Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

You are not connected. Please login or register

Las, busz i jeszcze tylko Bear'a Grylls'a brakuje

Idź do strony : 1, 2  Next

Go down  Wiadomość [Strona 1 z 2]

Go??


Gość

Las, jak na las przystało - drzewa, stare i wielkie,
o rozłożystych koronach, niemal nieprzepuszczające
promieni słonecznych. Z nielicznymi wyjątkami sosen i świerków. Roślinność bardzo gęsta, bo poza drzewami
jest tu jeszcze pełno wszelkiej maści krzewów i zarośli.
Pośrodku owego boru ma swoje miejsce niewielkie jeziorko. Choć jest dość głębokie, to
woda jest tak czysta, że widać piaszczyste dno.
Cywilizacja, jakakolwiek znajduje się dopiero wiele kilometrów stąd.
Tutaj spotkać jedynie można zwierzynę. Sarny, dziki, zające i wszelkiej maści ptactwo.
Idealne miejsce na polowanie, spacer czy zwyczajny odpoczynek.

Go??


Gość

Sun nigdy wcześniej nie była na polowaniu. Wiedziała z czym się to wiąże i nie bała się nic a nic. No.. Może trochę. Jednak pocieszał ją fakt, że będzie polować z kimś, kto w tej dziedzinie ma niemałe doświadczenie, toteż czuła się uspokojona. Na ten czas zmieniła strój. Zamiast zwyczajowej spódnicy i różowej koszuli miała na sobie wygodny, nie krępujący ruchów mundur w maskujących barwach. Włosy spięła w wysoki kok i wyjęła z nich nawet kwiatki które zawsze nosiła. Rozejrzała się wokół siebie. Było wcześnie rano, by nie powiedzieć że sam świt. Na trawie błyszczała jeszcze rosa i ponad nią unosiła się lekka mgła. Siedziała na zwalonym pniu drzewa, trzymając w dłoni wodze swojego konia. Czas w którym czekała na swojego towarzysza umilały jej ptasie śpiewy, które nagle przerwały poranną ciszę. Powinni niedługo ruszyć, w końcu słońce było coraz wyżej.

Go??


Gość

Przybycie wielmożnego Kazachstanu obwieścił sokół, lądujący na grubej gałęzi. Ptak obrzucił Azjatkę nieprzychylnym spojrzeniem, jakby niezadowolony, że będzie musiał polować z kimś poza właścicielem. Załomotał skrzydłami i rozsiadł się wygodnie.
Kilka chwil później rozległy się głuche odgłosy, niosące się wśród drzew. Tuż po chwili, zwalniając do kłusa, pojawił się Aleksander. Widać, że dobrze radził sobie w siodle. Był całkowicie rozluźniony, mało tego, szczerzył się wesoło. Wstrzymał czarnego rumaka tuż przed Tajwan i zeskoczył zgrabnie, lądując jak kot.
-Privet, pięknej pani.- uśmiechnął się szelmowsko i skłonił w pas. -Przepraszam za spóźnienie. Darował sobie przynajmniej wymówki. Przecież nie przyzna się też, że zaspał, co nie? Toć to by była hańba i wstyd.
Obejrzał towarzyszkę badawczo. Tak jak on, miała mundur na sobie. Jedno szczęście. Byli i tacy, co na polowania wybierali się w ozdobnych strojach o krzykliwych barwach. Zwierzyna dostrzegała takowych z kilkuset metrów i po polowaniu. Sun miała jednak rozum i nawet nie użyła pachnideł. To też nie ułatwiłoby zadania. Na wspomnienie o perfumie, Aleks wyciągnął buteleczkę z kieszeni sowieckiego umundurowania.
-Haraszo, wetrzyj kilka kropel w ubranie. Zwierzęta nie będą czuć twojego zapachu.- podał jej flakonik i poprawił strzelbę na ramieniu. Przy okazji obmacał się po kieszeniach i kieszonkach, czy wziął legitymacje i zezwolenia. Tak, prze państwo, Kazaś polował legalnie.

Go??


Gość

Z zamyślenia i podziwiania uroku otoczenia w którym się znajdowała wyrwał ją sokół. Żółte ślepia wpatrywały się w nią złowrogo, jednak Sun uśmiechnęła się. Wiedziała, do kogo należy i kogo ma się za chwilę spodziewać. Pogłaskała chrapy skarogniadej klaczy i wstała. -Ciebie również miło widzieć, Aleksandrze. - dygnęła, jak to miała w zwyczaju. -Nic nie szkodzi, nie czekam długo. - odrzekła zgodnie z prawdą. Nie miała w zwyczaju pojawiać się na umówionych spotkaniach na długo przed czasem.
Popatrzyła na niego. Bardzo podobny mundur widziała kiedyś u Yao... Nie, w dalszym ciągu przecież go ma i czasem zakłada. To pewnie ten za czasów kiedy on i Rosja byli sobie poniekąd bliscy... Wzięła flakonik od chłopaka. -A co to takiego? - otworzyła go i zrobiła tak jak jej kazał. Wtarła niewielką jego ilość w ubranie. Oddała mu owy płyn i poprawiła jeszcze kok, czując, że się poluzował. Jej strzelba nadal w pokrowcu, przymocowana była specjalnie do boku siodła. -Ruszamy? - spytała, będąc już gotowa w każdym calu.

Go??


Gość

Wskoczył na konia bez słowa i ruszył, nie czekając na Tajwan. Dobrze wiedział, że za nim podąży, na co zbędne słowa? Tuż po właścicielu wzbił się w powietrze sokół. Polowanie się zaczęło.
-Pojedziemy na północ, potem skręcimy na wschód. Nie martw się, jeśli czasem zniknę ci z oczu.- odwrócił się w siodle, żeby spojrzeć na towarzyszkę. Wiedział, że to jej pierwsze polowanie. Chciał się przy okazji trochę wykazać.
Przyśpieszył do kłusa, znajdując wydeptaną, wąską ścieżkę. Widać, że nie raz bywał w okolicy. Rozglądał się czujnie, szukając zwierzyny. W pewnym momencie zatrzymał się w zaroślach i zdjął strzelbę z ramienia. Śledził ofiarę na razie niewidoczną dla Azjatki.

Go??


Gość

Ruszyła za nim, wolnym tempem, trzymając się bardziej w tyle. Obserwowała chwilę też sokoła, dopóki ten nie zniknął jej z oczu. Ona sama nie chciała polegać tylko na tym zwierzęciu. Chciała sprawdzić jak sprawują się jej własne zmysły. Wzrok, słuch... -Byle nie na długo, wiesz, że nie znam tych okolic. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, ciągle obserwując teren. Przywykła raczej do wszechobecnych bambusów i pand do których strzelać nie było wolno. W końcu zagrożone i ukochane zwierzątka brata. Prawie jak świętość. Cały czas podążała za nim. Choć to było jej pierwsze polowanie, nie chciała wyjść na jakąś miękką... ciapę. Chciała pokazać, że też coś potrafi. Koniecznie. Zeskoczyła z siodła, biorąc strzelbę. Była lekka, więc przemykała między krzakami cicho jak kocica. Ona sama teraz oddaliła się od Aleksa owładnięta jedną myślą. Popisać się, pokazać że jest coś warta. Nie interesowało jej to, że straciła kompana z oczu.

Go??


Gość

Spojrzał za nią lekko zaniepokojony. Zniżył lufę strzelby, żeby przez przypadek nie strzelić. Zamarł w oczekiwaniu na następujące zdarzenia.
Zwierzęciem, na które chciała zapolować Tajwan, był pokaźny ptak. Zajmował się swoimi sprawami, poszukując czegoś na ziemi. Niby zdobycz łatwa, ale uwaga. Jeden nieostrożny krok, złamana gałązka, zbyt głośny oddech, wszelki dźwięk. To wystarczyło, by zwierzyna się spłoszyła. W najbliższej okolicy nie było zbyt dużo ptaków, dlatego Azjatka miała możliwie jedną z niewielu szans, by się wykazać.
Wzrok Aleksa przyciągnął jego sokół, kołujący nad jakimś punktem. Stwierdziwszy, że znajdzie Sun, ruszył konno w drugą stronę. Należało polować na co się dało. Jeśli szczęście dopisze, uda się złapać coś bardziej okazałego, niż ptactwo, czy zające.

