Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

You are not connected. Please login or register

Mały domek, na przedmieściach Dublina.

Go down  Wiadomość [Strona 1 z 1]

1Mały domek, na przedmieściach Dublina. Empty Mały domek, na przedmieściach Dublina. Sob Cze 29, 2013 3:10 pm

Go??


Gość

Utytułowany na obrzeżach Dublinu średniej wielkości piętrowy domek, z dużym ogrodem oraz stajnią był własnością pana O'Connora. Za domem rozciąga się las oraz łąki, przez co jest to wręcz idealne miejsce by trzymać tu konia, czy po prostu żyć. Spójrzmy jednak na to jak wygląda samo przytulne gniazdko Irka.

Salon: Mieszczący się na parterze i zajmujący największa powierzchnię. Nazwijmy to ładnie i powiedzmy to wprost, pełni funkcje reprezentacyjne i gościnne. W tym pomieszczeniu rudy przyjmuje swoich gości, oraz jeśli jego znajomi zostawiają mu dziecko pod opieką właśnie tutaj zajmuje się nim. Nie jest to miejsce pełne przepychu, mebli jest tylko tyle ile potrzeba, w ich skład wchodzi sofa, dwa fotele przed nimi stojący stolik do kawy, pod nim puchaty dywan. W pomieszczeniu jest także kominek, używany tylko jesienią i zimą. Obok niego szafa w której Derry trzyma kredki, masę białych kartek czy jakiś drobniejszych zabawek. Musi być gotowy przecież na opiekę nad maluchami! Na ścianie wisi dumnie cała masa zdjęć z braćmi, albo swoimi przyjaciół. Nad kominkiem dumnie wisi jego miecz, którym posługiwał się w czasach Cromwella. Ach... te wspomnienia. Ale wracając do pomieszczenia. Po przeciwległej stronie do kominka mieści się wielka biblioteczka, można znaleźć na niej książki z niemalże każdego gatunku. Przez salon przebiegać mogą czasem Leprechauny które do domu Irlandczyka wchodzą drzwiami od ogrodu, owe drzwi są w jadalni. Jak dojść do jadalni? Prosimy skierować się na prawo od drzwi wejściowych.
Jadalnia: W zasadzie miejsce najmniej używane przez Irlandczyka. Dlaczego? Ponieważ chłopak zazwyczaj robiąc sobie jedzenie zabierał je ze sobą do pokoju, albo jadł w kuchennej części. W rogu tego pomieszczenia stała wysoka ładna roślina o wielkich zielonych liściach. Nie była to palma, a O'Connor zaopatrzył się w nią, po prostu bo podobała mu się. Praktycznie na samym środku stał średniej wielkości nienakryty nawet serwetą drewniany stół i cztery sztuki krzeseł. Przez duże okna, przysłonięte jasną zasłonką widać ogród ryżego, oraz wybieg dla konia. Tu też są drzwi prowadzące właśnie na ogród, a którymi wchodzą do Derryego leprechauny i ferie.  Po prawej stronie blat barowy przedziela to pomieszczenie i łączy je z kuchnią.
Kuchnia:  Stojąc w kuchni, podobnie jak w jadalni przez okna widok jest niemalże identyczny. Wyposażenie tegoż miejsca nie bardzo różni się od wyposażenia każdej innej w milionach domów jak ten. Derry nie miał zmywarki, był zwolennikiem zmywania w dwukomorowym zlewie. Na blacie obok lodówki stoi ekspres do kawy, a w szafce pod nim są równo poukładane garnki, patelnie, miski i wszystko inne co do gotowania czy pieczenia potrzebne. Stwierdzony brak mikrofalówki, ale kuchenka gazowa z piekarnikiem oczywiście jest! W wiszącej szafce schowane były talerze i kubki, w szufladzie- sztućce. Na piętrowej suszarce, ułożone czyste naczynia. Wszystko schludnie, bez przepychu.
Sypialnia: Umiejscowiona na piętrze. Okna tego pokoju wychodzą na ulicę. Duże podwójne łoże sugerowało by, iż Derry ma stałą partnerkę. Jednak niestety jej nie posiada... Może kiedyś, a po co będzie miał kiedyś zmieniać łóżko na większe, skoro ma takie! Prawda? Mamy tutaj jeszcze szafę w której są równo poskładane ubrania, zaś w szufladach poniżej bielizna. I skarpetki zawsze są do pary! Bo jakby inaczej. Na niewielkiej etażerce stoi laptop na którym Eire czasem pracuje, lub ogląda filmy. Nie potrzebuje telewizora, bo i tak by mało czasu spędzał przed nim. Właściwie ten pokój użytkowany jest tylko do snu. Chociaż, czasem jak biedaczyna wypije za dużo to nawet po schodach do niego nie bardzo może trafić!
Łazienka: Na piętrze. Po lewej stronie od sypialni. Nie za duża, nie za mała. Idealna. Toaleta jest, umywalka z szafką jest. Lustro, oczywiście że tak! Musi przecież mieć jak się golić, czy czesać. Eire jest przecież zadbanym mężczyzną. Obok wanno-prysznica stoi duży wiklinowy kosz na bieliznę, pralka po przeciwległej stronie. Ja i w pozostałej części domu panuje tu nienaganny porządek. Przecież, jakby czasem miał kogoś zaprosić, to jak to będzie wyglądać? Irek musi dbać o czystość w swoim mieszkaniu! Zwłaszcza jeżeli ciągle nad tobą wisi widmo skrzatów biegających w ubłoconych butach po jego przytulnym mieszkanku.
Na piętrze są jeszcze dwa pokoje które nie są używane. Stoją, jeden umeblowany, drugi nie. Ten umeblowany służy jako pokój gościnny, a ten nie stoi i czeka... Jak to mówi sam do siebie "Czeka na jego dziecko", takie tam marzenie rudego. Za marzenia nie krają, prawda?
Piwnica: Najbardziej zapomniane pomieszczenie w całym domu. Stoją tu kartony i skrzynie z starociami, czy innymi rzeczami. Eire rzadko tu schodzi. Choć jest sentymentalny stara się nie rozpamiętywać tego co było złe.

