Nadszedł termin. Pogoda nie była idealna, choć... jak kto lubi. Nie padało, ale też słońca nie było. Czyżby deszcz miał dopiero spaść? Rod przyjechał na wyznaczone miejsce na swym Vollblucie maści karej. To jego jedyny okaz konia Czystej Krwi Angielskiej, najdroższe zwierzę w stadninie. I... najniebezpieczniejsze. Demon, bo takie imię nosi ten wspaniały koń, to najbardziej nieprzewidywalne zwierzę. Nie, on nie stanie w miejscu, on nie z tych. Ale zawsze może polecieć w długą bez powodu. Wystarczy, ze będzie musiał kogoś gonić. To indywidualista. Ale ta rasa konia jest najszybsza i najbardziej waleczna ze wszystkich, jakie Rod znał. Jest też niezła w skakaniu przez przeszkody, więc to też problemów nie sprawi.
Sprawdził raz jeszcze mapę. Tego kawałka papieru niestety nigdy nie zrozumie i modlił się tylko, by się nie pogubić. W porządku - Zaczynamy przy znaku kończącym nazwę miejscowości, lecimy 4 kilometry do zjazdu na wieś Turdem, odbijamy w drugą stronę, przeskakując rów i dalej miedzą aż do lasu. Pod lasem skręcamy w prawo i galopujemy koło lasu. Pół okrążamy, przeskakujemy strumyk i biegniemy dalej wzdłuż pola maków. Tam powinna nam się pojawić szosa asfaltowa, na której powinien być wlot do wsi Imkur. To meta. Plan trasy posłał wczoraj do San i Yao, wiec wiedzą, co i jak.
Zsiadł z konia. Był ubrany w swój strój jeździecki, typowe dla Europejskiego dżokeja spodnie koloru czarnego oraz fioletowa bluzka, rękaw na 3/4, przepasana przez ramię czarnym paskiem. Przy siodle Demona była mała sakiewka, w której Rod trzymał właśnie mapę, telefon komórkowy, trochę pieniędzy i... flet. W ręku miał tylko palcat.
Podszedł do pyska Vollbluta i położył mu swój nos na jego nosie. Koń nie był jednak nim zainteresowany, bardziej rozglądał się po całym tym otoczeniu.
- Posłuchaj, Demonie - zaczął mówić do zwierzaka, a ten zastrzygł uszami - To jest bardzo ważny dla mnie wyścig i nie chcę, byś miał swoje widzi mi się. Proszę. Dzisiaj choc raz bądź mi posłuszny.. - spojrzał na niego błagalnie. Koń tylko parsknął, znudzony.
Rod sie zastanawiał, czy na pewno dobrze zrobił, stawiając tak wiele na jedna kartę.
Sprawdził raz jeszcze mapę. Tego kawałka papieru niestety nigdy nie zrozumie i modlił się tylko, by się nie pogubić. W porządku - Zaczynamy przy znaku kończącym nazwę miejscowości, lecimy 4 kilometry do zjazdu na wieś Turdem, odbijamy w drugą stronę, przeskakując rów i dalej miedzą aż do lasu. Pod lasem skręcamy w prawo i galopujemy koło lasu. Pół okrążamy, przeskakujemy strumyk i biegniemy dalej wzdłuż pola maków. Tam powinna nam się pojawić szosa asfaltowa, na której powinien być wlot do wsi Imkur. To meta. Plan trasy posłał wczoraj do San i Yao, wiec wiedzą, co i jak.
Zsiadł z konia. Był ubrany w swój strój jeździecki, typowe dla Europejskiego dżokeja spodnie koloru czarnego oraz fioletowa bluzka, rękaw na 3/4, przepasana przez ramię czarnym paskiem. Przy siodle Demona była mała sakiewka, w której Rod trzymał właśnie mapę, telefon komórkowy, trochę pieniędzy i... flet. W ręku miał tylko palcat.
Podszedł do pyska Vollbluta i położył mu swój nos na jego nosie. Koń nie był jednak nim zainteresowany, bardziej rozglądał się po całym tym otoczeniu.
- Posłuchaj, Demonie - zaczął mówić do zwierzaka, a ten zastrzygł uszami - To jest bardzo ważny dla mnie wyścig i nie chcę, byś miał swoje widzi mi się. Proszę. Dzisiaj choc raz bądź mi posłuszny.. - spojrzał na niego błagalnie. Koń tylko parsknął, znudzony.
Rod sie zastanawiał, czy na pewno dobrze zrobił, stawiając tak wiele na jedna kartę.