Sama podróż nie była aż nazbyt długa. Po prawdzie nie obyło się bez marudzeń Polski, który i tak mało narzekał jak na swoje standardy. Można się łudzić, że zajęty był podziwianiem pięknych, litewskich ulic. Można też bronić się, że oglądał się za pięknymi, litewskimi kobietami. Ale nie, Polak był zajęty cieszeniem się, że trzyma piękną, litewską dłoń. Sam właściciel owej dłoni, sam Litwa cieszył się już w mniejszym stopniu. Nie, żeby jego naród był nietolerancyjny... Ale usłyszał przynajmniej dwa razy głośne gwizdy i śmiechy. Cóż za młodzież, za Rzeczpospolitej Obojga Naro... mniejsza! W każdym razie kiedyś takich ludzi nie było, no cholera! Feliks nie był lepszy, gdyż po prostu musiał odwrócić się do szyderców i rzucić kilkoma niewybrednymi, polskim epitetami, które w telewizji słyszane są jako głośne "piiip". No, ale czegóż się spodziewać po Felku? Przecie toż to rodowy bloker, lubiący poganiać sobie od czasu do czasu w dresiku po osiedlu. Liciuś zaś tylko ciągnął blondyna za sobą, zaciskając palce na jego nadgarstku. Taurys wbrew pozorom całkowicie akceptował jego wszelakie dziwactwa. Jak się to mówi, "miłość wybaczy". Zaraz, jaka miłość?! No ja się pytam, czy ze względu na późną porę, czy też userka zaczyna już uaktywniać swoje fantazje?
-Jesteśmy, Lenkija.- stanęli przed niewysoką kamieniczką, zbudowaną z czerwonej cegły. Nic specjalnego, dom jak dom. Jedyne, co ją wyróżniało, to szyld nad dużymi oknami, odsłaniającymi wnętrze małej kawiarenki. Gościom prywatności dostarczały kremowe zasłony, spięte w połowie. Weszli, a przed nimi ukazało się przytulne wnętrze, a zarazem przestronna, większa, niż mogło się wydawać, sala. Stały tu stoliki na jednej nodze, z ciemnego drewna i dopasowane krzesła. Przyjemnej atmosfery dostarczały obrazy z zabytkami Wilna i wszechobecne rośliny doniczkowe. Za oszkloną ladą, ukazującą ciasta wszelakiego rodzaju, stała dość znudzona pani, czytająca gazetę i stukająca nerwowo stopą.
-Laba diena.- naród przywołał na twarz miły uśmiech i podszedł do lady. Następne słowa mogły wydać się Feliksowi jednym długim sykiem. Tak, litewski i to charakterystyczne "s".
-Jesteśmy, Lenkija.- stanęli przed niewysoką kamieniczką, zbudowaną z czerwonej cegły. Nic specjalnego, dom jak dom. Jedyne, co ją wyróżniało, to szyld nad dużymi oknami, odsłaniającymi wnętrze małej kawiarenki. Gościom prywatności dostarczały kremowe zasłony, spięte w połowie. Weszli, a przed nimi ukazało się przytulne wnętrze, a zarazem przestronna, większa, niż mogło się wydawać, sala. Stały tu stoliki na jednej nodze, z ciemnego drewna i dopasowane krzesła. Przyjemnej atmosfery dostarczały obrazy z zabytkami Wilna i wszechobecne rośliny doniczkowe. Za oszkloną ladą, ukazującą ciasta wszelakiego rodzaju, stała dość znudzona pani, czytająca gazetę i stukająca nerwowo stopą.
-Laba diena.- naród przywołał na twarz miły uśmiech i podszedł do lady. Następne słowa mogły wydać się Feliksowi jednym długim sykiem. Tak, litewski i to charakterystyczne "s".