Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

You are not connected. Please login or register

Tybet - dom zimowy

Go down  Wiadomość [Strona 1 z 1]

1Tybet - dom zimowy Empty Tybet - dom zimowy Sro Lip 04, 2012 10:37 pm

Go??


Gość

[Kazachstan]
Śnieg. Wszędzie tony śniegu. Pieprzonego śniegu! Jak on nienawidził śniegu! Śnieg to zło, szatan w białej postaci! A wojna blisko!
Przedzierał się przez kolejny wał białego paskudztwa. Nie trząsł się. Był odporny na zimno, to nie Syberia. Stanął na jakimś wyższym miejscu, oceniając wśród białego zamętu odległość do domu.
Wojskowe buty nie dawały zbyt dużo ciepła. Kałasznikow ciążył na ramieniu, stara uszanka, przetarta, ciągle z gwiazdą na przodzie. Wiatr nadął jasny płaszcz, uniósł biały, postrzępiony szalik. Dłoń w ciemnej, skórzanej rękawiczce uniosła się, by wystukać tak dobrze znany kod, używany dawniej. Był wybijany instynktownie.
Wbrew pozorom, Aleks nie szedł na wojnę, tylko na spotkanie z Chinami. Oczywiście, pod odpowiednim pretekstem, a jak? Wziął ze sobą papiery. Była to jednak przykrywka, by spotkać się z sąsiadem. Tylko czemu żółtek wybrał sobie akurat tak parszywe miejsce?

[Chiny]
Nawet na pseudo-wakacjach nie miał spokoju. Specjalnie wyjechał jak najdalej od Pekinu, aby żaden upierdliwy wysoko-postawiony Chińczyk go nie dręczył pracą, a i tak spędzał większość dnia na papierkowej robocie. Oczywiście sam Yao należał do osób o stosunku do pracy na poziomie przeciętnego ucznia zarywającego noce, więc zamiast grzebać w zestawieniu kosztów i zysków, najprościej w świecie słodko spał na całym pliku papierów i dokumentów. W dodatku w chyba najbardziej niewygodnej pozycji jaką można było przyjąć, ubrany w całkowicie niepraktyczny i niekomfortowy mundur, a ponadto z... małą śpiąca pandą na głowie. Jednak Chinom nie przeszkadzał żaden z tych faktów żeby zapaść w tak głęboki sen, iż żaden odgłos go nie zbudzi.. Cóż, dobrze, że drzwi zostawił chociaż otwarte.

[Indie]
Śnieżek... I zimno... Oooch, jak cudnie zimnooo! Idealnie wręcz, jak na ubranie się w lekkie, hinduskie ubrania. Bosko, po prostu, no normalnie nie umiał sobie wybrać innej chwili na odwiedzenie braciszka-sąsiada. Szedł jednak wytrwale, otulając się prawie nic nie dającym szalem i szczękając zębami z zimna.
-Mm...M...Min...nus... siedemset... chy...chy...ba... - wymamrotał i potknął się. Wylądował twarzą w śniegu, bo jakże by inaczej mogło być. Nie podnosił się z dobrą minutę, przez co zmarzł jeszcze mocniej. Nie miał zielonego pojęcia, w którą dokładnie stronę ma iść, szedł na wyczucie. Podniósł się, mniej więcej otrzepał, wygarnął śnieg spod szala i zaczął człapać dalej, bo cóż robić. Jak mu się poszczęści, to może dotrze do Chin nie jako kostka lodu, a raczej jako on, Indie.
Niezbyt dużo czasu upłynęło od jego cudnego zarycia o glebę, gdy zaczął rozmyślać o tym, czemu zostawił swoje o wiele cieplejsze tereny. Tylko na północy było czasami nieco więcej śniegu, ale południe? Kochał południe. Było tam ciepło, dość sucho, bardzo milutko... I przede wszystkim, o zmarznięcie trzeba było się naprawdę mocno postarać. No i był daleko od swoich kochanych bóstw... I plantacji herbaty... I słoni... I... I... No i w ogóle! Ostatni raz... Więcej moja noga w Tybecie nie postanie. Jasne, bo choć raz dotrzymał obietnicy sobie samemu. Wiadomo, że dla zobaczenia braciszka i jego przecudownej pandy poszedłby piechotą nawet na Antarktydę. Szczególnie dla samego zwierzątka, których niestety u siebie widywać niezbyt mógł. Zazwyczaj to było głównym powodem do odwiedzin, choć zdarzały się i różne inne. A raz, żeby niby cukier pożyczyć, a potem i tak nie wziąć, kiedy indziej tylko tak sobie przejazdem, inną chwilę oznaczyć jako przypadek... Różnie to z Indiami i chodzeniem do Yao było.
Nie czuł palców u rąk, nogi zaczynały odmawiać mu posłuszeństwa. Ale zobaczył nagle... śnieg. Tuż przed oczami. Tak, proszę państwa, oto znów zaliczył glebę. Większej niezdary chyba na całym świecie nie ma, no ale cóż. Tuż przed przewróceniem się, zauważył kształt przypominający mu dom. Jak najszybciej się podniósł i już nawet nie pozbywając się z siebie śniegu, przyspieszył kroku. Czuł, że zamarznie, tak więc już po chwili prawie biegł. Nim się zorientował, stanął na oblodzonym kawałku ziemi, ponownie przywitał się z podłożem i następne kilka metrów pięknie przejechał. Zatrzymał się dopiero na drzwiach, w które artystycznie walnął głową. Jedyny dźwięk, który wydobył się z jego pyszczka, to "aua", które jednak bardziej przypominało jakiś dziwny jęk.

[Kazachstan]
Kręcił się niedaleko drzwi, robiąc zwiad w terenie, czy aby wróg się gdzieś nie czai. Oczywiście, ani wojska, ani Ameryki nie znalazł, bo Al pewnie zapadł już w swój sen zimowy. Zadowolony niezmiernie, wrócił przed drzwi. Z zamiarem otwarcia ich glanem, tak na marginesie. Powiewała za nim pałatka*, zarzucona na płaszcz.
Kiedy czubki jego buciorów dotknęły wydeptanej przez niego ścieżki, zauważył COŚ, co leżało. COŚ przypominało człowieka, ba, było nim.
Podszedł wolno do intruza i koniec końców, obejrzawszy go z góry, kucnął obok. Nieufnie wyciągnął dłoń i potrząsnął nim lekko za ramię. Z twarzy wybitnie przypominał Azjatę. I to to charakterystyczne coś na czole. Cóż za znalezisko! Toć to te żółtki szybko się rozmnażają, na miarę Kirklandów!
Na wroga to Indie raczej nie wyglądał, postura mówiła sama za siebie. Uspokojony Aleks zdjął pelerynę i zawinął w nią znalezisko. Najwyraźniej tamten nie znał się na zimnie, bo strój miał wybitnie letni.
-Ej, obudź się, słyszysz? Bo zamarzniesz, a to cholernie głupia śmierć.- potrząsnął nim znowu, mrużąc fiołkowe patrzałki, co oznaczało, że jeśli hindus się obudzi i napotka TAKIE spojrzenie... zawał na miejscu. Niewielu było przyzwyczajonych do tego.

[Chiny]
W przeciwieństwie do samego Yao, jego panda została zbudzona. Ot, znajomy zapach zaczął wodzić maleńkie zwierzątko, które od razu zeskoczyło z właściciela (robiąc mu przy okazji 'piękny' artystyczny nieład z włosów) i podbiegło do drzwi drapiąc w nie pazurami i piszcząc. Jako że klamka była dla niego za wysoko, szybko wrócił do właściciela i zaczął go lizać, aby przebudzić śpiącego Chińczyka.
-Wynocha do kuchni.. idź sobie.. chce spać, aru.. -Wymruczał próbując odgonić od siebie pandę. Może i by mu się to udało poprzez wierzganie rękami i odpychanie zwierzaka, gdyby nie... upadek z krzesła na podłogę. Oczywiście w takiej sytuacji Chiny musiał wstać (dopomagając sobie chińskimi przekleństwami) i pójść za własnym zwierzakiem zobaczyć co się dzieje.
-Alfred.. Jesteśmy w środku gór, kto normalny by tutaj przyszedł sam zobacz.. -Na szybko otworzył drzwi spodziewając się pustej przestrzeni i śniegu. Widok własnego brata i okazującego ludzkie odruchy w stosunku do niego Kazachstan całkowicie go odmóżdżył na dobre kilka sekund, więc tylko stał przed nimi tak zszokowany, że nawet nie był w stanie otrzepać śniegu jaki padał na jego mundur. -Ale wy... Co.. tutaj....

[Indie]
Leżał co prawda w mało wygodnej pozycji, ale nie chciało mu się wstać. A zamarznie sobie... Będzie przynajmniej spokój. Specjalnie już nawet zamknął ślepia. Niestety chyba jednak umieranie będzie musiał przełożyć na kiedy indziej. Chyba, że ten ktoś, kto śmiał go właśnie tyknąć i jeszcze bezczelnie trząsać ma zamiar go doprowadzić do pełnej przytomności i dobić. Wymamrotał coś niezrozumiałego i leżał sobie dalej, a co. Dopiero czując, jak coś go dotyka, lekko uchylił powieki i spojrzał na swojego "wybawcę od zamarznięcia". Zanim dotarło do niego spojrzenie Kazachstanu, zdążył przenieść się do pozycji siedzącej i zgarnąć większość śniegu z twarzy. Nie trwało to jednak długo, a gdy już spojrzał na niego, z nieprawdopodobną szybkością oparł się o ścianę i ze strachem gapił się w te zmrużone ślepia. Chciał coś powiedzieć, może nawet wykrzyczeć, ale nie mógł wydać z siebie najmniejszego dźwięku.
Całe szczęście, że Yao otworzył. Indie uspokoił się dzięki temu i wreszcie zamrugał. Powoli przeniósł na niego wzrok. Słowa brata naprawdę długo szukały drogi do mózgu Sirhu. Tak długo, że zdążył prawie całkowicie zapomnieć o tej przerażającej minie, którą widział przed chwilą.
-Ten tego... Niespodzianka! - Rozrzucił ramiona i uśmiechnął się wesoło. Zaraz tego pożałował. Otulił się peleryną jak tylko mógł najmocniej i skulił się. Było zimno jak kij wie gdzie, a on tak bezmyślnie wystawiał się na mróz... No powiedzcie, że nie był głupi.

[Kazachstan]
-Privet, Yao.- wstał, uśmiechając się wesoło i salutując. Bynajmniej nie był świadomy, że wystraszył Indie swoim wyrazem twarzy al'a Godzilla. Nie było po nim widać niezadowolenia, że nie będzie z Chinami sam.
-Radzę ubierać się cieplej.- schylił się i wziął Hindusa na ręce, otrzepując przy okazji ze śniegu. Przekroczył próg domu, zmuszając gospodarza do cofnięcia się wgłąb. Nadal miał oczy zmrużone w ten upiorny sposób. Cóż poradzić, kiedy się już tak ma. Przynajmniej Chińczyk był w jakimś stopniu do tego przyzwyczajony.
Postawił Sirhu na ziemi i zaczął rozwiązywać glany, w których może i jakiś czas temu chlupotała woda, teraz w każdym razie, w postaci lodu opuściła obuwie. Przy pomocy zębów zdjął skórzane rękawiczki i pozbył się płaszcza. W tle słychać było melodyjne, kazachskie przekleństwa.
-Żeś sobie sąsiad wybrałeś akurat taką miejscówkę. Jakbym śniegu miał mało.- wycisnął wodę z długich włosów i związał je w kucyk. -Zajmij się nim, to twój brat? Choroby trudno mu będzie uniknąć.

[Chiny]
-Dz... Dzień dobry, aru..
Nie był w stanie wyrzucić z siebie żadnego logicznego zdania. Posłusznie zamknął drzwi i chwilę patrzył się, to na Kazacha, to na brata niczym nowo-zatrudniony służący.
-A, zając, jasne.. Już ten.. Rozbierz się braciszku, aru.. Znaczy nie, nie do naga, dać Ci jakieś ciepłe ubranie..
Kucnął przy Indiach, próbując go jakoś ogarnąć, jednak zważając na fakt, iż wzrok miał cały czas utkwiony w Kazachstanie, wyglądało to raczej jak bezmyślne łapanie hinduskiego ubrania.
-Nie moja wina, że muszę tutaj siedzieć, aru. Dwa słowa: zebranie partii. Sam powiedz, co lepsze, dyskusja nad zwiększeniem produkcji ryżu w torebkach i wzroście eksportu obuwia do Europy czy marznięcie w spokojnym domku?
Dopiero gdy wyjaśnił wszystko, zostawił w spokoju ubranie brata.
-Właściwie czemu ja się wam tłumaczę, aru? Co wy robiliście pod moimi drzwiami..? -Chwilę wzroczył to na jednego to na drugiego próbując robić za groźnego gospodarza Chiny. 'Próbując', bo wyglądał przy tym bardziej śmiesznie, aż by można go wziąć za policzki i poprzeciągać po całym domu. Zresztą w ostateczności i tak uległ. -I... Kawy? Herbaty, aru? Alkoholu..?

2Tybet - dom zimowy Empty Re: Tybet - dom zimowy Czw Lip 05, 2012 11:16 am

Go??


Gość

Pisnął cicho, gdy nagle został podniesiony. Szybko oplótł łapki wokół szyi swojego wybawcy, żeby przypadkiem nie rąbnąć na ziemię. Serce biło mu tak szybko, jakby miało zamiar zaraz uciec i w podskokach zrobić sobie wycieczkę dookoła Ziemi. Kilkukrotną. Na uwagę o ubiorze nie odpowiedział nic. Nie był przyzwyczajony do zimna i śniegu, w szafach nie miał ubrań odpowiednich na takie temperatury. Co się zresztą dziwić... Zimy spędzał daleko na południu i nie za często wybierał się w północne, zimne rejony. Właściwie, to nie wiadomo, co mu odbiło z tą nagłą wizytą, skoro mógł poczekać te kilka tygodni do ocieplenia, albo zaprosić Chiny do siebie. Całe jednak szczęście, przestał być narażony na lodowaty wiatr i ewentualne śniegowe opady, na które się chyba nawet zanosiło. Nim się zorientował, osunął się jakoś na ziemię, jakby nogi całkiem odmówiły mu posłuszeństwa. Drżał od chłodu, który teraz dopiero zaczął się na całego dawać we znaki złotookiemu. Próbował nie szczękać zębami, co było naprawdę trudne.
Objął nogi rękami, oparł głowę na kolanach i pewnie siedziałby tak, póki by nie rozmarzł, ale braciszek zaczął mu "pomagać". Próbował również jakoś pozbyć się większości przemoczonych, zimnych rzeczy, ale nie czuł palców i prawie nie mógł ich zginać. Dał sobie jednak spokój i pozwolił Chinom na to, co tam robił. Czyli właściwie... nic.
- J-Ja leżałem... - wymamrotał w odpowiedzi. No bo tak naprawdę, to właśnie tym się zajmował pod drzwiami sąsiada. Nie przypominało to raczej sprzedawania kadzidełek, czytania książki czy opalania się. Spojrzał na Yao z lekko wymuszonym uśmiechem.
- H-Herbatę bym poprosił. - zsunął z siebie Kazachstanową pelerynę i odwiązał z szyi szal, bo tylko to mógł zrobić nie zginającymi się jak na razie palcami. Pozbył się też butów, przemoczonych i nieprzyjemnie chłodnych.

3Tybet - dom zimowy Empty Re: Tybet - dom zimowy Czw Lip 05, 2012 11:42 am

Go??


Gość

Ziewnął wymownie, skubiąc się za guzik munduru. Nienawidził zimy. Nienawidził śniegu. Ba, o Chińczyku mógłby powiedzieć to samo, ale wtedy by skłamał.
-Osobiście zawsze znajduję trzeci sposób, o wiele bardziej skuteczny, niż ucieczka, czy nadstawienie karku...- przesunął wzrok po gospodarzu, po Indiach,następnie po wnętrzu. Jakoś tak mało "yaowato". Bez zbędnych ozdóbek i chińskiej tandety.
A trzeci sposób? Hah, toć Kazach znany jest z wymuszania urlopów na swoim rządzie. Ba, szczycił się nawet tym, że kiedyś wymusił urlop macierzyński. W gruncie rzeczy on wiecznie miał wakacje.
Pytanie o powód odwiedzin pominął wymownym milczeniem i przewracaniem oczu. Co to? KGB? On się z niczego tłumaczyć nie musi i takiego obowiązku nie czuje. Wyjdzie w praniu, co nie? Zaś propozycję napoju przyjął z lekkim uśmiechem, wyglądającym bardziej jak grymas.
-Alkohol.

Sponsored content



Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 1]

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach