Poprawił po raz trzeci mankiet eleganckiego garnituru. tak bardzo go denerwował. Ktoś mu powiedział, ze dziewka w fioletowej sukience jest już, nie mógł wytrzymać. Z jednego z bocznych wyjść na scenę z cienia zerknął. To ona. Odetchnął z ulgą. Już jest... Wrócił do ekipy, sprawdzając, czy wszyscy gotowi. Przeczytał sobie jeszcze teksty z aktu pierwszego. Po chwili czas już było wychodzić na scenę. Ustawiony był stół, wszyscy soliści, jak i cały chór i tancerze zebrani przy nim pozowali na grupę młodych dorosłych na miłym spotkaniu. Po chwili usłyszeli pierwszy dzwon. I drugi. Każdy każdemu rzucał spojrzenie. Uśmiech jednej, potem dwóch osób dodał otuchy innym. Będzie dobrze. Poszedł komunikat o wyłączeniu telefonów po Niemiecku i międzynarodowo. Światło nieco się zmieniło - musiało się ściemnić. Czas zaczynać. Ludzie umilkli. Muzyka poszła, kurtyna rozbłysła, gdyż na początek szła projekcja komputerowa. Symbolicznie podzielony ekran na cztery części, na każdej inne dziecko inaczej chowane. Jedna dziewczynka, która miała pełno przyjaciół i którą rodzice rozpuszczali oraz trzech chłopców. Jeden mocno się uczył, drugi trzymał się z paczką, trzeci samotnie biegał po różnych łąkach, goniąc zwierzaczki.
Dość uwertury. Kurtyna się przyciemniła i ruszyła do góry. Orkiestra przeszłą na rytmy podobne do Rigoretto, a każdy z obecnych zaczął jakąś rozmowę z kimś obok. Mieli poustalane dialogi między sobą, nie było kłopotów, a sztuczny harmider dawał efekt. Mikrofony ściągające nie wyróżniały głosów. Rod umilkł po chwili, podobnie jak dwie inne osoby. Włączono ich mikroporty. Starszy z nich w roli gospodarza zaczął swą przemowę na temat, jak się cieszy, że ma aż tylu gości. Padło kilka nazwisk, na które odpowiadano podziękowaniami. Prezentacje postaci, jak zawsze. Muzyka podeszła w walc. Zgodnie z rolą Rod, choć teraz Vincent von Leatiraum, poprosił dziewczynę w pięknej czerwonej sukni do tańca. Chór zaczął śpiewać, tancerze robili za dodatkowe pary, soliści czasem też. Poza śpiewem chóru parka solowa rozmawiała wchodząc w odpowiednich momentach i już muzycznie na odpowiednie nuty. Rozmawiali o pięknie muzyki tanecznej, wymieniając poglądy. Nic nadzwyczajnego... Niby. Psychika Roda zaczęła jednak dawaćsięwe znaki. Oto zaprosił swą ukochaną dziewczynęna operę, gdzie wszak jako postać odgrywana ma romans i to na ich romansie opiera się fabuła... Delikatny ścisk dłoni aktorki przywrócił jednak go do równowagi. Będzie dobrze... Po chwili odprowadził tancerkę na miejsce i przysiadł się do innej osoby, wedle fabuły - starego przyjaciela. Teraz scena rozbiła się na czworo głosów, gdyż dama niemal po chwili uzyskała kolejnego partnera do tańca. "Vincent" wraz z "Edwardem" rozmawiali o tej kobiecie, choć nieco ciszej. Zaś "Róża" z "Teodorem" rozprawiali o cudach Monachium, bo to tam działa się akcja.