Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

You are not connected. Please login or register

Obrzeża Rzymu - Dom Włoch południowych

Idź do strony : 1, 2  Next

Go down  Wiadomość [Strona 1 z 2]

Go??


Gość

Dom Włoch południowych leży w spokojnej, rzadziej uczęszczanej części Rzymu, gdzie budynki nie są już uciśnięte jeden na drugim, i starcza miejsca na ogródek z tylu domu, a nawet i nieduży taras po jego boku. Nie jest jakiś specjalnie wielki i luksusowy, jak dom np. Niemiec, ale Loviemu w zupełności wystarcza. Jest to dwupiętrowa, odnowiona kamienica z poddaszem. Cała jest koloru pomarańczy, a brązowe okiennice i ornamenty dodają jej uroku. Włoch uwielbia ją za to, że jest bardzo widna i przestronna, a jak powszechnie wiadomo przestrzeń=wolność, a wolny Włoch, to szczęśliwy Włoch.
Od przodu, do domu wchodzi się po kilku kamiennych schodkach. Po przekroczeniu progu wchodzimy do słonecznego przedpokoju. Słonecznego, ponieważ nawet tam są okna. Nie jest to wąski korytarz, ale coś prawie jak kolejny pokój.
Przed sobą mamy drewniane schody na piętro i przejście do pokoju dziennego/salonu (tego określenia Lovi nie zwykł używać). Po swojej prawej będziemy mieć korytarz prowadzący do wielkiej kuchni. I na tym kończy się parter, podzielony 3:2 na salon i kuchnię, no i jeszcze przedpokój, ale jego nie liczmy...
Z kuchni, po prawej stronie, jest wyjście na taras i do ogrodu, a pod schodami jest składzik, ale to nie jest zbyt istotne ;)
Wchodząc schodami na piętro, stoimy przodem do drzwi pokoju, którego tajemnic jeszcze nikt nie ośmielił się zgłębić i niech tak pozostanie. Stoimy więc w miejscu, obróceni na wschód (patrząc od naszego momentu wejścia do domu). Jeśli obrócimy się w lewo zobaczymy korytarz, po którego prawej stronie będzie łazienka. Jeśli jednak nie pójdziemy korytarzem , tylko skręcimy jeszcze raz w lewo, staniemy wzdłuż barierki schodów. Po prawej będziemy teraz mieć pokój Loviego, a przed sobą pokój gościnny. Na tym byłby koniec, bo nikt nie wpadłby na to, że na końcu korytarza obok łazienki są ukryte za rogiem schody na poddasze, pomieszczenia podzielonego na graciarnię i samotnię Romano.
Oto cały dom.
Poszczególne pomieszczenia opiszę potem w poszczególnych tematach.



(Rozgrywka z Włochami północnymi. Przeniesiona ze starego forum)


Włochy północne

Dzisiejszy dzień miał być jednym z tych lepszych w jego życiu, a przynajmniej miał taką ogromną nadzieję. No bo któż by się spodziewał, że jego kochany starszy braciszek zadzwoni do niego tak po prostu i go jeszcze do siebie zaprosi? Feliciano na początku myślał, że albo w sklepach zabrakło makaronu na pastę (to byłaby tragedia) albo... nie ma zielonego pojęcia, co mogłoby być innego! Okazało się, że chodzi o polepszenie ich relacji, dlatego cały w skowronkach i innych ptaszkach prawie biegł przez ulice Rzymu prosto do domu brata. Oczywiście zanim tam dotarł odprawił swój włoski rytuał zatrzymywania się i podrywania co piękniejszych kobiet. A to trochę czasu mu zajęło.
Gdy tylko udało mu się trafić na miejsce, bez zbędnego pukania do drzwi wparował do mieszkania uśmiechając się radośnie.
-Braciszku, już jestem~ - Szybko zdjął buty i zaczął szukać Lovino by go wyściskać za wszystkie czasy, kłótnie i ich spory. A na zgodę przytargał ze sobą wino i siatkę z zakupami, gdyby czegoś w domu zabrakło do pysznego obiadu.


Włochy południowe

Zegarki nieubłaganie wskazywały popołudnie, czas sjesty, ale z dzisiejszej sjesty miało nic nie być, w końcu. Stół był już zastawiony po brzegi jedzeniem, a w piekarniku jeszcze pichciła się kaczka. Kuchnia lśniła czystością, bo jej właściciela dnia poprzedniego jakiś duch dziwny naszedł, by cały dom doszczętnie wysprzątać. Teraz Lovi ubrany w przydużą koszulkę i szorty, z przewiązanym fartuchem, rozsiadł się na podłodze, jeszcze ciepłej od słońca które w południe ją nagrzało. Nie zamierzał ubierać się jakoś specjalnie. W końcu to tylko obiad, a raczej kolacja, patrząc na zegarki - Powtórzył w myślach, szukając wzrokiem porzuconej wcześniej popielniczki. Miał nadzieję, że nie wybuchnie przy pierwszej próbie czułości ze strony brata. Zamierzał pokazać się od jak najlepszej strony i dać popis tego jak gościna starszego brata powinna wyglądać.
Kroki na schodkach przed domem przerwały jego upajanie się papierosem. Westchnął i z dalej tlącą się fajką w ustach (i z fartuszkiem na biodrach, o którym niestety na śmierć zapomniał podczas wyklinania w myślach braku zwyczaju pukania u brata) pomaszerował ku drzwiom. W połowie drogi zatrzymał się, widząc, że gość już zdążył wpaść na przedpokój. Oparłszy się o framugę, zmierzył gościa wzrokiem.
- Miałem rację że się spóźnisz - Powiedział, a kącik ust ściskający papierosa, zadrżał w uśmiechu.


