Około roku 1700 dom Alfredika
Ameryka
Mały Alfred chrząkał się po domu. Był podekscytowany niezwykle. Dzisiaj miał wreszcie przyjechać Arthur po bardzo długiej nieobecności. Nie wytłumaczył się czemu, go tak długo nie było ale mniejsza o to. Popatrzył się na stary zegar który wskazywał już pierwszą. Sprawdził czy dom ładnie wygląda, czy jest schludny. No cóż jak na 9-cio latka dom jest utrzymany w perfekcyjnym stanie. Nie lubił być sam, ale był zbyt mały by podróżować. Nagle usłyszał jak ktoś idzie po chodniku prowadzącym do domu i szybko do prysnął do drzwi.
Anglia
Arthur zawsze miał dużo pracy, więc nie miał czasu żeby tak po prostu odwiedzać Alfreda. Dopiero po kilku miesiącach mógł pozwolić sobie na kilkudniowy odpoczynek, a że bardzo chciał zobaczyć malca, postanowił się do niego wybrać. To, że nieczęsto pisał listy czy wpadał z wizytą, wcale nie było równoznaczne z tym, że nie tęsknił.
Kiedy ostatni raz widział Ala, ten był małą kluchą. Cholernie uroczą, ale to już swoją drogą. Anglik załatwił mu idealną opiekę i zapewnił dobre warunki mieszkaniowe, więc miał nadzieję, że chłopiec będzie dokształcony.
Stojąc już przed wejściem, chciał zapukać w drewniane ozdobne drzwi, ale nie było mu dane, bo te nagle się otworzyły. Stał w nich... Alfred. Ale nie mały tak jak kiedyś, ale wyższy, szczuplejszy i ch-cholera, starszy.
- A-Alfredzie? - Powiedział ze zdziwieniem, a przez głowę przeszła mu myśl, że właśnie ominął go czas kiedy chłopiec dorastał...
Ameryka
Tak to był Braciszek Anglia! Ucieszył się i podleciał do niego i wskoczył na niego tuląc się.
- Braciszek! Jak się cieszę! - powiedział uśmiechając się do niego słodko.
Jak dawno go nie widział. Stęsknił się to nawet mało powiedziane. Kiedy go puścił złapał go za rękę i wprowadził do środka.
- Posprzątałem, wytarłem kurze, wyniosłem śmieci... nawet okna umyłem! - powiedział pokazując schludnie zadbany salon.
- Braciszku... zrobisz mi coś do jedzenia? Bo bardzo lubię, Twoją kuchnię! - odparł słodko się usmiechając i gapiąc w Arthura jak w obrazek.
Ameryka
Mały Alfred chrząkał się po domu. Był podekscytowany niezwykle. Dzisiaj miał wreszcie przyjechać Arthur po bardzo długiej nieobecności. Nie wytłumaczył się czemu, go tak długo nie było ale mniejsza o to. Popatrzył się na stary zegar który wskazywał już pierwszą. Sprawdził czy dom ładnie wygląda, czy jest schludny. No cóż jak na 9-cio latka dom jest utrzymany w perfekcyjnym stanie. Nie lubił być sam, ale był zbyt mały by podróżować. Nagle usłyszał jak ktoś idzie po chodniku prowadzącym do domu i szybko do prysnął do drzwi.
Anglia
Arthur zawsze miał dużo pracy, więc nie miał czasu żeby tak po prostu odwiedzać Alfreda. Dopiero po kilku miesiącach mógł pozwolić sobie na kilkudniowy odpoczynek, a że bardzo chciał zobaczyć malca, postanowił się do niego wybrać. To, że nieczęsto pisał listy czy wpadał z wizytą, wcale nie było równoznaczne z tym, że nie tęsknił.
Kiedy ostatni raz widział Ala, ten był małą kluchą. Cholernie uroczą, ale to już swoją drogą. Anglik załatwił mu idealną opiekę i zapewnił dobre warunki mieszkaniowe, więc miał nadzieję, że chłopiec będzie dokształcony.
Stojąc już przed wejściem, chciał zapukać w drewniane ozdobne drzwi, ale nie było mu dane, bo te nagle się otworzyły. Stał w nich... Alfred. Ale nie mały tak jak kiedyś, ale wyższy, szczuplejszy i ch-cholera, starszy.
- A-Alfredzie? - Powiedział ze zdziwieniem, a przez głowę przeszła mu myśl, że właśnie ominął go czas kiedy chłopiec dorastał...
Ameryka
Tak to był Braciszek Anglia! Ucieszył się i podleciał do niego i wskoczył na niego tuląc się.
- Braciszek! Jak się cieszę! - powiedział uśmiechając się do niego słodko.
Jak dawno go nie widział. Stęsknił się to nawet mało powiedziane. Kiedy go puścił złapał go za rękę i wprowadził do środka.
- Posprzątałem, wytarłem kurze, wyniosłem śmieci... nawet okna umyłem! - powiedział pokazując schludnie zadbany salon.
- Braciszku... zrobisz mi coś do jedzenia? Bo bardzo lubię, Twoją kuchnię! - odparł słodko się usmiechając i gapiąc w Arthura jak w obrazek.