Dom Niemiec znajdował się na obrzeżach Berlina, na wchód od centrum miasta, na południowy-wschód od berlińskiego lotniska, a także nieopodal rzeki i niemal nad samym brzegiem jeziora Großer Wann. Okolica była bardzo piękna i spokojna, a przy tym dojazd do centrum był dobry, co sprawiało, że ta lokacja była wręcz idealna dla Ludwiga do zamieszkania.
Budynek wznosił się na dość dużej posesji, otoczonej mosiężnym ogrodzeniem pomalowanym czarną farbą i żywopłotem ukrywającym dom przed oczami przechodniów. Ludwig cenił sobie prywatność – takie rozwiązanie było najlepsze.
Po wejściu przez bramę kutą w najróżniejsze kwiatowe motywy, których układ jednak nie sprawiał wrażenia przesadnie skomplikowanego czy złożonego, wychodziło się na wysypaną jasnym żwirem ścieżkę prowadzącą aż pod same drzwi domu. Większość miejsca przed nim zajmował wypielęgnowany trawnik, jedynie pod samym fundamentem rozciągały się grządki z kwiatami, które niestety bardzo często zostawały rozkopane przez psy Ludwiga. Wokół domu rosło kilka ozdobnych drzewek. Za domem znajdował się taras. Stało tam kilka ławek, huśtawka dla trzech osób i murowany grill. Miejsce było idealne do organizowania imprez.
Sam dom stanowił dwupiętrowy budynek. Wysokie fundamenty w kolorze piaskowym wyraźnie odcinały się od białych cegieł reszty domu. Pochyły dach z widniejącymi w nim kilkoma oknami miał odcień ciemnej szarości. Na parapetach od zewnątrz wystawione były donice z kwiatami. Rośliny zawsze współgrały kolorystycznie z tymi rosnącymi na grządkach.
Do drzwi prowadziło kilka schodków wyłożonych jasnymi płytkami. Drzwi były zrobione z ciemnego drewna z pojedynczym wąskim okienkiem położonym pośrodku w ich górnej części. Po przekroczeniu progu wychodziło się do rozległego, jasnego holu. Po prawej stronie znajdowały się drzwi, przez które można było się dostać do garażu, w którym Ludwig trzymał swoje dwa samochody – jeden prywatny i jeden służbowy, który dostał od Rządu. Posiadanie dwóch aut miało swoje zalety. Jedno z nich mógł zawsze pożyczyć bratu, jeśli akurat zaszła taka potrzeba. Chociaż bardzo nie lubił, gdy Gilbert dotykał jego samochodów.
Z holu można było również przejść do salonu. Na wyłożonej drewnianym parkietem podłodze w centralnej części pomieszczenia leżał kremowy dywan. Na nim stała kanapa i dwa fotele naprzeciwko dużego telewizora wiszącego na ścianie. Pomiędzy nimi znajdował się niski stolik do kawy, na którym jednak częściej stało piwo, aniżeli kawa. Salon uzupełniały ciemne szafki, ładnie kontrastujące z pozostałymi meblami utrzymanymi w raczej jasnej tonacji.
Bezpośrednio z holu można było dostać się do kuchni przechodząc pod dekoracyjnym łukiem. Kuchnia była wyposażona bardzo nowocześnie i nie brakło w niej żadnego potrzebnego sprzętu. Pomiędzy szafki w jasnym kolorze drewna wbudowana było zarówno lodówka, jak i mikrofalówka, zmywarka, ekspres do kawy oraz kuchenka z piekarnikiem. Całość oświetlona była jasno świecącymi lampkami rozmieszczonymi w strategicznych punktach pomieszczenia. Pod jedną ze ścian został przymocowany blat, przy którym stały trzy krzesełka. Zwykle w tym miejscu domownicy spożywali posiłki.
Dla gości przeznaczona była jadalnia, także znajdująca się na parterze domu Ludwiga. Na środku dużego pomieszczenia znajdował się stół i krzesła, całość mogła pomieścić nawet do dwudziestu osób, chociaż Niemiec nigdy nie spodziewał się aż tylu gości. Duże okna zapewniały wiele światła, a stonowany wystrój przyjemną atmosferę tego miejsca.
Na parterze nie zabrakło także w pełni wyposażonej łazienki oraz pokoju, który ostatecznie został zaadaptowany na sypialnię dla gości. Ludwig lubił tam jednak przesiadywać, gdyż w rzeczonym pokoju znajdował się kominek i biblioteczka z jego ulubionymi książkami. Chwila spokoju z dobrą lekturą w dłoni była czymś, czego Niemiec mógł właśnie tam zaznać.
W holu znajdowały się również schody, którymi można było dostać się na pierwsze piętro. Turaj znajdował się pokój Ludwiga. Pomieszczenie było duże, choć mogło sprawiać wrażenie zagraconego. Centralne miejsce zajmowało podwójne łóżko, naprzeciw niego stał telewizor z podłączonym do niego odtwarzaczem płyt. Tuż przy nim w zwykle dokładnie zamkniętej na kluczyk szafce Ludwig trzymał swoje ulubione filmy i gazety. Miejsce, gdzie Niemiec chował kluczyk do tej szafki było ściśle tajne i znane tylko jemu, przynajmniej on sam tak myślał. W pokoju znajdowało się także biurko, przy którym Ludi zwykł pracować, kilka szafek na potrzebne papiery, pod oknem znalazł miejsce dla trzech dużych legowisk dla jego psów, chociaż Blackie, Berlitz i Aster woleli spać ze swoim właścicielem w jego łóżku, a sam właściciel nie potrafił ich tego oduczyć. W pokoju udało mu się także wygospodarować miejsce na garderobę.