Go??


Gość

Pokaźny ptak... Sun zdawało się, że to cietrzew. Sądząc po okazałym ogonie i ciemnych piórach. Ostrożnie zniżyła lufę strzelby, celując. Oby tylko teraz nie spieprzyć sprawy... Na jedną chwilę wstrzymała oddech. Nie celowała zbyt długo, by dłonie nie zaczęły jej drżeć. W rezultacie straciłaby panowanie nad bronią i strzał tylko by wypłoszył jej cel. No, dalej, mała, dasz radę... Mocno chwyciła broń... Strzeliła. O dziwo - celnie. Ptak padł, nie zdążywszy nawet umknąć. Uśmiechnęła się, zadowolona z siebie. No dobrze. Upolowała, ustrzeliła zwierzę, ale co dalej?... Jak się do tego zabrać?... Tak po prostu wziąć? Mruknęła coś pod nosem.

Go??


Gość

Z szybkiego galopu przeszedł do kłusa, po chwili do stępu. Ostatecznie zeskoczył z konia i nisko przy ziemi zaczął się skradać. Zatrzymał się przed niskim poletkiem zielska wszelakiego i wbił wzrok w zdobycz. A zdobyczą okazał się dorodny, potężny, dobrze umięśniony... zając. Zając, szarak, leśny popierdalacz. Jak zwał tak zwał. Dobrze smakuje z sosem grzybowym, lekko podpieczony nad ogniem. Tak, zwierz nie byle jaki, ba, wręcz niebezpieczny i agresywny. Jeden nieostrożny ruch i jesteś zagryziony przez zająca. Przeciwnik godny narodu kazachskiego, który walczył z Hunami, Mongolią i napalonym Rosją. Nawet jednak sam Ivan nie równał się potędze szaraka, konsumującego bliżej nieokreślone jadalne "coś", zapewne zwłoki poprzedniego przeciwnika.
Cichutko, wolniutko, Aleksander von Menda Wspaniały, ustawił się i wycelował w groźnego zwierza. Albo go teraz ukatrupi, albo tamten go zaatakuje. Oto toczy się wojna o życie i dumę. Ładuj broń! Ognia! Popierdalacz padł jak długi, trafiony niezawodną kochanką Kazacha. Pełna chwała, victoria! Teraz dopiero pan i władca okolicznych ziem wychynął z kryjówki i łaskawie pozbierał truchło, oceniając, że "dobra będzie potrawka". Przymocował co jego do siodła i usadził znów swe siedzenie w siodle, dumny, że ustrzelił zająca. Gratulacje, mości pana, wyczyn ponad miary.

Go??


Gość

Zerwała się słysząc strzał. To pewnie Aleks wytropił już zwierzynę i ją upolował. Uśmiechnęła się pod nosem, podchodząc do swojej jakze wspaniałej zdobyczy. Ostatecznie chwyciła ptaszysko za szyję i niosąc w wyprostowanej ręce przypatrywała mu się. Co tu z tym zrobić? Wypchać? Nagotować rosołu? Ach, Aleks pewnie będzie wiedział.przywiązała kuraka do boku siodła i wsiadła na wierzchowca. Ruszyła przed siebie. Chciała odszukać towarzysza. Normalnie zawołała by go ale tym razem nie chciała by zwierzęta się spłoszyły. Mimo że Braginsky wyglądem się wyróżniał, nie umiała go odnaleźć... Zacisnęła mocno dłonie na wodzach. Tylko by teraz nie panikować... Bez nerwów... Znajdzie się... Rozglądała się coraz bardziej nerwowoi.

Go??


Gość

Las był bardziej bogaty w zwierzynę, niż mogłoby się wydawać. Kazaś wytropił gazelopodobne coś. Można powiedzieć, że właśnie odkryliśmy nowy gatunek. Tylko przetłumaczyć to na łacinę i gotowe. Ale wracając do polowania. Konno było wygodniej. Koń stąpał całkiem cicho, wyuczony, by nie płoszyć się od strzałów i przemykających pod nogami zwierzątek. Coś lepszego, niż zwykłe narzędzie, czy pojazd. Idealny do takich sytuacji.
Cichutko, między krzewami dzikich malin, zatrzymali się. Aleks zaczął celować w "gazelopodobne coś" z precyzją, godną Białej Śmierci. Strzał. Drugi. Trzeci. Zeskoczył z siodła i podszedł do ofiary, już nieżywej. Przyjrzał się dziurom w czaszce i boku. Tak, będzie dobry gulasz, a skórę się wykorzysta. Póki co dowlókł zdobycz do swojego wierzchowca i przymocował ją do siodła. Chyba na tyle z polowania, może jeszcze kilka zajęcy.
Zadowolony z wyników nagle zauważył, że czegoś mu brakuje... Tajwan, no tak. Poprowadził konia, nie chcąc go dodatkowo obciążać. Zaczął obawiać się o towarzyszkę, wiedząc, jak groźne mogły być te ziemie. Te dzikie zwierzęta, korzenie, wystające z grząskiej i zdradliwej gleby. Strach się bać.

Go??


Gość

Cały czas się rozglądała. Może gdzieś między drzewami mignie jej blond grzywa, czy chociaż cień karego konia. -Sun, bez paniki... - mruknęła do siebie. Często w takich sytuacjach prowadziła dialogi sama ze sobą. Słyszała tylko strzały, ale nie umiała stwierdzić, z której strony dochodził ich dźwięk. Może gdyby nie było tego echa. Odetchnęła i skręciła w inną stronę. Odnajdą się. Aleksander przecież znał te lasy. W końcu to jego ziemie. Zatrzymała konia i zaczęła nasłuchiwać. Na wszelki wypadek wyjęła strzelbę. Bała się, że tym razem to może być jakiś spory drapieżnik... Choćby i wilk. Ponad niewysokimi krzakami coś się ruszało. Jeleń?... Oddała strzał. Celnie. Uśmiechnęła się z satysfakcją. W końcu pierwsza duża zdobycz. Tylko co z takim wielkim zwierzem zrobić?... Sama by go nie podniosła. Zaklęła nieładnie po chińsku. Teraz tylko czekać aż znajdzie ją Kazach. Zeszła z konia żeby przyjrzeć się zwierzęciu.

Go??


Gość

Ostatnie, co Kazach mógł zrobić, to się zgubić. Miał świetny zmysł orientacji w terenie. Poza tym... To był on, prawda? Skoro był krajem to ta ziemia była nim, a on był ziemią. A trudno zgubić we własnym ciele. Nie trudno było mu wymijać złośliwe dziury, grząskie tereny i wystające korzenie. Przystanął ze dwa razy, by rozejrzeć się za zwierzyną. Ta jednak uciekła, słysząc odgłosy strzałów. Trudno.
Zaczął szukać towarzyszki. Przywiązał konia na polanie, przewiesił strzelbę przez ramię i ruszył na przełaj, przez krzaczyska. Sporo wzrost pozwalał mu na sadzenie dużych kroków. Właściwie nieświadomie się skradał, wolno, ale stanowczo. Instynktownie kierował się w kierunku Tajwan, jakby miał jakiś radar we łbie. Już po chwili stał w ukryciu, obserwując ja z daleka.

Go??