Włochy północne

-Ciao! - Gdy tylko namierzył Lovino rzucił się na niego z wyciągniętymi rękoma i go mocno przytulił. Był naprawdę tak bardzo szczęśliwy jak Włoch, który dostał darmową pastę na cały rok. W całym domu roznosił się zapach jedzenia i na jego postawie, Feliciano spodziewał się, że uczta też będzie niesamowita. Aż nie mógł się doczekać, szczególnie że po całej podróży dopiero teraz poczuł jak jego żołądek zaczynał domagać się obiadu.
-To nie tak, że się spóźniłem, po prostu po drodze zatrzymało mnie wiele ważnych spraw~ - Ale jak "ważne" te sprawy były, to już przemilczał. Był przekonany, że jego brat po prostu to wie.
-Kupiłem po drodze co nie co, ale czuję, że chyba nie będzie to potrzebne, oczywiście za wyjątkiem tego. - Wyjął z siatki wino od razu dając je bratu, by schował w bezpieczne miejsce. Z resztą, reszta zakupów też została Lovino przekazana. Rozejrzał się szybko po domu, szukając jakichkolwiek zmian, a ze ich nie namierzył, to jego wzrok spoczął na gospodarzu.
-Vee, do twarzy ci w tym fartuszku~ Ale bez tego będzie lepiej! - Szybko zabrał mu z ust papierosa szukając teraz popielniczki, by go zgasić. Nie rozumiał, jak jego najukochańszy braciszek może się tak truć, ale przecież zabronić mu nie może, prawda?


Włochy południowe

Prąd przeszedł przez całe jego ciało, gdy tylko niedźwiedzi uścisk zacisnął się wokół niego. - Już się tak nie ciesz, bo ci pikawka padnie - mruknął jak to on, z lekka szorstko. Słysząc słowa brata, szybko zakrył usta ręką, by nie zaśmiać się, papieros przesuwając językiem w bok. OCZYWIŚCIE, że rozumiał "ważne sprawy". W końcu turystów nie brakowało w mieście, a znając Feliciano, zapewne nie omieszkał oprowadzić turystek po okolicy. Przyjął wciąż zadowolony pakunki i zamierzał nawet podziękować, ale nie zdążył. Jego radość niestety nie trwała na tyle długo długo, by wyrazić się w podziękowaniu za dary, gdyż młodszy brat również się zaśmiał radośnie, wskazując znacząco spojrzeniem na jego garderobę. Spojrzał na swoje szorty i z przerażeniem stwierdził, że różowy fartuszek w pomidory z falbanką (który dostał od Antonia) nadal spoczywa na nim i bezczelnie szczerzy się do gościa.
- Przestań - Odepchnął go, czując jednocześnie jak pieką go policzki. - Po prostu zapomniałem go ściągnąć, tak? A z resztą, chodź jeść...
Szybkim krokiem wyminął go, żeby tylko ukryć swoje rosnące zakłopotanie, i podreptał do kuchni, złożyć przyniesione jedzenie do lodówki.


Włochy północne

Znalazł po krótkich poszukiwaniach popielniczkę i szybko zgasił papierosa, przez co malował się na jego twarzy grymas. Nawet gdy próbował się przekonać do tego zapachu, to zwyczajnie nie potrafił. A podobno papieros w ustach dodaje seksowności, gdyby tylko można było pominąć ten zapach. Dziwne, że jeszcze nikt nie wymyślił papierosów, których np. dym byłby zapachowy.
-Nie zmienia to faktu, że ci pasuje. Braciszek Hiszpania ci go kupił, prawda~? To takie w jego stylu! - Z nieodłącznym uśmiechem, poszedł jak cień za bratem prosto do kuchni, przy okazji obserwując co takiego robi.
-Vee, mówiłem ci już, że naprawdę się cieszę z twojego zaproszenia? Nawet nie masz pojęcia jak mnie ono zdziwiło! Ale i tak jesteś najlepszym i najukochańszym bratem. - Dobry humor, jak widać go nie opuszczał i pozytywna energia wręcz od niego biła. Lepiej uważać, bo jeszcze dostanie się nią z plaskacza.
Po chwili jego brzuch odezwał się głośno sygnalizując swoje oburzenie faktem, że nic nie jadł od paru godzin i Feliciano mógł jedynie spojrzeć na brata z wielką nadzieją na jeszcze większe żarcie.
-A co będzie na obiad~? Oczywiście wierzę w twoje zdolności, ale już nie mogę się doczekać~ - Jednak nie czekając na odpowiedź pobiegł za zapachem prosto do stołu zastawionego jedzeniem.


Włochy południowe

Przewrócił oczami, bębniąc niecierpliwie palcami o jeden z kuchennych blatów. - Nie żartuj. Jak może MI pasować różowy fartuszek od TEGO IDIOTY - zamachał jeszcze dla efektu dłońmi, mówiąc wielkimi literami. Na pochlebstwa brata pozostał jedynie łasy, nie komentując ich, a i nie przyznając się do tego, że miło łechtały jego dumę. - Wszystkiego wymieniać ci nie będę, bo widzisz, krewetki w miodzie, ryba po grecku, tatar, sałatka jedna jest z fetą, a druga z kurczakiem... - Wymieniał, ale urwał, bo spotkał się z nim spojrzeniem. Zaciął się i zamyślił nad spaczeniem ich wzajemnych kontaktów. Część jedzenia stała już w kuchni na stole, a część jeszcze stała w lodówce, albo jak na przykład mięso, w piekarniku - Dawaj te wino - Mruknął, zgubiwszy wątek, a coś w jego środku poniekąd cieszyło się z tych drobnych braterskich radości. Oparł się o przyjemnie chłodną ścianę i w oczekiwaniu na Feliciano i wino, zaczął się męczyć z odsupłaniem nieszczęsnej różowej części garderoby. Na chwilę podniósł wzrok z supła i spoczął nim powtórnie na bracie. Speszony jednak przypadkowym spotkaniem spojrzeń, powrócił do wcześniej wykonywanego zajęcia. W sumie nie wiedział nawet o czym by mieli rozmawiać.
Durny fartuszek nie chciał się odwiązać, co krępowało Lovino jak cholera. Gorzej, to uwłaczało jego męskości!
- Pomóż mi i chodźmy jeść, bo burczy mi w brzuchu - Burknął i z całej siły szarpnął za bogu ducha winny (pancerny) fartuszek. Ugiął kolana i wyprostował, mocniej przylegając do ściany, ale supeł ani drgnął. Że też musiał go tak mocno wiązać...
- No nie szczerz się tak, tylko mi pomóż! - Ochrzanił go, wiedząc, że sam już nic nie zdziała. Zwłaszcza, że mizernie zaplątany supełek znajdował się z tyłu...


Włochy północne

-Jak widać, może ci pasować, skoro tak jest~ - A widok brata w różowym fartuszku był tak niecodzienny, że aż szkoda było go psuć, dlatego trzymając wino, które zgodnie z poleceniem Lovino miał tu przynieść, tak po prostu stał i się na niego gapił. Z trudem powstrzymywał śmiech jako odpowiedź na desperackie próby uwolnienia się jego brata od hiszpańskiego prezentu.
-Jesteś pewny, że chcesz go zdjąć? Poczekaj, może chociaż zrobię zdjęcia na pamiątkę tego jak uroczo w nim wyglądasz! - Jednak zamiast pobiec po aparat, podszedł do niego. Po prostu wolał nie być potem narażonym na gniew Romano, bo wkurzanie gospodarza byłoby naprawdę niemądrym rozwiązaniem. Wszak to on ma tu władzę, jeszcze by go stąd wywalił albo nie poczęstował kolacją!
Zbliżył się do brata, chcąc zobaczyć gdzie zrobił się problem z tym fartuszkiem i długo nie musiał szukać, supeł od razu rzucał się w oczy. Spróbował go rozpleść, co okazało się nie być takie łatwe, a nożyczek na pewno nie zamierzał użyć. Szkoda tego ślicznego ubranka.
-Vee, musiałeś go wiązać z prawdziwym uczuciem, że jest taki mocny~ Ale nie martw się, zaraz sobie z nim poradzę. - Tak jak obiecał, tak po dłuższej chwili mordowania się z tym supłem i skupieniu na twarzy udało mu się to osiągnąć i Lovino został uwolniony od różowej części garderoby.
-Ale naprawdę jest ładny, szczególnie te pomidorki~ - A korzystając z okazji, że był tak blisko brata ponownie go przytulił i pocałował w policzek.


Włochy południowe

Nie wiedział jakiej reakcji Feliciano się po nim spodziewał, ale nie było chyba nic dziwnego w tym, że zniesmaczony, i z lekka rumiany odsunął go czym prędzej od siebie, warcząc przy tym jakieś niezrozumiałe słowa pod nosem. - Co wy cholera macie z tym przytulaniem się?! Na Boga. - Jęknął - Chodźmy jeść, bo całą robotę diabli wezmą... - dodał, komentarze o fartuszku już grzecznie przemilczając. Lovino wskazał swojemu gościowi jego miejsce (którego z resztą już dawno nie zajmował) przy stole pełnym jedzenia. - Jestem kurna dorosły, a WY - znowu użył liczby mnogiej, mając na myśli przeklętego Antonia - gadacie do mnie jak do jakiegoś dzieciaka, i czuję się przez to jak jakiś gówniarz. - Warknął i po chwili namysłu usiadł obok miejsca brata, gdyż ustawienie naczyń na stole i przede wszystkim dziwny brak krzesła po drugiej stronie stołu uniemożliwiły mu manewry. Wziął się za otwieranie wina, ukradkiem spoglądając na Feliciano.

Go??


Gość

-Przecież przytulanie jest takie przyjemne, a jak jeszcze tuli cię jakaś ładna kobieta... - Rozmarzył się na chwilę, przypominając sobie spotkanie dzisiaj piękności i dopiero wzmianka o jedzeniu wybudziła go z tego stanu. Od razu usiadł na wskazanym miejscu, wiercąc się przez chwilę z niecierpliwością, oczekując aż Romano też zajmie swoje krzesło i zaczną jeść. To była prawie, że największa atrakcja tego dnia, tuż po spędzeniu czasu z bratem. A no i po przechadzce po Rzymie.
-Ale braciszku, przecież nie mamy cię za dzieciaka! Jesteś dorosłą osobą, która nie dość, że ma kontakty z mafią, swoją drogą jak ci z nimi idzie? To pomimo tego tak słodko wygląda w niektórych rzeczach i gdybyś tylko tak często się na mnie nie gniewał, to byłoby jeszcze lepiej! - Mówił to wszystko dość szybko i oczywiście żywo gestykulował, a widząc, że brat usiadł obok niego ucieszył się jeszcze bardziej. Po krótkiej chwili dźgnął go palcem w policzek, jakby chciał po prostu sprawdzić jego reakcję. Przy okazji podsunął do niego dwa kieliszki, w oczekiwaniu aż trafi do nich wino.
-Z tego wszystkiego zapomniałem się ciebie nawet zapytać, co u ciebie słychać, wybacz. W każdym razie dom stoi, ty tu siedzisz, więc chyba nie jest źle, prawda~? - Zaśmiał się i poklepał brata delikatnie po plecach.

Go??


Gość

Westchnął, po raz nie wiadomo który tego dnia, teatralnie masując obolałe skronie. Feliciano miał racje, przytulanie kobitki jest miłe, ba, jest bardzo miłe, ale żeby tulić faceta? A co on PEDAŁ jest? Nawet własnego brata nie będzie ściskał więcej niż to potrzebne, czytaj wcale. Włoch wcale nie brał nawet pod uwagę faktu, że może być homoseksualistą, a "związek" z przeklętym Hiszpanem nie miał tu nic do rzeczy.
Wziął te przeklęte kieliszki i nalał do nich wina, mając niekrytą chęć ugryźć brata w ten chrzaniony palec, którym bezczelnie go dźgał, jak jakiś kawał mięsa na wystawie.
- Akurat - mruknął, pedantycznie sprawdzając czy w obu kieliszkach jest aby tyle samo trunku - Z mafią jak to z mafią. Przeklęte pachoły. Jak im nie pokarzesz, że jesteś mocny to ci na łeb wejdą. Ostatnio mało się nie zabiłem przez nich. Widzisz co mi zrobili? - Poderwał się nader raptownie, chcąc pokazać zabandażowaną ranę na brzuchu, zahaczając przy okazji o stół i wylewając tym samym swoje wino.
- Cholera jasna. Szlag by to... no! - Jęknął na widok zalanego po części obrusu, tapczanika i przy okazji też spodni młodego - czekaj, psiamać. Zaraz to ogarnę.

Go??


Gość

Feliciano zawsze wiedział, że mafia to same problemy, dlatego w duchu dziękował, że u niego to zjawisko w tak dużej skali nie występuje. Oczywiście zawsze martwił się o brata, ale wierzył, że on sobie z nimi po prostu jakoś poradzi, a na pewno lepiej niż on miałby się tym zajmować. Słysząc, że ci coś mu zrobili, chciał szybko sprawdzić jak bardzo jest to poważna rana, ale wtedy wydarzyła się tragedia.
Co tam zalany obrus, wypierze się, tapczanik czy też i jego spodnie, ale tu chodzi o wino!
Wino, które się wylało. Aż żal serce mu ścisnął, chociaż dobrze, że jeszcze sporo im zostało.
-Nic się nie stało braciszku, tylko wina żal~ - Uśmiechnął się i szybko poleciał po jakąś szmatkę, by pomóc w ogarnięciu tego wszystkiego, nawet jeżeli Romano sam chciał tego dokonać. Gdy wrócił podał mu ją i potem zerknął na swoje spodnie, a chcąc przyjrzeć się jak duże są te plamy, po prostu je zdjął.
-Vee, nie jest tak źle, będą żyć! - Optymizm dalej go nie opuszczał i po chwili zaczął się śmiać z całej tej sytuacji, bo powaga przecież zabija, a on nie zamierzał się przejmować zbytnio czymś tak błahym jak zalane rzeczy. No może dalej mu było szkoda tylko tego wina...

Go??


Gość

Widząc, że brat sam zażegnał katastrofę związaną z winem, sam zabrał się za wyciąganie pokaźnego mięsa z piekarnika. Jak najbardziej powolne i dokładne (czyt. ślamazarne) jego wyciąganie. Syk gorącego tłuszczu po części zagłuszył ciche westchnienie Włocha.
- Przepraszam, ostatnio wszystko mi nie idzie... kurw...!! - Zaklął, bo poparzył się blachą, świeżo wyciągnięto z piekarnika. Czy wszystko zawsze musiało mu się walić? Gdyby spojrzenie Włocha mogło niszczyć i zabijać, pół Rzymu leżałoby dawno martwe. Wsadził rękę pod kran, pozostawiając blachę z mięsem w otwartym piekarniku. Chyba przechwalił ten dzień, mówiąc wcześniej sobie, że podczas tego obiadu/kolacji NIC NIE MOŻE SIĘ PRZECIEŻ STAĆ. No cholera, właśnie widać, że nic nie może.

Go??


Gość

By jednak te jego spodnie dalej żyły, Feliciano zawędrował do łazienki by coś z tymi plamami zrobić. Uwinął się z tym dość szybko i od razu skierował się do kuchni, chcąc sprawdzić jak sobie jego brat radzi. Akurat trafił na moment, w którym to radzenie nie bardzo mu wychodziło. Szybko chwycił za ścierkę i ostrożnie postawił blachę na stół, po czym zamknął piekarnik.
-Nie szkodzi braciszku, każdy ma przecież gorszy dzień~ Nic ci się poważnego nie stało? - Poklepał Lovino pocieszająco po plecach, dziwiąc się w duchu, że chyba pierwszy raz on sam nic nie narozrabiał. Będzie musiał to sobie zapisać, ale lepiej nie będzie tak myślał, bo los jest postanowi to zmienić.
-Może lepiej usiądź, a ja się wszystkim zajmę, dobrze? - Uśmiechnął się do niego, mając nadzieję, że te słowa nie urażą go w żaden sposób, bo przecież nie o to mu chodzi. Chce tylko pomóc.

Go??


