Póki co samego targu jeszcze widać nie było. Zalane słońcem uliczki otaczały domy o jasnych ścianach. Dominowały łagodne, piaskowe odcienie. Kremy, delikatne żółcie, biel. W połączeniu z intensywnym światłem efekt był dość bolesny dla oczu. W przydomowych ogródkach rosły twardolistne, ciemnozielone rośliny. Rozgrzane chodniki nie należały do najbardziej zadbanych. Płyty kruszały, gdzieniegdzie walały się śmieci. Przed domami stały zakurzone wehikuły. Niektóre były wyjątkowo barwnie zdobione, upszczone napisami i obrazkami. Maltańczycy słyną ze swojej miłości do aut. Szczególnie starych. Jak widać - objawiała się ona poprzez nad-aktywność w kwestii zdobień.
Malta prowadziła swojego gościa w stronę targu. Im bardziej zbliżali się do miejsca przeznaczenia, tym więcej spotykali ludzi. Ciemnych, opalonych, krępych kobiet i mężczyzn. Gdzieniegdzie migały jaśniejsze twarze turystów. Co rusz ktoś pozdrawiał Mariję z uśmiechem i następowało wylewne, południowe powitanie.
- Coraz więcej ich tu. - Kobieta machnęła ręką na idących drugą stroną ulicy ludzi. - Zara do targu dojdziemy i wszystko zobaczysz. A jest co. U was to pewno już nie ma takich targów, co?
Malta prowadziła swojego gościa w stronę targu. Im bardziej zbliżali się do miejsca przeznaczenia, tym więcej spotykali ludzi. Ciemnych, opalonych, krępych kobiet i mężczyzn. Gdzieniegdzie migały jaśniejsze twarze turystów. Co rusz ktoś pozdrawiał Mariję z uśmiechem i następowało wylewne, południowe powitanie.
- Coraz więcej ich tu. - Kobieta machnęła ręką na idących drugą stroną ulicy ludzi. - Zara do targu dojdziemy i wszystko zobaczysz. A jest co. U was to pewno już nie ma takich targów, co?