Knajpa leżąca w Dublinie. Ani duża, ani mała. Zielona, a jakże, dla uczczenia Irlandii! Pełna beczek Guinessa, w końcu sponsorzy dbają, co by pijani pod stołami Irlandczycy nie mogli narzekać na braki w trunkach. Oczywiście mają tam też inne napitki, ale nie warto o nich wspominać, bo rzecz jasna Guiness najlepszy i tego nawet nie warto roztrząsać.
Knajpa sama w sobie ma klimat. Cała w drewnianej zabudowie. Przy ścianach znajdują się miękkie kanapy ze stolikami, oddzielone od siebie ściankami działowymi, zaś pośrodku lokalu pełno jest okrągłych stoliczków, między którymi krzątają się wyględne kelnereczki, nosząc całe "sztangi" z piwa. Nie sposób się tam nudzić, gdyż gra muzyka, dookoła panuje gwar rozmów wesołych i już nieco podchmielonych miejscowych.
Dla przyjezdnych wstęp tylko do 22! Potem rodowici już piją we własnym gronie aż do upadłego.
Knajpa sama w sobie ma klimat. Cała w drewnianej zabudowie. Przy ścianach znajdują się miękkie kanapy ze stolikami, oddzielone od siebie ściankami działowymi, zaś pośrodku lokalu pełno jest okrągłych stoliczków, między którymi krzątają się wyględne kelnereczki, nosząc całe "sztangi" z piwa. Nie sposób się tam nudzić, gdyż gra muzyka, dookoła panuje gwar rozmów wesołych i już nieco podchmielonych miejscowych.
Dla przyjezdnych wstęp tylko do 22! Potem rodowici już piją we własnym gronie aż do upadłego.