Początek rozgrywki:
Dla Irlandii zapowiadał się dziś naprawdę udany i szczęśliwy dzień! Wstał z rana, posprzątał w stajni, wypuścił Roryego na wybieg. Ach, może jeszcze by miał czas na to żeby trochę na nim pojeździć? Albo nie! Jak przyjdzie jego ukochany bratanek będzie wyglądał dość.. mało reprezentacyjnie. Gdyby Arthur zobaczył, że przyjmuje Nowego Zelandię w rozczochranych włosach i pomiętej koszulce zaczął by drzeć się tak, że wszystkie ferie by pouciekały z lasu! A z kim by się wtedy spotykał, czy dla kogo by nocami grał na skrzypcach? No właśnie! Dobrze wiedział, że Oliver ma dziś przyjechać dlatego też dostatecznie wcześniej zaczął przygotowywać obiad... Dokładniej...  Dziesięć dni wcześniej. Dokładnie dziesięć dni stoi zapeklowana już wołowina czekając na dalsze przygotowanie. W planach miał dokończyć pieczenie jej razem z Zelandczykiem. Ach jak miło będzie gotować z kimś, a nie tylko samemu! A może i przy tym bratanek też się czegoś nauczy? Gdyby tylko rudzielec miał własną rodziną częściej gotował by tak znakomite potrawy jak wołowina czy baranina po Irlandzku. Tak więc, Derry przygotowany już na przyjęcie swojego gościa kręcił się na bosaka po salonie rozglądając się czy czasem nie zostawił gdzieś luzem małego zabawkowego samochodziku, czy kredek. Tak, tak. Derry jako niańka dla dzieci!

Nowa Zelandia

Nowa Zelandia

Już od dłuższego czasu nie mógł się doczekać wizyty u Irlandii, bo jak tylko sobie pomyślał, co za pyszności tam na niego czekały, to od razu miał ochotę wsiąść do samolotu i przylecieć na irlandzką wyspę. Oczywiście, nie zależało mu tylko na jedzeniu, bo samo zobaczenie wujka było już dla niego czymś przyjemnym! Jednak jako, że podróż z Oceanii do Starego Świata nie należała do wyjątkowo krótkich, zaciągnął za sobą po krótkich namowach również Nauru. W końcu we dwójkę to tak zawsze raźniej, a i ta pewnie z miłą chęcią wyrwie się z domu. Przy czym, z całym swoim nierozgarnięciem zapomniał o tym Derryemu wspomnieć. Ba, dałby sobie nawet rękę uciąć, iż to zrobił! Właśnie dlatego dalej całkowicie o tym przekonany, jak gdyby nigdy nic prowadził Rin w stronę domu wuja. Od razu rozejrzał się po okolicy, bo prawdę mówiąc, kiedy on tu ostatnio był? Czy w ogóle kiedykolwiek tutaj był? Niezbyt pamiętał.
-Ładnie tutaj, prawda? Musi się wyjątkowo miło mieszkać w takiej okolicy~ - Uśmiechnął się szeroko do swojej towarzyszki i mając już na widoku swój cel podróży, wręcz podbiegł do drzwi, by w nie energicznie zapukać.

Go??


Gość

W czasie kiedy oni zmierzali do drzwi Irlandczyka, gospodarz jeszcze krzątał się po kuchni. Na szybko wymieniając sobie w głowie wszystkie składniki na dzisiejszy obiad. Wołowina już się peklowała, kupił cały 5kg worek ziemniaków, Guinness chłodził się w lodówce. A jakby miał Oliver ochotę na coś innego to miał jeszcze pełną paterę owoców, jakieś słodycze w szufladzie i chyba nawet jogurty! Innymi słowy był chyba dobrze przygotowany na przyjęcie swojego gościa! Jeszcze stojąc w kuchni wyjrzał przez okno na wybieg po którym spokojnie chodził jego kochany ogier Rory. Piękne było to zwierze, prezentujące najlepsze cechy coba irlandzkiego. Jaki dumny był Derry ze swojego wierzchowca! Co prawda nie raz został przez niego pogoniony z wybiegu, jakby nie było, ogiery są trochę narwane. Choć Rory robił to zazwyczaj by trochę utrzeć nosa swojemu przyjacielowi i pobawić się. Ah! Teraz jeszcze dzielił wybieg z dwoma młodymi wałachami, które Irlandczyk przyjął na czas zajeżdżania ich. Choć z początku obawiał się czy jego koń nie będzie ich gonić i podgryzać, jako pan na swym wybiegu to na całe szczęście jego obawy okazały się bez podstawnie! Powinien dziś chwilę jeszcze popracować nad tymi końmi, chociażby na samej lonży... Znajdzie na to czas! Z zamyśleń wyrwał go dzwonek do drzwi. Tak się cieszył, że wreszcie Zelandia do niego dotarł! Dał mu przecież odpowiednie wytyczne jak trafić z lotniska do centrum, a następnie do niego. Dziarskim irlandzkim krokiem ruszył ku drzwiom podśpiewując pod nosem jakąś radosną przyśpiewkę. Otworzył drzwi szczerząc się do... Olivera i Nauru? Poznał już Rin, ale jakoś nie miał okazji póki, co bliżej ją poznać. Uśmiech na jego piegowatej twarzy poszerzył się znacząco.
- Oliver! Jak dobrze Cię widzieć! Tym bardziej w tak miłym towarzystwie. Nie mówiłeś mi, że przylecicie razem.. - zastanowił się chwilę - Albo to ja zapomniałem, że zapraszałem was oboje?
Podrapał się po ryżym łbie i przepuścił ich w drzwiach. Czy był na nich zły? Oczywiście, że nie! Im więcej gości tym lepiej!
- Wchodźcie, wchodźcie... Nie przejmujcie się butami~ Obiecałem Oliverowi, zaraz zabierzemy się za gotowanie. Im więcej rąk do pracy tym lepiej, a i weselej będzie!

Nowa Zelandia

Nowa Zelandia

Czy jego akcent nie brzmiał śmiesznie, to można było się pewnie pokłócić. On sam uważał, że ten jest jak najbardziej normalny, a wymawianie "e" jako "i" to nic takiego. Nie miał więc pojęcia, czemu niektórzy się z tego nabijali (czyt. Australijczycy)! Na pytanie Rin, w pierwszym odruchu chciał potwierdzić, że Irlandczyk wie o jej przyjeździe, ale jak tak teraz się nad tym zastanowił, naszło go dziwne przeczucie, iż mu to umknęło. Cóż, zdarza się!
-Chyba zapomniałem mu o tym wspomnieć. - Patrzył na nią z wymalowanym na twarzy beztroskim uśmiechem, w ogóle nie czując, że taka sytuacja mogłaby być kłopotliwa dla gospodarza. A z resztą, w końcu nie była! Derry sam to udowodnił, gdy po otwarciu im drzwi zaprosił do siebie Nauru bez najmniejszych problemów.
-Cześć, nie, to chyba ja zapomniałem ci o tym wujku wspomnieć. Wybacz, wyleciało mi całkowicie z głowy! - Zrobił krok w jego stronę, by go wyściskać na przywitanie i zaproszony, od razu wszedł do środka, rozglądając się tym razem po domku.
-Racja, nie mamy na co czekać, tylko najlepiej od razu się zabierzmy za to gotowanie. Jestem aż ciekawy jak to będzie wyglądać~ - A jeszcze bardziej go interesowało, jak będzie smakować. W czasie podróży pochłonął pewnie nie jedną kanapkę, ale to przecież nie to samo, co prawdziwy obiad! Żołądek Nowozelandczyka wręcz domagał się zjedzenia czegoś porządniejszego.

Sponsored content



Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 1]

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach