Arthur, naturalnie, mimo że był szeryfem, i tak czuł, ż-że kobieta ma nad nim PEWNĄ przewagę, khm. Poruszył się nawet niespokojnie w siodle, i jeszcze bardziej zmarszczył Brwi.
- T-tak, panienko, jakoś tak... wierzę ci. - Zaśmiał się nieco nerwowo i poczochrał się po włosach, wyobrażając sobie jak "panienka" pozbywa się z powierzchni piasku niewygodnego oponenta. G-gołymi rękami, khm...
- Czy ranny ptaszek, huh? Nie ma co siać paniki, ale dość niedaleko jest w końcu wioska Indian. Wolałbym, żeby zawsze ktoś patrolował tę okolicę. I nie tylko za dnia. - Nie chciał wzbudzać paniki, w-wiadomo, ale sytuacja z Indianami nie przedstawiała się wyjątkowo dobrze, a w razie domniemanego ataku, to ON odpowiada za wszystko głową - nieważne, czy straci ją podczas bitki, czy przez wściekłych ludzi, bo nie wypełnił należycie swojego obowiązku i nie zapewnił im bezpieczeństwa. Albo przynajmniej pewnej ułudy bezpieczeństwa. Wtedy nie będą mogli mu niczego zarzucić.