Gość

Stała bezradnie nad jeleniem i zastanawiała się co robić. Miała co najwyżej trzy opcje. Zawlec zwierzę na konia i zacząć go szukać. Albo rozpłakać się z nerwów i bezradności. Ewentualnie cierpliwie czekać... Usiadła więc na omszałym z jednej strony głazie po turecku. Wierzyła, że za jakiś czas ją znajdzie. Tylko te szelesty z niemal każdej strony były rozpraszające. A nawet niepokojące. Rozglądała się nadal. Była malutka, więc żeby mieć lepszy widok, stanęła na kamieniu. Aleks się ukrył, więc go nie zauważyła. Zrezygnowana wróciła do siedzenia. Mhhh... - przewróciła oczami. Strzelba na plecach zaczęła jej trochę ciążyć. Cmoknięciem przywołała konia. Zamocowała broń przy siodle. Klaczka na nowo zajęła się skubaniem trawy, a Sun rozciągnęła się przez cały kamień. Dziwnie wyglądał las, do góry nogami. Uśmiechnęła się jednak. Jakby ptaki chodziły po niebie, a nie latały...

Go??


Gość

Skradał się wolno tak, że Sun nie mogła go zobaczyć. Wolno, wolniutko podpełzł do głazu, przysiadł na piętach i zaczął jej się przyglądać. Nic, tylko zarzucić na niego czarną szmatę i mógłby spokojnie grać Bukę. Serio, te spojrzenie mogło przyprawić o zawał.
-Mmmm... Sun. Co robisz?- przechylił głowę w bok, przyglądając się intensywnie. A było na co patrzeć, fakt. Młoda Chinka przypadła mu do gustu. Delikatna uroda, ładne kształty, jak Chiny, tylko mniej upierdliwa i dziecinna. Ideał na żonę. Znaczy, nie, żeby Aleksowi małżeństwa były w głowie. Co to, to nie.
Na przełomie kilku sekund podniósł się, oparł kolana o krawędź kamienia i pochylił się nad Azjatką, podpierając się na wyciągniętych ramionach po obu stronach jej głowy. Kilka pasm przydługich włosów mogły połaskotać jej twarz, kiedy Kazachstan zasłonił jej słońce i niebo.
-To ja cię szukam, a ty mi się tu opalasz. Ej, to nie fair. Ja też chcę!

Go??


Gość

Kontemplowała więc w spokoju przyrodę, póki jej było to dane. Uwielbiała spędzać czas poza domem w taki właśnie sposób. Niekoniecznie smętnie zwisając na kamieniu, ale najważniejsze że na łonie natury. Na początku nawet nie zauważyła, że Kazach już ją znalazł. I że cokolwiek do niej powiedział. Miała zamknięte oczy i była pogrążona we własnych myślach, abonent tymczasowo niedostępny, brat kontaktu ze światem zewnętrznym i tak dalej. Dopiero kiedy coś zasłoniło jej promienie słońca przedzierające się przez gęste listowie, otworzyła oczy. I pisnęła cicho. Wystraszyła się jego spojrzenia. -A-ach, to Ty... - wzięła głęboki oddech. Jakby mocno jej ulżyło. -Raczej czekałam aż mnie znajdziesz. Pierwszy raz jestem w tym lesie, nie znam go. Za to Ty, tak. - wtem przypomniała sobie o swojej drugiej zdobyczy. Objęła go jedną ręką za szyję i podniosła się do siadu. -Tam, za tym krzewem... - wskazała mu dłonią ów krzew. A żeby nie kończyć, zeskoczyła z głazu i pociągnęła go za sobą za rękę. Przed nimi leżał ustrzelony rogacz. -I co ja mam z nim zrobić? - spojrzała na niego niemal rozpaczliwie. -Czekałam na Ciebie, żebyś mi pomógł, sama go nawet nie poradzę...

Go??


Gość

-Niezła zdobycz. Można by go sprzedać. Brawo, Sun.-uśmiechnął się z pochwałą, ściskając jej dłoń. Ocenił wagę zwierzęcia i możliwy zysk. Naturalnie, cały dochód oddałby jej, w końcu ona ustrzeliła. Puścił ją i podszedł do rogacza. Jego poroże nie było nadto imponujące, gdyż osobnik był młody.
-Tak myślę, że możemy tu odpocząć, a potem pomyślimy, co z nim zrobić. To całkiem ładne miejsce, nie sądzisz? Można się wyciszyć.- rozejrzał się wokoło. Polana urzekała swoją urodą. Dobre miejsce, by uciec od innych.
-Idę po konia.- i tyle go widziała. Wślizgnął się w zarośla i zniknął na kilkanaście minut. Wrócił, ciągnąc za sobą swoje uparte, kare bydle, które taszczyło jego gazelopodobne coś.

Go??


Gość

-Dz-dzięki... To całkowity przypadek, że go zobaczyłam. - uśmiechnęła się do niego. -Tu? Wiesz, jak weszłam na ten kamień.. Parę metrów dalej jest jakieś jeziorko. Może tam pójdziemy? - nadal trzymała jego dłoń. Dopóki nie zniknął jej w krzakach. -Wróć szybko. - mruknęła cicho, bardziej do siebie, niż do niego. W sumie nie czuła się najpewniej będąc w tym lesie sama. Mimo że miała strzelbę i konia, żeby w razie czego zwiać. -Czemu tak go ciągniesz? - spytała, gdy zobaczyła jak jej towarzysz mocuje się z karym zwierzęciem. -Nie trzeba... - Sun podeszła do niego i wzięła w dłoń kantar. Cmoknęła cicho kilka razy i koń tak bez niczego poszedł za nią. -Śliczny jesteś... - pogłaskała go po chrapach. -Aleks? Idziemy? - upewniła się jeszcze.

Go??


Gość

-On jest uparty. Patrz, co upolowałem.- wskazał na siodło. Przez nie przewieszony był zwierz gazelopodobny, który jeszcze nie dostał swojego łacińskiego imienia. Zapewne zostanie zjedzony, zanim je dostanie. Cóż, życie jest okrutne.
Aleks podreptał grzecznie za przodującą Azjatką. Już ma coś z pantoflarza, zapewne niedługo będzie dostawał wałkiem po głowie. Nie chciał jej się sprzeciwiać, bo wyglądała, jakby wiedziała, co robi. Chociaż bynajmniej robił się na swój sposób zazdrosny o swojego konia.
-Iye, tu jest jeszcze ładniej.- rozejrzał się po nowym terenie. Jezioro, głazy, trochę piasku, trawy. Idealnie miejsce na wypoczynek.

Go??


Gość

-No, w takim miejscu to ja się mogę opalać. - roześmiała się cicho. Ani jej się śniło jednak tego robić. Za bardzo lubiła swoją jasną skórę. Puściła konia na trawę, by mogła sobie ją w spokoju poskubać, podczas gdy oni będą sobie odpoczywać. -Właściwie to... Co to za zwierzę? Nigdy takiego nie widziałam. Wygląda jak krzyżówka gazeli z sarną. - czy coś... No właśnie. Czy coś. Co to było, nie wiedziała dokładnie. Widok jeziorka i lasu był doprawdy piękny. Sun od razu wypatrzyła wielki głaz, kolejny już. Częściowo w wodzie. Stanęła na nim, uważając, by się nie poślizgnąć. Stąd miała lepszy widok na okolicę. -Ładnie... - rozejrzała się wokół. U niej były właściwie same bambusy. Trochę nudne stawały się po dłuższym oglądaniu.

Go??


Gość

-Nie jestem encyklopedią zwierząt, nie znam się. Nie jest gatunkiem zagrożonym, to pewne.- wzruszył tylko ramionami. Akurat kwestia zdobyczy przestała go interesować. Wnioskował tylko, że będzie dobry obiad.
Dzień był całkiem ciepły. Słońce grzało przyjemnie... może aż nazbyt przyjemnie. Przełom wiosny i lata, a tu już gorąco. Korzystając z pogody, Aleks z trudem ściągnął wysokie oficerki, podwinął spodnie do kolan i zaczął łazić po ciepłym piasku. Kręcił się blisko granicy z wodą, do której po chwili wszedł. Nie była tak ciepła, przez co naród trochę skrzywił się od zmiany temperatury. Ostatecznie można przeżyć. Przynajmniej dno było całkiem czyste, a woda tak przejrzysta, że można było przez nią spojrzeć i wypatrywać kamyków oraz drobnych żyjątek. Uroda Kazachstanu. Nieprzyjazne stepy, bezludne pustynie, skażone poligony, wysychające jezioro Aralskie, a zarazem lasy i potoki, gdzie życie toczyło się swoim rytmem.
Kazach brodził już po kolana, wolno kierując się w stronę głazu, na którym stała Tajwan.

Go??


Gość

Podwinęła rękawy. -Wiem o tym. Tylko mówię, że to coś jest bardzo podobnego do obu gatunków... - Ale czy to było ważne? Raczej nie. Spojrzała w górę, mocno mrużąc oczy przez słońce. -W takim miejscu mogłabym spędzić całe życie. - czyli dość długo, w końcu była... Poniekąd państwem. -Woda pewnie jeszcze zimna, co?... - kucnęła i sięgnęła dłonią do wody. Nie była zła. Ile razy przechodziła przez górskie potoki, te dopiero były zimne... To nie robiło na niej wrażenia. Woda była tak czysta... Przyjrzała się dnu. A raczej srebrnawym rybkom, pływającym tuż przy nim. Dopóki nie spłoszył ich Aleks. -Mhh... - westchnęła i spojrzała na niego, trochę z wyrzutem. Ale uśmiech nie schodził z jej twarzy. -Najchętniej bym teraz popływała.

Go??


Gość

-Nie wiem, czy wytrzymasz, jest chłodna, ale da się przeżyć.- zamyślił się na chwilę. Swoja drogą, to był całkiem dobry pomysł. Pogoda była idealna. Podszedł więc do brzegu i wysypał zawartość kieszeni. Trochę tego było. Naboje, komórka, jakieś inne dziwactwa. Nic, co nadawałoby się do moczenia. Zdjął też pasek, by klamra nie zardzewiała. Była to pamiątka, nie chciał jej stracić. Na koniec ściągnął jeszcze koszulę. Został w spodniach, wiszących na kościach biodrowych.
[b]-Przepraszam, że się obnażam, ale sama rozumiesz.-[b] wyszczerzył się wesoło i rzucił do wody, od razu nurkując na głębokiej części jeziorka. Pływał jak ryba, idealnie czuł się w takim środowisku.

Go??


Gość

Nie jest taka zła. - skwitowała krótko i i odwróciła się. Jednym miękkim skokiem wylądowała brzegu. Chwilę patrzyła, oczywiście dyskretnie, na jego niemal nagie ciało. Zarumieniła się. -Rozumiem... Przecież też nie wejdę do wody w ubraniach. - ona również ściągnęła mundur. Powoli, jakby mimo wszystko się wahając. Została więc w samej bieliźnie, resztę rzeczy złożyła w idealną kostkę. Skierowała się w stronę wody. Krok po kroku, przyzwyczajając się, wchodziła coraz głębiej. Nie było tak źle, woda sięgała jej już do pasa. Kazachstanu nie zobaczyła, w końcu nurkował. Więc musiało być dość głęboko... Sun w tym czasie przepłynęła niewielki odcinek jeziorka.

Go??


Gość

Właściwie sam nie wiedział, gdzie nauczył się pływać. Ale potrafił, ba, był w tym bardzo dobry! Pod wodą udało mu się zrobić kilka skomplikowanych fikołków i piruetów, po czym wypłynął na powierzchnię, dość daleko od brzegu. Odetchnął świeżym powietrzem i odrzucił mokre włosy do tyłu. W takim stanie wyglądał jak zmokła kura, dość nieporadnie i uroczo, na swój pokręcony sposób.
O ile on pływał szybko, tak Sun nie pokonała zbyt dużego dystansu. Nie chcąc czekać, ponownie zanurkował i zaczął przemieszczać się w jej stronę. Już po chwili był przy niej. Wychylił głowę na powierzchnię i zaczerpnął świeżego powietrza.
-Cudowna woda, nie sądzisz?- cóż z tego, że prawie stykali się ciałami, w dodatku prawie nagimi? Tematy temperatury ważniejsze!

Sponsored content



Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 2]

Idź do strony : 1, 2  Next

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach