Pomimo zmieniających się epok, wojen, a nawet w obliczu gwałtownych rewolucji, nawet pomimo tego iż Chiny posiadał niewyobrażalnie wiele domków letniskowych na całym świecie, jego dom nie zmienił położenia od samego początku. Była to przestronna rezydencja w pobliżu Pekinu, jednak ułożona tak, iż, przynajmniej według ekologów, nie docierał tam smog z miasta.
Oczywiście zbudowany na styl azjatycki, uderzający obserwatorów czerwienią i przesadzoną ilością złotych ozdóbek, z których normalna osoba darowałaby sobie ponad połowę.
Wnętrze było równie ustrojone. Oczywiście ślady kultu komunizmu wyrażane portretami przywódców, tudzież dość ciekawymi ozdobami ścian, bądź mebli, których przeciętny kapitalistyczny człowiek nie byłby w stanie określić, mieszały się z azjatyckimi rysunkami smoków, ptaszków, kwiatuszków, zwierzaczków i innych pierdółek, o których tylko sobie Chiny mogły zamarzyć. Ogólnie mówiąc panował chaos i mnogość ozdób, a na każdym kroku widać było, że właściciel dostaje wszystko o co poprosi, w efekcie czego pokoje wyglądające jak cesarskie komnaty posiadały najnowocześniejsze sprzęty. Najwyraźniej właścicielowi nie przeszkadzał fakt iż jego dom zamienił się w machinę czasu pomiędzy okresem carskim, zimną wojną, a niewyobrażalnie rozwiniętą technologicznie przyszłością.
Jedyne w miarę normalne pokoje znajdowały się w głębi domu. Zwykle ciekawscy goście natykali się na nie i po otwarciu drzwi odkrywali w pełni azjatycki bajkowy świat pełen zabawek, nie stłamszony przez nowoczesną technologie i propagandę. Otóż w tym domu wychowali się prawie wszyscy Azjaci, a Chiny pozostawił ich pokoje w stanie nienaruszonym, licząc że kiedyś powrócą dawne czasy.
Oficjalnych gości Chiny witał zawsze w swoim gabinecie. Starannie urządzonym, bez ozdób, w przeciwieństwie do większości pokoi, za to z obowiązkowymi zdjęciami swoich szefów i wielką Chińską flagą na ścianie naprzeciw drzwi, tuż nad biurkiem, z którego witał gości.