Gość

- NIE! - zaprzeczył gwałtowniej niż to było potrzebne. Nie chciał dać się pokonać jakiemuś durnemu fatum. Pieprzone horoskopy, zabobony, zła pogoda, to wszystko było nieważne! Głupie! On, szef mafii, miałby się zawalić taką prostą rzecz jak najzwyklejsze przyjęcie brata w domu? Zrozumiałe, że dawno nie jedli razem, ale to nie oznaczało, że zaraz ma wszystko pieprzyć, jak jakaś pieprzona dziewica podczas pierwszego razu. Musiał się uspokoić, zebrać w sobie. Kolejne westchnienie. - Dam sobie radę. Idź się tam susz cholera.

Go??


Gość

-Spokojnie braciszku, tylko bez nerwów! - Odsunął się trochę od niego, uśmiechając się nerwowo. Nie żeby uważał, że Romek mógłby mu coś zrobić, ale wolał nie być za blisko niego, gdy ten się wścieka. Zły Włoch, i to jeszcze z południa, to niebezpieczny Włoch!
-Jakby coś się działo to mnie zawołaj, a na pewno ci pomogę~ - Od razu ewakuował się do łazienki by zobaczyć, jak się czują jego spodnie, w tym momencie suszące się. Może i by im się przyglądał i tak czekał, aż zrobią się suche, ale szybko go to znudziło. Połaził sobie trochę po domu, dochodząc do wniosku, że musi koniecznie coś bratu namalować. Był pewny, że się Lovino by ucieszył, bo to przecież nic złego i nie miałby o co się gniewać, prawda? Poza tym korciło go, by zajrzeć do pokoju brata.

Go??


Gość

Tymczasem Lovino starał się ogarnąć rękę, która okazała się być oparzona nie tyle blachą, co tłuszczem który z niej po przechyleniu spłynął. Owy fakt do niego dotarł dopiero, gdy spostrzegł, że cieknie po niej gęstawa ciecz, a na skórze zaczynają się robić bąble. Rumocząc po szafkach, i klnąc pod nosem przy okazji, odnalazł w końcu piankę na oparzenia. W odruchu chciał z początku zetrzeć ciecz ze skóry, ale po szybkim namyśle stwierdził, że powierzchnia ręki nie wygląda zbyt... stabilnie, by jeszcze trzeć ją frotowatym ręcznikiem. Jeden problem udało mu się zażegnać. Powoli, w ślimaczym tempie, co jeszcze bardziej go irytowało, ale opanował sytuację. Wreszcie z zabandażowanym przedramieniem, zapalił papierosa i osiągnąwszy stan jako takiej stabilności psychicznej, dokończył szykowanie jedzenia. Pieczeń stanęła na stole. Alleluja. Teraz tylko trzeba znaleźć Feliciano, który niczym szczeniak wpuszczony na pokoje poleciał gdzieś. Oby tylko nie nasikał w jakimś kącie psiamać.

Go??


Gość

Jako, że Włoch należał do ciekawskich stworzeń, dalej paradując bez spodni zaglądał sobie do różnych pomieszczeń. Wyglądało to, jakby szukał czegoś naprawdę ciekawego, co zostało ukryte w jednym z tutejszych pokoi, ale tylko nie wiedział, co to mogłoby być. Nie przyszło mu do głowy, że jego kochany braciszek raczej nie życzyłby sobie czegoś takiego. No bo kto lubi, gdy ktoś grzebie w jego rzeczach? Ale to nic! Pośpiewując sobie jedną z włoskim piosenek ostatecznie dotarł do pokoju brata i przez krótką chwilę stał tam pod drzwiami. Chyba miał wewnętrzny konflikt i jakiś cichy głos mówił mu, by tam nie zaglądał.
Lovino nie będzie się gniewał~ I z tą jakże pozytywną myślą otworzył drzwi i ostrożnie zajrzał do środka. A nuż jakiś mafioza wyskoczy czy Bóg wie co! Bezpieczeństwo przede wszystkim, mógł w każdej chwili zrobić w tył zwrot i uciec.

Go??


Gość

Pokój Lovino był... i tu niespodzianka. Nie był prosty, jak można by było oczekiwać po jak mało kreatywnym z braci Włochów. Nie miał też żadnej tapety w pomidory, ani plakatów z nimi, ani czegokolwiek innego. Był po prostu przytulny. Cały w ciepłych kolorach zachodzącego słońca, z malowniczym wzorem chmur na suficie, które sam właściciel pokoju kiedyś w akcie natchnienia namazał. Z dużym dwuosobowym łóżkiem, na którym nie licząc całkiem przeciętnej narzuty, leżał jedyny symbol aktu uwielbienia Lovino dla pewnego czerwonego owocu - poducha w kształcie pomidora. Nie licząc niej, nic w pokoju nie wiązało się z ową fascynacją o którą niechybnie go posądzano. Na półce stały książki, w szafie były ubrania, na podłodze miękki dywan. Nawet panował tam porządek. Tym co sugerowało, czyj owy pokój jest, były zdjęcia. I to dość sporo zdjęć, stojących na komodzie. Wszystkie w ramkach i odpowiednio wyróżnione. Z racji, że nikt poza właścicielem do pomieszczenia wstępu nie miał, stały sobie, wołając do zwiedzającego "popatrz na nas~". Jedna fotografia przedstawiająca całą Włoską rodzinę, od braci począwszy, poprzez Watykan, a kończąc na kuzynostwie z wysp. Na innym zdjęciu Lovino stał razem z Feliciano, jeszcze za młodu. Reszta zdjęć to w dużej mierze były zdjęcia starszego Vargasa wraz z Hiszpanem. To wszystko było małym, zamkniętym dla reszty świata azylem Lovino, którego strzegł jak oka w głowie.

Wylazł z kuchni i zajrzał do łazienki. Gdzie u diabła ten farfocel marynowany się podział? Lovino irytował się, zaglądając po kolei we wszystkie dziury na parterze, nie wiedząc, że brat zwiał na piętro i właśnie zagłębiał się w czeluście jego pokoju.

Go??


Gość

Gdy tylko upewnił się, że nic niebezpiecznego na niego tam nie czeka, wszedł odważniej do środka. Rozejrzał się zaintrygowany, bo kiedy to on miał okazję widzieć pokój brata. A wiadomo, że to co zakazane, najbardziej ciekawi, si?
Po pierwszym krótkim przeskanowaniu pomieszczenia, na początku zainteresował go malunek na suficie i żeby móc mu się lepiej przyjrzeć rozwalił się na łóżku. Swoją drogą, było naprawdę wygodne i Włoch zapewne leżałby tam dalej aż do przyjścia brata, gdyby jego uwagi nie przyciągnęły zdjęcia. Szybko przeturlał się i podszedł do komody, bo przez chwilę myślał, że z daleka po prostu źle widzi. Jednak naprawdę tam stały fotografie ich rodziny!
Wziął do ręki jedno ze zdjęć przedstawiające całą ich wesołą włoską gromadkę i nie potrafił powstrzymać uśmiechu. No ciekawe kiedy niby potrafi, ale to nieważne... W każdym razie, na samo wspomnienie wszystkich tych oszoło... znaczy najukochańszych osób, aż miał ochotę ich zobaczyć. Musi zapytać się brata, czy może nie zorganizują imprezę i ich wszystkich nie zaproszą! To dopiero byłoby cudowne spotkanie rodzinne~

Go??


Gość

- Feliciano! Gdzie żeś polazł kurna! - wydarł się, zaglądając za kolejną szafę. Może nie było to najoczywistsze miejsce w którym mógł się kryć młodszy z Włochów, ale warto było i tam zajrzeć z racji na dziwne nawyki brata. Lovino popatrzył jeszcze po wszystkich podłogach na parterze, domniemając, że może brata dopadł nagle atak drzemki, co zdarzało się im obu bardzo często zwłaszcza w porze poobiedniej, a co za tym idzie, istniała szansa, ze Latynos śpi sobie gdzieś grzecznie. Wytężywszy jednak słuch, mafiozo poskładał szybko fakty i doszedł do zaskakujących rozumowań, iż poszukiwany znajduje się na piętrze i O ZGROZO, W JEGO POKOJU. Zerwał się z klęczków, przeklął na szafę, podłogę i wszystko co znalazło się w pobliżu, i popędził, ile sił matka w nogach dała, na górę. Wpadł do pomieszczenia z palcem oskarżycielsko wymierzonym w intruza. - Tyyyy... Kto ci tu kurna pozwalał włazić cholera!

Go??


Gość

Przyglądał się zdjęciu i już chciał je odłożyć, gdy nagle do pokoju wpadł z krzykiem Lovino. Przestraszył się nie na żarty, że aż upuścił ramkę ze zdjęciem, które z głuchym dźwiękiem upadło na podłogę. Szybko ją podniósł pełny obawy, że się stłukła, bo przecież jego brat będzie wtedy jeszcze bardziej wściekły! Nie do opisania była jego ulga, gdy ramka okazała się cała, bez najmniejszej rysy. Jakby ktoś przynajmniej podarował mu nowe życie!
-Fratello, p-przepraszam, ale tak jakoś wyszło. Tak sobie cały czas chodziłem i nawet nie wiem, kiedy się tu znalazłem. N-no i pokusa była zbyt silna, więc zajrzałem. Tylko się nie gniewaj! - Uśmiechnął się trochę nerwowo, zachowując bezpieczną odległość od brata. - Vee, ale nie wiedziałem, że masz nasze zdjęcia. Można by nawet powiedzieć, że to cała kolekcja~ - Postanowił zmienić szybko temat na, jego zdaniem, bezpieczniejszy.

Go??


Gość

Zamarł, gdy zdjęcie poszybowało lotem zgrabnym ku ziemi, z gracją godną nosorożca w szarży. Nabrał powietrza w płuca, wytrzeszczając oczy, jakby co najmniej jako miał znieść. - FELICIANO! - ryknął i po owym ryku, doskoczył do brata, by mu owe zdjęcie wyrwać. Wyszarpnął ramkę z braterskich dłoni i przycisnął ją do serca - Madre mio- jęknął cicho i pieczołowicie pogładził pamiątkę. Nieświadom swojej chwilowej czułości, powtarzał jeszcze przez moment modlitwy i odstawił na miejsce eksponat małej wystawy. Następnie skierował swoje rozjuszone spojrzenie na młodszego braciszka. - Mam zdjęcia cholera, ale to moja sprawa! Czy wy... - wysyczał, powstrzymując się od pochwycenia jakiegoś przedmiotu w ręce i ciśnięcia nim. - .. czy ty zawsze musisz się pchać swoim wścibskim nosem w nie swoje sprawy? To jest naruszanie STREFY OSOBISTEJ!

Go??


Gość

Odruchowo odsunął się od brata, gdy ten tylko wyrwał mu z dłoni zdjęcie. Oh, chyba ruszył coś, co było oczkiem w głowie Lovino. Z jednej strony to naprawdę miłe, że zdjęcia na których nawet on się znajduje, są tak dla niego ważne, ale z drugiej obawiał się teraz jego reakcji. To spojrzenie też niczego dobrego nie wróżyło. Nerwowo się rozejrzał, jakby szukając drogi ucieczki, ale za sobą miał ścianę, a którą stroną by nie chciał uciec, musiałby ominąć Romano. Niedobrze...
-B-braciszku, naprawdę nie chciałem ciebie rozzłościć! Zobacz, nic się takiego nie stało, si? Nic nawet nie zepsułem! - Feliciano chyba nie załapał, że jego brat po prostu nie życzył sobie, by jego noga chociażby dotknęła podłogi tego pokoju, a co dopiero cała jego osoba. -Ve, może po prostu wróćmy do pokoju i zjedzmy obiad? Tak się w końcu napracowałeś i n-nie możemy tego zmarnować! - Szybko powiedział lekko drżącym głosem. Chciał jak najszybciej stąd zwiać, zanim Lovi naprawdę rzuci w niego nie wiadomo czym! A Feli naprawdę nic nie zrobił, w jego mniemaniu oczywiście.

Go??


Gość

Zamknął oczy i zaczął odliczać powoli. 10... uciekaj, bo powyrywam ci te długie kłaki. 9... potem przywiążę cię do poręczy przy schodach. 8... poleję czymś słodkim i wypuszczę pszczoły. 7... albo myszy. 6... zacznę jeść pastę na twoich oczach i ci nie dam. 5... wyleję twoje ulubione wino do kwiatów. 4... wyrzucę twojego miśka do śmieci. 3... poprzekładam ci skarpety w parach. 2... zamienię ci sól z pieprzem. 1... zwyzywam cię tak, że... 0... eh.. W ciągu dwóch i pół minuty Włoch powrócił do stanu nirwany i domniemanej przez społeczeństwo jako takiej normalnej równowagi psychicznej. - Ubierz spodnie i chodź na tę pieprzoną kolację... - burknął jedynie i oparł się o framugę. Nie, tym razem go już samego nie zostawi w pokoju. Spojrzał kątem na wykrzywiony w uśmiechu ryj Watykanu na zdjęciu. "Bo trzeba wybaczać". Ta kurna, i co jeszcze?

Go??


Gość

Obserwował uważnie brata i zmiany, które zachodziły na jego twarzy. Aż bał się pomyśleć, jakie wizje utworzyły się w umyśle Lovino, ale jednego był pewny, na 100% nie były one dla niego miłe. Nawet nie zamierzał o to pytać, bo to dopiero byłoby skończonym samobójstwem. Gdy tylko Romek powiedział, żeby poszedł na tę kolację, od razu go wyminął w drzwiach, zachowując jak największą odległość. Jakby przynajmniej lekkie dotknięcie jego brata miało spowodować wybuch bomby. Tak szczerze, Feliciano wcale by się nie zdziwił, gdyby faktycznie tak się stało!
-V-vee, to ja zaraz tam przyjdę! - Nie czekając nawet na odpowiedź, szybko pobiegł do łazienki, gdzie w dalszym ciągu suszyły się jego spodnie. Od razu je założył i nie czekając na żadne zaproszenie, prędko pobiegł do pokoju, gdzie o zgrozo, stygło przygotowane przez jego braciszka jedzenie. Po drodze prawie się przewrócił, ale udało mu się jakoś równowagę utrzymać i wręcz wpadł do tego pomieszczenia. -Już jestem, zacznijmy w końcu jeść~

Go??


Gość

Zwlókł się zaraz za nim na parter w tempie żółwia goniącego sałatę. Jak Papę kocha, któregoś dnia nie wytrzyma w końcu i odstrzeli mu ten jego durny łeb. Skierował się do kuchni, gdzie o zgrozo wystygła już paella, którą przez tego idiotę Antonia, polubił aż za bardzo. Przewrócił oczami klnąc na matki i ojców, rzecz jasna nie swoich, i zabrał się za odgrzewanie posiłku. Wraz z ostentacyjnym, miarowym przerzucaniem ryżu z owocami morza na rondlu, do starszego Włocha zawitał ponownie stan nirvany. Dom ponownie stał się utopią... gdy nagle do kuchni wpadł dosłownie, niszczyciel równowagi psychicznej biednego Lovino. Pan domu spojrzał krytycznie na swojego gościa od biedy, starając się przy tym nie uczynić kolejnej katastrofy z jedzeniem. - Zidiociałeś do reszty pastochłonie jeden?! Wciąż masz mokre spodnie kurna do pralki je miałeś wrzucić żeby się zaprały a nie w zlewie zamoczyć i ciągle mokre zakładać! - wybuchnął z braku cierpliwości do brata i kompletnego niezrozumienia dla tak zaawansowanego braku wyobraźni.

Go??


Gość

Postanowił się zbytnio nie przejmować tonem głosu brata, bo on przecież prawie zawsze na niego krzyczy. Tak sobie pomyślał, że może w ten sposób wyraża swoje uczucia? Im głośniej wrzeszczy, tym bardziej mu na kimś zależy? Feli przekonywał siebie, że to musi być prawda, bo przecież wystarczy spojrzeć na relacje Lovino z Hiszpanią. Też zawsze na niego się wydziera, a Antonio jest przecież kimś dla niego wyjątkowym!
-Vee, pastochłonie? Braciszku, to nie jest zbyt miłe~ - Spojrzał na swoje spodnie i nie rozumiał, czemu Romek ma z nimi taki problem. -S-spokojnie, mi to nie przeszkadza. Usiądź już braciszku, zjedzmy to co trzeba, bo jak jesteś taki nerwowy, to jeszcze coś się stanie! - Z miną pełną troski złapał Lovino za ramiona i posadził na krześle. Nucąc coś pod nosem nawet zaczął go masować, wierząc, że to na pewno coś pomoże.

Go??


Gość

Stanie, stanie. Cholera. Jedyne co mu stanie to loczek od tych wszystkich nerwów! Boże wszechmogący, daj mu cierpliwość i siłę, bo na wszystko co święte, on zaraz rozgrzeszy to cielę tasakiem! - Pastochłon jesteś bo pastę wpierdalasz jak pojebany, i nie, nie uspokoję się, bo szlag mnie trafia jak niszczysz dobre spodnie od Armaniego! TA PLAMA JUŻ NIE ZEJDZIE KURWA! - Jakim pieprzonym ignorantem w kwestii mody trzeba być, by pozwalać umierać tak młodo TAKIM ciuchom! Dla starszego południowca był to grzech ciężki, równie ciężki jak zaniedbanie kobiety, czy nie adorowanie piękności na ulicy, albo co gorsza, wylewanie wina do kanału! Nie raz i nie dwa śniło mu się coś takiego. Koszmar! - Co ma mi się stać cholera, to tobie zaraz coś...! - i tu urwał, magicznie poruszony palcami brata. Cóż... kto mógł wiedzieć, że kark Lovinobył równie czuły jak strefa L O C Z K A ?

22Obrzeża Rzymu - Dom Włoch południowych Empty Re: Obrzeża Rzymu - Dom Włoch południowych Pią Wrz 07, 2012 11:21 pm

Go??


Gość

Wzdrygnął się i jeszcze trochę, a naprawdę się tu bratu popłacze. Oczywiście, że żal było mu spodni, ale dla niego ważniejsze było spędzenie czasu z Lovino, a nie dokładne pranie swojej odzieży! Tak rzadko mają okazję się spotkać, a ten robi mu wyrzuty o spodnie! Poza tym, kupi sobie nowe, jeżeli będzie chciał. Dla niego to nie był większy problem, kasę jeszcze miał i nie przejmował się zbytnio tym całym straszeniem go kryzysem. Jakoś to przecież będzie, prawda?
-Fratello, zrelaksuj się, pomyśl o czymś pięknym i przyjemnym~ - Oto potęga masażu, który cały czas był przeprowadzany na Romku. Musi zakodować w swojej głowie, że to działa idealnie, bo Lovino z wrażenia aż zamilkł. A Feliciano umiał masować, nauczył się kiedyś, bo tak coś właśnie czuł, że ta umiejętność może być przydatna.

Go??


Gość

Tu nie chodziło kurna o sam masaż, tylko o to, gdzie został on zaserwowany! Ale Włoch nie miał nawet jak wytłumaczyć bratu istoty sprawy, bo jedyne co uchodziło z jego ust, gdy tylko je otwierał, to westchnienia. Cały gniew na Feliciano ukrył się chwilowo gdzieś w kącie, a sam gniewny uśmiechnął się błogo i oddał chwili zapomnienia. Gdyby siebie zobaczył zapewne po pierwsze zaczął by krzyczeć, po drugie zrobił by się czerwony, jak nie siny ze złości a po trzecie... po trzecie zapewne zawstydzony opuściłby kuchnię. Na szczęście dla nich obu, nie potrafił zobaczyć sam siebie.
Cóż z tego, że obiad wystygnął? Odgrzeje się wszystko, teraz przyjemność innej natury była ważniejsza. Wgapił się tępo w ścianę z głupkowatym uśmieszkiem i mruczał niczym zadowolony kocur. Jeszcze tylko brakowało mu ogona, którym by szurał po podłodze zadowolony.

Go??


Gość

Słysząc to mruczenie i zero negatywnych komentarzy z ust brata, zerknął dyskretnie na jego twarz. O mały włos, a krzyknąłby z radości na widok tego uśmiechu Lovino, w końcu to było taką rzadkością jak spotkanie naprawdę ładnej Niemki! Już chciał go z tego wszystkiego wytulić, ale powstrzymał się jedynie do sprezentowania Romkowi buziaka w sam czubek głowy. Oczywiście dalej "ugniatał" mu kark, nie wiedząc, że źródłem radości brata nie był tylko masaż, a fakt, że po prostu trafił w jego czuły punkt. Czy to jednak ważne? Najważniejsze, że braciszkowi się humor poprawił i był szczęśliwy, a dzięki temu nie urwie mu głowy przez te spodnie. Zawsze trzeba patrzeć przez pryzmat korzyści, si?
-Braciszku, a co z jedzeniem~? - Masaż masażem, ale o jedzeniu też należy pamiętać!

Go??


Gość

Od jakiegoś czasu Romano nie miał znikąd przyjemności w tej jakże prostej cielesnej formie. Nie to, że opuścił się "umilaniu czasu" płci pięknej, Boże broń! Tylko... ostatnimi czasy jakoś tak nikt go dopieścić nie umiał. Słał więc modły do wszechmogącego o jakąś zapomogę. Najlepiej by owa zapomoga miała długie, miękkie włosy, kształtny biust i biodra, wcięcie w talii, długie nogi... Cóż, najwyższy prośby jak widać wysłuchał. Ktoś przybył ulżyć w katuszy biednego południowca, niestety ani to biustu nie miało, ani nawet do płci pięknej nie należało, a co najgorsze, było irytującym, młodszym bratem w mokrych spodniach, ale... musiało wystarczyć. - Za-amknij się! D-dostaniesz to pieprzone jedzenie, ale nie przestawaj cholera! - warknął ostro, prostując się i wiercąc nieco na krześle. Teraz tylko wystarczy pomyśleć o odpowiednich rzeczach, zapomnieć o tym, że to ręce brata są źródłem przyjemnego dreszczyku, poczekać na odpowiedni moment, a potem zniknąć w łazience na chwilę i dokończyć dzieła "własnoręcznie".

Sponsored content



Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 2]

Idź do strony : 1, 2  Next

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach