coś innego.
Zawsze bardzo cenił sobie bliskość natury w swoim otoczeniu, dlatego górzyste tereny, które bogate w puszcze, doliny i łąki, nadal zajmowały większość obszarów w jego kraju, a które malowniczo rozciągały się ponad miastem, sprawiały mu niemałą satysfakcję. Cisza i spokój - poza weekendami spędzanymi w całości na masowym imprezowaniu.
Całość posesji w większej mierze zajmował ogród, zaś budynek, choć nie taki mały jakby się wydawało, stanowił skromną jej część. Ogrodzony był jedynie przód, jako że na tyłach ciągnęły się szerokie łąki i pastwiska, a jeszcze dalej las. Ponadto osobno odgrodzone zostały owczarnie, stajnia i szklarnia. Niewielkie budynki, bo służyły raczej zwykłej przyjemności/rozwojowi hobby niż pracy.
Ogródek, jak to w walijskim zwyczaju, mógł zadbaniem bez problemu konkurować z każdym ogródkiem angielskim. Oba zresztą kraje miały na tym punkcie lekkiego bzika.
Nieco na prawo od wejścia na ganek, umocowana do grubej gałęzi ogromnej, płaczącej wierzby, wisiała stara ławka-huśtawka, zaś do samych drzwi kamiennego, jednopiętrowego(nie licząc piwniczki i zawalonego starociami stryszku) domu, prowadziła usypana z białego żwiru dróżka.
Przez drzwi frontowe, zrobione z jasnego drewna, wchodziło się do niewielkiego holu w którym poza wieszakami i stojakiem na parasole stało jedynie stare, stojące lustro. Na końcu, po prawej stronie
znajdowało się wejście prowadzące do salonu. Było to największe pomieszczenie, umeblowane w podobnym angielskiemu stylu. Meble mogły nosić miano niemalże zabytkowych, z czego najstarszy z tej, prawie że kolekcji, był stojący zegar z kukułką, zaś najnowszym - duży, kamienny kominek. Kuchnia z drugiej strony, tak samo jak łazienka na parterze i toaleta na piętrze, mimo iż urządzone dość skromnie, odbiegały od wystroju reszty domu. Były znacznie bardziej nowoczesne, ale nie zawierały żadnych cudów technologii bo i ich właściciel nie uważał tego za konieczne.
Oprócz tego, na parterze znajdował się pokój gościnny, a na piętrze osobny gabinet, mała biblioteczka i pokój Evana.
Evan przygotował się na te wizytę najlepiej jak tylko mógł. Mieszkanie wysprzątał na błysk, kolacje przygotowywał po uprzednim przewertowaniu około 6, obszernych książek kucharskich, a najważniejsze - czyli pewien "skromny" podarek na przeprosiny za którym tyle biegał poprzedniego dnia, leżał już skrzętnie zapakowany i schowany w bezpiecznym miejscu, gotowy tylko do wręczenia.
- ... - westchnął i przeszedł koło lustra, zatrzymując się przy nim na moment, coby jeszcze bardziej zmierzwić sobie włosy. Cóż... Jeśli to nie wystarczy, będzie trzeba wymyślić coś innego.