Czując jak ciało brata wiotczeje, bez cienia zwłoki objął go mocno jedną ręką w pasie, drugą przytrzymując tę, którą zarzucił mu wcześniej przez szyję.
- ... - zacisnął usta i tylko kiwnął głową na Arthura, zachowując się tak spokojnie jak tylko on potrafił. Nie chciał wzbudzać w dziecku paniki. I tak był już wystarczająco przerażony.
- Sam ważysz chyba tyle co niedźwiedź... - mruknął do nieprzytomnego brata i pociągnął go w stronę drugiej izby, gdzie złożył jego ciało na sienniku, układając w miarę wygodnie na boku. Usadawiając się za nim i przytrzymując przerzuconą przez bok nogą, zabrał się za obmywanie i dezynfekowanie rany. Mimo trzęsących się rąk, wykonywał swoją prace równie szybko i efektywnie jak w każdym innym przypadku.
Płaty skóry i mięsa rozchodziły się nieładnie na boki... Nie widział innej metody poza szyciem, ale nawet jesli bolało, wolałby aby Scott był mimo wszystko świadomy... Dla każdego innego, rana byłaby śmiertelnie wręcz groźna. Jedno było pewne - przez najbliższe dwa-trzy dni, nie pozwoli mu się ruszyć na żadne, cholerne polowanie ani nawet drobną przechadzkę po lesie czy do pobliskiej karczmy.
- Arthurze... Przynieś mi proszę jeszcze jedną miskę z wodą, dobrze? - zwrócił się do malca, chcąc go czymś zająć. Wiedział że trochę mu to zajmie, a niedobrze było pozwalać mu oglądać raz po raz wypłukiwaną z krwi szmatę którą przecierał plecy rannego.
Kolejno przyjdzie pora na dezynfekujące i znieczulające - na wypadek gdyby się obudził - smarowidło, a później... zszywanie każdego rozcięcia z osobna.
- ... - zacisnął usta i tylko kiwnął głową na Arthura, zachowując się tak spokojnie jak tylko on potrafił. Nie chciał wzbudzać w dziecku paniki. I tak był już wystarczająco przerażony.
- Sam ważysz chyba tyle co niedźwiedź... - mruknął do nieprzytomnego brata i pociągnął go w stronę drugiej izby, gdzie złożył jego ciało na sienniku, układając w miarę wygodnie na boku. Usadawiając się za nim i przytrzymując przerzuconą przez bok nogą, zabrał się za obmywanie i dezynfekowanie rany. Mimo trzęsących się rąk, wykonywał swoją prace równie szybko i efektywnie jak w każdym innym przypadku.
Płaty skóry i mięsa rozchodziły się nieładnie na boki... Nie widział innej metody poza szyciem, ale nawet jesli bolało, wolałby aby Scott był mimo wszystko świadomy... Dla każdego innego, rana byłaby śmiertelnie wręcz groźna. Jedno było pewne - przez najbliższe dwa-trzy dni, nie pozwoli mu się ruszyć na żadne, cholerne polowanie ani nawet drobną przechadzkę po lesie czy do pobliskiej karczmy.
- Arthurze... Przynieś mi proszę jeszcze jedną miskę z wodą, dobrze? - zwrócił się do malca, chcąc go czymś zająć. Wiedział że trochę mu to zajmie, a niedobrze było pozwalać mu oglądać raz po raz wypłukiwaną z krwi szmatę którą przecierał plecy rannego.
Kolejno przyjdzie pora na dezynfekujące i znieczulające - na wypadek gdyby się obudził - smarowidło, a później... zszywanie każdego rozcięcia z osobna.