Na piętrze znajdowały się jeszcze dwie inne sypialnie przeznaczone dla gości, choć na co dzień pokoje te pełniły raczej funkcję składowiska niepotrzebnych rzeczy, których Ludwig jednak nie wyrzucał ze względu na sentyment.
W końcu korytarza znajdowała się łazienka, a zaraz obok niej schody na drugie piętro, a w zasadzie poddasze, które Ludwig używał jako strych, składzik na jeszcze więcej gratów.
Pod domem znajdowała się piwnica, była jednak rzadko używana. Za to niemal co roku była zalewana podczas wiosennych roztopów.
Dom Ludwiga był bardzo duży, z dużą ilością pomieszczeń. Urządzony był raczej w dobrym guście, bez przepychu i nie do końca nowocześnie. I choć czasami sprzątanie tak wielu powierzchni go męczyło, sam właściciel jednak lubił ten dom i nie zamierzał się stamtąd w najbliższej przyszłości wyprowadzać.
Czy mogło być coś piękniejszego od relaksu przed telewizorem po całym dniu pracy? Tym bardziej, że w telewizji właśnie puszczali powtórkę jakiegoś ciekawszego meczu, a Ludwig, sam w domu, nie licząc swoich trzech psów, rozciągnął się na kanapie, z piwem w jednej dłoni i wurścikiem w drugiej. Wspaniała była myśl, że do wieczora, czyli jeszcze przez kilka godzin, może się tak bezkarnie lenić w ciszy i spokoju.
Włochy:
Tego dnia, gdy tylko Włoch otworzył rano oczy (a i to przecież rzadko się zdarzało) naszła go myśl, że dawno nie widział Ludwiga. Ba, nawet do niego nie zadzwonił czy napisał i przez to poczuł małe ukłucie sumienia, że tak zostawił swojego biednego przyjaciela pośród jego pracy, która zajmowała mu 3/4 życia. Wizja Niemca siedzącego sam jak palec pośród sterty papierów, prawie tak wysokich jak wieża w Pizie sprawiło, że od razu wyskoczył z łóżka i postanowił odwiedzić Berlin. Już trzymał w ręku telefon i miał wybrać numer do Ludiego, ale przez swój pośpiech potknął się, prawie wywalił ze schodów, ale dzielnie utrzymując równowagę całkowicie wyleciało mu z głowy, że tej rozmowy nie wykonał. No ale tak bywa, prawda~?
Przybył do Berlina nie mogąc się doczekać spotkania, pozostała tylko kwestia dotarcia do domu Niemca i o dziwo zajęło mu to dość mało czasu. Zazwyczaj zajmował się w obcych krajach zagadywaniem kobiet, no ale... teraz był w Niemczech. Oczywiście, nie żeby sądził, że Niemki są brzydkie czy coś! Jednak przy większości czuł się jakiś taki mały i w ogóle... W każdym razie, jak tylko patrzył na twarze przechodniów to też miał wrażenie, że tu nie pasuje. Większość była jakaś taka poważna i zabiegana. Po małych przygodach z komunikacją i próbach dogadania z ludnością udało mu się trafić do właściwego domu.
Będąc przy drzwiach, uśmiechając się promiennie jak słońce, które teraz chowało się za chmurami, zapukał energicznie w drzwi czekając, aż pojawi się w nich właściciel domu. Ciekawe jaką będzie miał minę!
Niemcy
Niemcy nie spodziewał się gości. Co więcej, nawet Gilbert, który wywędrował gdzieś kilka dni temu, nie zapowiedział powrotu. Nie to jednak było najdziwniejsze w tym wszystkim.
Najdziwniejszy był fakt, że rzeczony ktoś pukał do drzwi, a nie dzwonił dzwonkiem przy bramie. O ile druga z tych czynności była normalna i często stosowana, pierwsza... zwykle równała się śmierci. Bowiem po podwórku biegały psy. Ludwig nie wierzył w to, by Berlitz, najbardziej agresywny z całej trójki, przepuścił komukolwiek obcemu wtargnięcie na swój teren.
A Niemcy nie chciał, by ktokolwiek ginął na jego chodniku. Tym bardziej, że krew ciężko schodziła, a przysypanie piaskiem nie wchodziło w grę. Nie po to sprowadzał żwir do wysypania dróżki, by teraz mieszać go z piaskiem.
Wstał więc, odstawiając piwo i wursta, i jak najszybciej się dało pojawił się przy drzwiach. Może jeszcze nie zapaskudzili mu przybytku? Zastanawiające było to, że żaden z psów nawet nie szczekał. Ani teraz, ani wcześniej. Czyżby więc Gilbert wrócił...?
Otworzył drzwi z rozmachem i zobaczył... Włocha. Ostatnią z osób, którą spodziewał się teraz spotkać. Ze zdziwienia odjęło mu mowę.
Włochy:
Rozpromienił się jeszcze bardziej na widok właściciela domu i od razu zaśmiał widząc jego minę, bo wyglądał jakby zobaczył chociaż ducha. Jak można było zauważyć samym faktem, że stał tu cały i zdrowy, psy Ludiego nic mu nie zrobiły, ba, nawet nie dotknęły. Kto wie czy to przez to, że może się do niego przyzwyczaiły albo przez fakt, że Włoch był mistrzem w przedostawaniu się do tego domu o każdej porze nie wiadomo jakimi sposobami.
-Ciao, co słychać~? Wyglądasz jakbyś zobaczył kogoś, kogo nigdy byś się nie spodziewał! -Rzucił się na niego, ściskając go mocno i zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć, wprosił się do środka. Chyba dosłownie przez chwilę przeszła mu myśl, że Niemiec zamknie mu przed nosem drzwi, no ale to było raczej niemożliwe. Ludi by czegoś takiego mu nie zrobił, ale tak na wszelki wypadek wolał być w środku.
-Twoja okolica jak zwykle jest piękna, ale twoi ludzie są jacyś tacy poważni i zawsze patrzą na mnie dziwnie! Jeden to nawet na mnie krzyczał, gdy na niego niechcący wpadłem. - Nie jego wina, że po prostu zagapił się na Kolumnę Zwycięstwa i tak jakoś zderzył się z chyba niezadowolonym z życia facetem. Oczywiście słysząc cokolwiek po niemiecku, na dodatek podniesionym głosem uciekł gdzie pieprz rośnie. -Vee, po drodze nawet skusiłem się na coś do jedzenie i no tego, na pewno nic ci nie jest? Żadnych problemów żołądkowych? - Spojrzał na niego z autentyczną troską i współczuciem. O biedni ci Niemcy byli, naprawdę biedni, takie jedzenie... Chociaż i tak dobrze, że dało się je zjeść.
Niemcy:
- F-Feliciano? - Wydukał, jakby nie za bardzo chciał wierzyć w to, co widzi. Może zrzuciłby winę na alkohol zawarty w piwie, gdyby nie fakt, że wypił go zaledwie połowę puszki. Włoch stał przed nim cały i zupełnie materialny, na swój sposób rozgadany i głośny. Czyli nici z odpoczynku.
- Nie spodziewałem się... - Przyznał. Jak miał się spodziewać, skoro Feli się nie zapowiedział? Gdyby uprzedził, Ludi chociaż posprzątałby w domu... pedantycznym, lśniącym na błysk domu, w którym kurz nie był tolerowany nawet na najwyższej najmniejszej półeczce.
Chciał powitać go bardziej odpowiednio, jednak został w tym uprzedzony. Chyba nigdy nie przyzwyczai się do tych nagłych przejawów włoskich uczuć.
- Nawet nie zadzwoniłeś. - Powiedział tonem, jakby go o tym informował, a nie rzeczywiście robił wyrzuty. Ludwig nie był w tym dobry. Wydawało mu się, że jego słowa nikną gdzieś za potokiem słów Feliciano, jak zwykle rozgadanego jak katarynka. Dobrze, że przynajmniej ma dobry humor.
Zdziwił się komentarzem na temat jedzenia. Gdzieś tam w salonie został jeszcze jego wurst. Przyłożył dłoń do żołądka.
- Nie rozumiem... Ze mną wszystko w porządku. Ale skoro jadłeś... rozgość się, odpocznij.
I tak wiedział, że nie musiałby tego mówić.
Włochy:
-Nie zadzwoniłem? Naprawdę? - Spojrzał na niego zdziwiony, będąc zajętym zdejmowaniem butów. Był święcie przekonany, że to zrobił, przecież rano trzymał nawet telefon w dłoni i wybierał do niego numer! Przez chwilę widać było, że się nad czymś głęboko zastanawia. Odtwarzał biegł wydarzeń i doszedł do wniosku, że Niemiec ma rację. Niby nie było to nic nowego, ale jednak to dziwne.
-Vee, faktycznie, przez to, że prawie się przewróciłem, zapomniałem zadzwonić! Mam nadzieję, że się nie gniewasz. - Uśmiechnął się przepraszająco, chociaż chyba zbyt przykro mu nie było. W końcu Ludi nie wyglądał jakby był o to zły, więc nie było co rozdmuchiwać tej sprawy.
-Gdyby jednak coś się stało z twoim, i tak już biednym, żołądkiem, to mów. Mogę ci nawet gotować, bylebyś się tylko nie truł! - Złapał go za rękę potrząsając nią energicznie przed dłuższy czas. Tak po prostu, bez większego znaczenia, ale naprawdę zaczynał się o Ludwiga martwić. Dorobi się kiedyś jakiejś choroby, zobaczycie!
-Pamiętaj, kiełbasa i ziemniaki to tacy cisi mordercy, tacy cichociemni, nigdy nie wiesz kiedy zaatakują. - Wygłosił teorię spiskową, którą już od dawna podejrzewał robiąc przy tym poważną minę, jakby mówił to całkiem na serio.
Niemcy:
A więc Feliciano zapomniał. Dla Niemca to nie było dziwne, nawet troszeczkę. W końcu kto jak kto, ale ten Włoch był wyjątkowo nierozgarniętą osobą. Jego usposobienie powinno odrzucać Ludwiga, który przecież gardził słabością. Działo się wręcz przeciwnie, Ludi czuł jeszcze bardziej, że musi się nim opiekować. Czyżby posiadał coś w stylu męskiego instynktu macierzyńskiego?
- Kiedyś własnej głowy zapomnisz - Mruknął, mimo wszystko nie do końca zadowolony z faktu, że gość zwalił mu się na głowę, a do tego w sposób otwarty i zdecydowanie denerwujący narusza jego strefę osobistą. Wgapiał się przez chwilę w to, co dzieje się z jego dłonią. Szybko się jednak opamiętał i wyrwał ją niezbyt delikatnym ruchem. Nie skomentował jednak, bo wiedział, że do Feliciano i tak by nie doszło.
- Kiełbasa i ziemniaki to normalne jedzenie, Feliciano - Tylko on sam wiedział, ile sił kosztowało utrzymanie względnie stałego i spokojnego tonu głosu - Nic mi od niego nie będzie. Powinieneś raczej sam zastanowić się nad gelato i kilkoma innymi rzeczami.
W końcu to od tego Feliciano zwykle bolał brzuch. A Niemcy nigdy nie odczuwał dolegliwości po wurścikach.
Ludi w końcu zamknął drzwi - psy zaczęły się pchać do środka, nagle zainteresowane gościem - i ustawił buty Włocha równo. Jakby naprawdę nie mógł się nauczyć, że w tym domu wszystko jest pod linijkę.
- Na pewno nie chcesz nic jeść? Nie planowałem dzisiaj jakiejś wykwintnej kolacji, ale jeśli będziesz głodny, daj mi znać.
Włochy:
-Moje gelato są genialne i niejedzenie ich byłoby wielką stratą~ - Może gdyby nie pochłaniał ich w takich ilościach, to nie byłoby problemu z bolącym brzuchem. Jednak jak tu się powstrzymać, gdy tyle smaków jest do wyboru, a oczy chciałyby zjeść je wszystkie? A biedny Włoch nigdy nie potrafi się do końca zdecydować i zawsze kończył z większą ilością lodów niż jego żołądek był w stanie znieść.
-Trzeba było je wpuścić, musi im być smutno tam na dworze, pewnie wolałby być ze swoim panem. A poza tym, byłoby w twoim domu o wiele weselej i żywiej! - Uśmiechając się, obserwował jak Ludi poprawiał jego buty. No tak, zapomniał, że należało je ułożyć równo i idealnie, bo pedantyczna natura Niemca nie zdzierży czegoś takiego. To też musiało być pewnie dla niego męczące, tak często dokładnie sprzątać. Nie wyobrażał zastosować u siebie coś takiego, samo uporządkowanie i umycie wszystkich tubek z farbami zajęłoby mu parę godzin. A tu nagle cały dom. Wzdrygnął się na samą myśl o tym.
-Niemcy, zdarzyło ci się kiedyś nie sprzątać przed dłuższy czas? - Miał wrażenie, że to pytanie wręcz retoryczne, ale był naprawdę ciekawy.
-Dam znać, nie martw się i zrelaksuj, od tego są przecież wieczory po ciężkiej pracy. Odpoczynek, odpoczynek i jeszcze raz odpoczynek~ - Poklepał przyjaciela po ramieniu, po czym starał się go popchnąć w stronę salonu, by ten w końcu usiadł i się zrelaksował.
Niemcy:
Niemcy mógłby powiedzieć wiele na temat gelato. Może nie byłyby to słowa piękne, tylko proste i konkretne. W większości, zapewne, nie byłyby pochwalne. Owszem, Ludi doceniał smak i różnorodności włoskich lodów, ale zdawał sobie też sprawę z "zagrożenia", jakie za sobą niosą, a z którego Feliciano raczej nie rozumiał. To nie był jednak czas na kolejny wykład. Powie mu to kiedyś, przy okazji.
- Psy... muszą się wybiegać. - Powiedział krótko i na temat. - To pomaga im utrzymać dobrą kondycję i przede wszystkim zdrowie. Ćwiczenia fizyczne są ważne również dla zwierząt. - Urwał w końcu, nie chcąc się za bardzo zapędzić. Sprawy treningów tłumaczył Feliciano tysiące razy. Chociaż pewnie gdyby nie fakt, że został poruszony temat sprzątania, mówiłby dalej.
- Jeśli mam dużo pracy, nie mam czasu na sprzątanie. Wtedy zwykle sprząta Gilbert - jeśli jest akurat w domu i ma na to ochotę. A to zdarza się niezmiernie rzadko.
W dość bezpośredni sposób został zachęcony do przejścia dalej, więc poddał się i ruszył do salonu patrząc, czy Włoch idzie za nim. Kiedy już tam dotarł, zerknął na telewizor.
- Przegapiłem bramkę - Mruknął bardziej do siebie, nieco rozgoryczony tym faktem. Drużyna, której kibicował, straciła gola, a on nawet nie wiedział, w jaki sposób! Spodziewał się, że Feliciano nie będzie miał nic przeciwko meczowi. Co prawda styl gry zawodników z Bundesligi znacznie różnił się od stylu Serie A, ale obie ligi były interesujące. Przynajmniej w mniemaniu Niemca.
Zerknął na swoje otwarte piwo i niedojedzonego wursta. Na razie nie miał odwagi po nie sięgnąć, choć sam zganił się za to w myślach. Przecież to jego dom i jego zasady!
Budynek wznosił się na dość dużej posesji, otoczonej mosiężnym ogrodzeniem pomalowanym czarną farbą i żywopłotem ukrywającym dom przed oczami przechodniów. Ludwig cenił sobie prywatność – takie rozwiązanie było najlepsze.
Po wejściu przez bramę kutą w najróżniejsze kwiatowe motywy, których układ jednak nie sprawiał wrażenia przesadnie skomplikowanego czy złożonego, wychodziło się na wysypaną jasnym żwirem ścieżkę prowadzącą aż pod same drzwi domu. Większość miejsca przed nim zajmował wypielęgnowany trawnik, jedynie pod samym fundamentem rozciągały się grządki z kwiatami, które niestety bardzo często zostawały rozkopane przez psy Ludwiga. Wokół domu rosło kilka ozdobnych drzewek. Za domem znajdował się taras. Stało tam kilka ławek, huśtawka dla trzech osób i murowany grill. Miejsce było idealne do organizowania imprez.
Sam dom stanowił dwupiętrowy budynek. Wysokie fundamenty w kolorze piaskowym wyraźnie odcinały się od białych cegieł reszty domu. Pochyły dach z widniejącymi w nim kilkoma oknami miał odcień ciemnej szarości. Na parapetach od zewnątrz wystawione były donice z kwiatami. Rośliny zawsze współgrały kolorystycznie z tymi rosnącymi na grządkach.
Do drzwi prowadziło kilka schodków wyłożonych jasnymi płytkami. Drzwi były zrobione z ciemnego drewna z pojedynczym wąskim okienkiem położonym pośrodku w ich górnej części. Po przekroczeniu progu wychodziło się do rozległego, jasnego holu. Po prawej stronie znajdowały się drzwi, przez które można było się dostać do garażu, w którym Ludwig trzymał swoje dwa samochody – jeden prywatny i jeden służbowy, który dostał od Rządu. Posiadanie dwóch aut miało swoje zalety. Jedno z nich mógł zawsze pożyczyć bratu, jeśli akurat zaszła taka potrzeba. Chociaż bardzo nie lubił, gdy Gilbert dotykał jego samochodów.
Z holu można było również przejść do salonu. Na wyłożonej drewnianym parkietem podłodze w centralnej części pomieszczenia leżał kremowy dywan. Na nim stała kanapa i dwa fotele naprzeciwko dużego telewizora wiszącego na ścianie. Pomiędzy nimi znajdował się niski stolik do kawy, na którym jednak częściej stało piwo, aniżeli kawa. Salon uzupełniały ciemne szafki, ładnie kontrastujące z pozostałymi meblami utrzymanymi w raczej jasnej tonacji.
Bezpośrednio z holu można było dostać się do kuchni przechodząc pod dekoracyjnym łukiem. Kuchnia była wyposażona bardzo nowocześnie i nie brakło w niej żadnego potrzebnego sprzętu. Pomiędzy szafki w jasnym kolorze drewna wbudowana było zarówno lodówka, jak i mikrofalówka, zmywarka, ekspres do kawy oraz kuchenka z piekarnikiem. Całość oświetlona była jasno świecącymi lampkami rozmieszczonymi w strategicznych punktach pomieszczenia. Pod jedną ze ścian został przymocowany blat, przy którym stały trzy krzesełka. Zwykle w tym miejscu domownicy spożywali posiłki.
Dla gości przeznaczona była jadalnia, także znajdująca się na parterze domu Ludwiga. Na środku dużego pomieszczenia znajdował się stół i krzesła, całość mogła pomieścić nawet do dwudziestu osób, chociaż Niemiec nigdy nie spodziewał się aż tylu gości. Duże okna zapewniały wiele światła, a stonowany wystrój przyjemną atmosferę tego miejsca.
Na parterze nie zabrakło także w pełni wyposażonej łazienki oraz pokoju, który ostatecznie został zaadaptowany na sypialnię dla gości. Ludwig lubił tam jednak przesiadywać, gdyż w rzeczonym pokoju znajdował się kominek i biblioteczka z jego ulubionymi książkami. Chwila spokoju z dobrą lekturą w dłoni była czymś, czego Niemiec mógł właśnie tam zaznać.
W holu znajdowały się również schody, którymi można było dostać się na pierwsze piętro. Turaj znajdował się pokój Ludwiga. Pomieszczenie było duże, choć mogło sprawiać wrażenie zagraconego. Centralne miejsce zajmowało podwójne łóżko, naprzeciw niego stał telewizor z podłączonym do niego odtwarzaczem płyt. Tuż przy nim w zwykle dokładnie zamkniętej na kluczyk szafce Ludwig trzymał swoje ulubione filmy i gazety. Miejsce, gdzie Niemiec chował kluczyk do tej szafki było ściśle tajne i znane tylko jemu, przynajmniej on sam tak myślał. W pokoju znajdowało się także biurko, przy którym Ludi zwykł pracować, kilka szafek na potrzebne papiery, pod oknem znalazł miejsce dla trzech dużych legowisk dla jego psów, chociaż Blackie, Berlitz i Aster woleli spać ze swoim właścicielem w jego łóżku, a sam właściciel nie potrafił ich tego oduczyć. W pokoju udało mu się także wygospodarować miejsce na garderobę.
Na piętrze znajdowały się jeszcze dwie inne sypialnie przeznaczone dla gości, choć na co dzień pokoje te pełniły raczej funkcję składowiska niepotrzebnych rzeczy, których Ludwig jednak nie wyrzucał ze względu na sentyment.
W końcu korytarza znajdowała się łazienka, a zaraz obok niej schody na drugie piętro, a w zasadzie poddasze, które Ludwig używał jako strych, składzik na jeszcze więcej gratów.
Pod domem znajdowała się piwnica, była jednak rzadko używana. Za to niemal co roku była zalewana podczas wiosennych roztopów.
Dom Ludwiga był bardzo duży, z dużą ilością pomieszczeń. Urządzony był raczej w dobrym guście, bez przepychu i nie do końca nowocześnie. I choć czasami sprzątanie tak wielu powierzchni go męczyło, sam właściciel jednak lubił ten dom i nie zamierzał się stamtąd w najbliższej przyszłości wyprowadzać.
Czy mogło być coś piękniejszego od relaksu przed telewizorem po całym dniu pracy? Tym bardziej, że w telewizji właśnie puszczali powtórkę jakiegoś ciekawszego meczu, a Ludwig, sam w domu, nie licząc swoich trzech psów, rozciągnął się na kanapie, z piwem w jednej dłoni i wurścikiem w drugiej. Wspaniała była myśl, że do wieczora, czyli jeszcze przez kilka godzin, może się tak bezkarnie lenić w ciszy i spokoju.
Włochy:
Tego dnia, gdy tylko Włoch otworzył rano oczy (a i to przecież rzadko się zdarzało) naszła go myśl, że dawno nie widział Ludwiga. Ba, nawet do niego nie zadzwonił czy napisał i przez to poczuł małe ukłucie sumienia, że tak zostawił swojego biednego przyjaciela pośród jego pracy, która zajmowała mu 3/4 życia. Wizja Niemca siedzącego sam jak palec pośród sterty papierów, prawie tak wysokich jak wieża w Pizie sprawiło, że od razu wyskoczył z łóżka i postanowił odwiedzić Berlin. Już trzymał w ręku telefon i miał wybrać numer do Ludiego, ale przez swój pośpiech potknął się, prawie wywalił ze schodów, ale dzielnie utrzymując równowagę całkowicie wyleciało mu z głowy, że tej rozmowy nie wykonał. No ale tak bywa, prawda~?
Przybył do Berlina nie mogąc się doczekać spotkania, pozostała tylko kwestia dotarcia do domu Niemca i o dziwo zajęło mu to dość mało czasu. Zazwyczaj zajmował się w obcych krajach zagadywaniem kobiet, no ale... teraz był w Niemczech. Oczywiście, nie żeby sądził, że Niemki są brzydkie czy coś! Jednak przy większości czuł się jakiś taki mały i w ogóle... W każdym razie, jak tylko patrzył na twarze przechodniów to też miał wrażenie, że tu nie pasuje. Większość była jakaś taka poważna i zabiegana. Po małych przygodach z komunikacją i próbach dogadania z ludnością udało mu się trafić do właściwego domu.
Będąc przy drzwiach, uśmiechając się promiennie jak słońce, które teraz chowało się za chmurami, zapukał energicznie w drzwi czekając, aż pojawi się w nich właściciel domu. Ciekawe jaką będzie miał minę!
Niemcy
Niemcy nie spodziewał się gości. Co więcej, nawet Gilbert, który wywędrował gdzieś kilka dni temu, nie zapowiedział powrotu. Nie to jednak było najdziwniejsze w tym wszystkim.
Najdziwniejszy był fakt, że rzeczony ktoś pukał do drzwi, a nie dzwonił dzwonkiem przy bramie. O ile druga z tych czynności była normalna i często stosowana, pierwsza... zwykle równała się śmierci. Bowiem po podwórku biegały psy. Ludwig nie wierzył w to, by Berlitz, najbardziej agresywny z całej trójki, przepuścił komukolwiek obcemu wtargnięcie na swój teren.
A Niemcy nie chciał, by ktokolwiek ginął na jego chodniku. Tym bardziej, że krew ciężko schodziła, a przysypanie piaskiem nie wchodziło w grę. Nie po to sprowadzał żwir do wysypania dróżki, by teraz mieszać go z piaskiem.
Wstał więc, odstawiając piwo i wursta, i jak najszybciej się dało pojawił się przy drzwiach. Może jeszcze nie zapaskudzili mu przybytku? Zastanawiające było to, że żaden z psów nawet nie szczekał. Ani teraz, ani wcześniej. Czyżby więc Gilbert wrócił...?
Otworzył drzwi z rozmachem i zobaczył... Włocha. Ostatnią z osób, którą spodziewał się teraz spotkać. Ze zdziwienia odjęło mu mowę.
Włochy:
Rozpromienił się jeszcze bardziej na widok właściciela domu i od razu zaśmiał widząc jego minę, bo wyglądał jakby zobaczył chociaż ducha. Jak można było zauważyć samym faktem, że stał tu cały i zdrowy, psy Ludiego nic mu nie zrobiły, ba, nawet nie dotknęły. Kto wie czy to przez to, że może się do niego przyzwyczaiły albo przez fakt, że Włoch był mistrzem w przedostawaniu się do tego domu o każdej porze nie wiadomo jakimi sposobami.
-Ciao, co słychać~? Wyglądasz jakbyś zobaczył kogoś, kogo nigdy byś się nie spodziewał! -Rzucił się na niego, ściskając go mocno i zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć, wprosił się do środka. Chyba dosłownie przez chwilę przeszła mu myśl, że Niemiec zamknie mu przed nosem drzwi, no ale to było raczej niemożliwe. Ludi by czegoś takiego mu nie zrobił, ale tak na wszelki wypadek wolał być w środku.
-Twoja okolica jak zwykle jest piękna, ale twoi ludzie są jacyś tacy poważni i zawsze patrzą na mnie dziwnie! Jeden to nawet na mnie krzyczał, gdy na niego niechcący wpadłem. - Nie jego wina, że po prostu zagapił się na Kolumnę Zwycięstwa i tak jakoś zderzył się z chyba niezadowolonym z życia facetem. Oczywiście słysząc cokolwiek po niemiecku, na dodatek podniesionym głosem uciekł gdzie pieprz rośnie. -Vee, po drodze nawet skusiłem się na coś do jedzenie i no tego, na pewno nic ci nie jest? Żadnych problemów żołądkowych? - Spojrzał na niego z autentyczną troską i współczuciem. O biedni ci Niemcy byli, naprawdę biedni, takie jedzenie... Chociaż i tak dobrze, że dało się je zjeść.
Niemcy:
- F-Feliciano? - Wydukał, jakby nie za bardzo chciał wierzyć w to, co widzi. Może zrzuciłby winę na alkohol zawarty w piwie, gdyby nie fakt, że wypił go zaledwie połowę puszki. Włoch stał przed nim cały i zupełnie materialny, na swój sposób rozgadany i głośny. Czyli nici z odpoczynku.
- Nie spodziewałem się... - Przyznał. Jak miał się spodziewać, skoro Feli się nie zapowiedział? Gdyby uprzedził, Ludi chociaż posprzątałby w domu... pedantycznym, lśniącym na błysk domu, w którym kurz nie był tolerowany nawet na najwyższej najmniejszej półeczce.
Chciał powitać go bardziej odpowiednio, jednak został w tym uprzedzony. Chyba nigdy nie przyzwyczai się do tych nagłych przejawów włoskich uczuć.
- Nawet nie zadzwoniłeś. - Powiedział tonem, jakby go o tym informował, a nie rzeczywiście robił wyrzuty. Ludwig nie był w tym dobry. Wydawało mu się, że jego słowa nikną gdzieś za potokiem słów Feliciano, jak zwykle rozgadanego jak katarynka. Dobrze, że przynajmniej ma dobry humor.
Zdziwił się komentarzem na temat jedzenia. Gdzieś tam w salonie został jeszcze jego wurst. Przyłożył dłoń do żołądka.
- Nie rozumiem... Ze mną wszystko w porządku. Ale skoro jadłeś... rozgość się, odpocznij.
I tak wiedział, że nie musiałby tego mówić.
Włochy:
-Nie zadzwoniłem? Naprawdę? - Spojrzał na niego zdziwiony, będąc zajętym zdejmowaniem butów. Był święcie przekonany, że to zrobił, przecież rano trzymał nawet telefon w dłoni i wybierał do niego numer! Przez chwilę widać było, że się nad czymś głęboko zastanawia. Odtwarzał biegł wydarzeń i doszedł do wniosku, że Niemiec ma rację. Niby nie było to nic nowego, ale jednak to dziwne.
-Vee, faktycznie, przez to, że prawie się przewróciłem, zapomniałem zadzwonić! Mam nadzieję, że się nie gniewasz. - Uśmiechnął się przepraszająco, chociaż chyba zbyt przykro mu nie było. W końcu Ludi nie wyglądał jakby był o to zły, więc nie było co rozdmuchiwać tej sprawy.
-Gdyby jednak coś się stało z twoim, i tak już biednym, żołądkiem, to mów. Mogę ci nawet gotować, bylebyś się tylko nie truł! - Złapał go za rękę potrząsając nią energicznie przed dłuższy czas. Tak po prostu, bez większego znaczenia, ale naprawdę zaczynał się o Ludwiga martwić. Dorobi się kiedyś jakiejś choroby, zobaczycie!
-Pamiętaj, kiełbasa i ziemniaki to tacy cisi mordercy, tacy cichociemni, nigdy nie wiesz kiedy zaatakują. - Wygłosił teorię spiskową, którą już od dawna podejrzewał robiąc przy tym poważną minę, jakby mówił to całkiem na serio.
Niemcy:
A więc Feliciano zapomniał. Dla Niemca to nie było dziwne, nawet troszeczkę. W końcu kto jak kto, ale ten Włoch był wyjątkowo nierozgarniętą osobą. Jego usposobienie powinno odrzucać Ludwiga, który przecież gardził słabością. Działo się wręcz przeciwnie, Ludi czuł jeszcze bardziej, że musi się nim opiekować. Czyżby posiadał coś w stylu męskiego instynktu macierzyńskiego?
- Kiedyś własnej głowy zapomnisz - Mruknął, mimo wszystko nie do końca zadowolony z faktu, że gość zwalił mu się na głowę, a do tego w sposób otwarty i zdecydowanie denerwujący narusza jego strefę osobistą. Wgapiał się przez chwilę w to, co dzieje się z jego dłonią. Szybko się jednak opamiętał i wyrwał ją niezbyt delikatnym ruchem. Nie skomentował jednak, bo wiedział, że do Feliciano i tak by nie doszło.
- Kiełbasa i ziemniaki to normalne jedzenie, Feliciano - Tylko on sam wiedział, ile sił kosztowało utrzymanie względnie stałego i spokojnego tonu głosu - Nic mi od niego nie będzie. Powinieneś raczej sam zastanowić się nad gelato i kilkoma innymi rzeczami.
W końcu to od tego Feliciano zwykle bolał brzuch. A Niemcy nigdy nie odczuwał dolegliwości po wurścikach.
Ludi w końcu zamknął drzwi - psy zaczęły się pchać do środka, nagle zainteresowane gościem - i ustawił buty Włocha równo. Jakby naprawdę nie mógł się nauczyć, że w tym domu wszystko jest pod linijkę.
- Na pewno nie chcesz nic jeść? Nie planowałem dzisiaj jakiejś wykwintnej kolacji, ale jeśli będziesz głodny, daj mi znać.
Włochy:
-Moje gelato są genialne i niejedzenie ich byłoby wielką stratą~ - Może gdyby nie pochłaniał ich w takich ilościach, to nie byłoby problemu z bolącym brzuchem. Jednak jak tu się powstrzymać, gdy tyle smaków jest do wyboru, a oczy chciałyby zjeść je wszystkie? A biedny Włoch nigdy nie potrafi się do końca zdecydować i zawsze kończył z większą ilością lodów niż jego żołądek był w stanie znieść.
-Trzeba było je wpuścić, musi im być smutno tam na dworze, pewnie wolałby być ze swoim panem. A poza tym, byłoby w twoim domu o wiele weselej i żywiej! - Uśmiechając się, obserwował jak Ludi poprawiał jego buty. No tak, zapomniał, że należało je ułożyć równo i idealnie, bo pedantyczna natura Niemca nie zdzierży czegoś takiego. To też musiało być pewnie dla niego męczące, tak często dokładnie sprzątać. Nie wyobrażał zastosować u siebie coś takiego, samo uporządkowanie i umycie wszystkich tubek z farbami zajęłoby mu parę godzin. A tu nagle cały dom. Wzdrygnął się na samą myśl o tym.
-Niemcy, zdarzyło ci się kiedyś nie sprzątać przed dłuższy czas? - Miał wrażenie, że to pytanie wręcz retoryczne, ale był naprawdę ciekawy.
-Dam znać, nie martw się i zrelaksuj, od tego są przecież wieczory po ciężkiej pracy. Odpoczynek, odpoczynek i jeszcze raz odpoczynek~ - Poklepał przyjaciela po ramieniu, po czym starał się go popchnąć w stronę salonu, by ten w końcu usiadł i się zrelaksował.
Niemcy:
Niemcy mógłby powiedzieć wiele na temat gelato. Może nie byłyby to słowa piękne, tylko proste i konkretne. W większości, zapewne, nie byłyby pochwalne. Owszem, Ludi doceniał smak i różnorodności włoskich lodów, ale zdawał sobie też sprawę z "zagrożenia", jakie za sobą niosą, a z którego Feliciano raczej nie rozumiał. To nie był jednak czas na kolejny wykład. Powie mu to kiedyś, przy okazji.
- Psy... muszą się wybiegać. - Powiedział krótko i na temat. - To pomaga im utrzymać dobrą kondycję i przede wszystkim zdrowie. Ćwiczenia fizyczne są ważne również dla zwierząt. - Urwał w końcu, nie chcąc się za bardzo zapędzić. Sprawy treningów tłumaczył Feliciano tysiące razy. Chociaż pewnie gdyby nie fakt, że został poruszony temat sprzątania, mówiłby dalej.
- Jeśli mam dużo pracy, nie mam czasu na sprzątanie. Wtedy zwykle sprząta Gilbert - jeśli jest akurat w domu i ma na to ochotę. A to zdarza się niezmiernie rzadko.
W dość bezpośredni sposób został zachęcony do przejścia dalej, więc poddał się i ruszył do salonu patrząc, czy Włoch idzie za nim. Kiedy już tam dotarł, zerknął na telewizor.
- Przegapiłem bramkę - Mruknął bardziej do siebie, nieco rozgoryczony tym faktem. Drużyna, której kibicował, straciła gola, a on nawet nie wiedział, w jaki sposób! Spodziewał się, że Feliciano nie będzie miał nic przeciwko meczowi. Co prawda styl gry zawodników z Bundesligi znacznie różnił się od stylu Serie A, ale obie ligi były interesujące. Przynajmniej w mniemaniu Niemca.
Zerknął na swoje otwarte piwo i niedojedzonego wursta. Na razie nie miał odwagi po nie sięgnąć, choć sam zganił się za to w myślach. Przecież to jego dom i jego zasady!