Hiszpania
Tosiek nucił sobie pod nosem wesołą, hiszpańską piosenkę, wyciągając ciasto z piekarnika. Położył je na parapecie przy otwartym oknie, chcąc by szybciej ostygło. Zerknął na zegarek; Lovino powinien być za niedługo. Bardzo zadowolony z tego faktu, wziął talerze z łakociami i zaniósł do salonu. Ach, jeszcze trochę i pojawi się tu jego słodki Włoszek~ Nie było przecież piękniejszej myśli nad to! W dodatku była piękna pogoda, ptaszki śpiewały, a cichy szum fal dobiegał zza okna. Żyć, nie umierać!
Włochy Południowe
Z brukowanej ulicy, a raczej uliczki, nagle zbłądził na jakąś kamienną ścieżkę. Już myślał, że się zgubił, co byłoby oczywiście dla niego hańbą, i o co obwiniłby skomplikowaną sieć ulic, zapewne z pomysłu tego głupka Hiszpanii, ale! Kamienna ścieżka przez lasek skończyła się równie nagle jak zaczęła, i zacne tenisówki Lovino dotknęły piasku. Nie zastanawiając się długo, wrzucił je do torby, boso podążając przez piasek. Scena byłaby przecudowna, gdyby nie fakt, że walizka którą tachał za sobą Włoch, nie polubiła się z drobnym piaskiem, a do lekkich nie należała. Toteż południowiec klnąc szpetnie, ciągnął ją po prostu, ryzykując urwaniem się rączki i kompletnym zniszczeniem kółek. W końcu dotarł pod pieprzone drzwi pieprzonej chatki. Wkurzony jak sto diabłów, otworzył je z kopa. – Jestem kurna! – wydarł się od progu.
Hiszpania
Usłyszał trzask i krzyk, gdy akurat kład talerze na stole. - O, przyszedł!
Z niezachwianym optymizmem poszedł przywitać gościa. W końcu do humorków Romano się już przyzwyczaił. Trudno byłoby nie, skoro znosił je już od tak długiego czasu.
- Lovino, skarbie! Jak ja się cieszę, że wpadłeś! - od razu przytulił go do siebie, uśmiechając się serdecznie. Och, jak bardzo za nim tęsknił~
- Chodź, pomogę zanieść Ci bagaż do góry. A potem zjemy coś, bien? Pewnie jesteś zmęczony i głodny po podróży. Choć jednak nie jest to aż tak daleko. Pamiętam jak kiedyś jechałem w odwiedziny do dzieciaków w Ameryce. Szmat drogi! No ale, nie o tym teraz. Jeju, jak ja się za Tobą stęskniłem!
Zalał go potokiem słów, prowadząc go cały czas na górę i niosąc bagaż Włocha.
Włochy Południowe
Chciał być miły, naprawdę, ale nie wyszło. Zmęczył się szalenie. Obrzucił Hiszpanię najgorszym, pogardliwym spojrzeniem, na jakie było go stać i prychnął zawzięcie. - Cholera! Gdzieś ty kurwa ten dom stawiał! Dalej nie szło? - Stanął w miejscu, krzyżując ręce na piersiach.- Pierdole! Psia mać! Idioto, siadam na dupie i się nie ruszam więcej. - Jak orzekł, tak uczynił, wedle swej oślej upartości i włoskiej zawiści, sadzając swój południowy tyłek na środku schodów. Nadął przy tym policzki, rzecz jasna. A co!
Hiszpania
Westchnął, wywracając oczami.
- Romano... Wiesz, że z przystanku idzie się tu koło pięciu minut? Dlaczego Ty zawsze się u mnie gubisz... A z resztą, nieważne~ To siedź sobie tu grzecznie, a ja Ci bagaż zaniosę~ - jak powiedział, tak zrobił i walizka Włoszka wylądowała w sypialni, a Hiszpan szybko wrócił do swego gościa i nawet nie pytając go o zgodę czy jakąś inną głupotę, wziął go na ręce i zniósł na dół, do salonu. No bo skoro ten nie chce się ruszyć, to trza mu w tym pomóc! A Tosiek do pomocy zawsze był chętny~ Usadził go w fotelu.
- Zjadłbyś coś? A może napił? - spytał, uśmiechając się do Włoszka.
Włochy Południowe
Na stoliku stały wiśnie. Nie pytał się skąd ten idiota je miał, ani o zezwolenie na pochłonięcie ich. Przecież to Antonio, on nie potrafi odmawiać. Z tego też Lovino chwycił garść owoców, upchnął w ustach i zamiast odpowiedzieć łaciną podwórkową w stronę gospodarza, obdarzył go kilkoma pociskami z pestek, wycelowanymi w środek czoła. *plom plom plom* mokre jeszcze nasionka uderzyły w miejsce przeznaczenia.
- Wina chcę. - zarządził, zakładając władczo nogę na nogę. Ha! A co, porządzi się trochę.
Hiszpania
Czekał na jego odpowiedź, jednak temu najwidoczniej się nie spieszyło. Nie przeszkadzało to jednak Tośkowi, a więc stał jedynie koło niego, czekając na włoskie zachcianki. Jak na razie ten zadowolił się wiśniami, ale zapewne ten stan długo nie potrwa. I oczywiście, tak było.
- Lovi, tak się nie robi - upomniał go, wierzchem dłoni pocierając czoło. - W takim razie zaraz przyniosę!
Antonio pozbierał pestki, po czym poszedł do kuchni. Wyrzucił je do śmieci i otworzył małą spiżarkę. Dziś zachowanie Romano nie przeszkadzało mu jeszcze mniej niż zwykle, gdyż w końcu tyle go nie widział! Jak mógłby więc postąpić inaczej, niż ugościć go najlepiej jak umie? W końcu znalazł odpowiednie wino, jasna rzecz - hiszpańskie, i wrócił do salonu wraz z kieliszkami. Nalał trunku, po czym odstawił butelkę na stół i podał Lovino jeden z kieliszków.
- Por favor, mi querido.
Włochy Południowe
Spojrzał przelotnie na kieliszek. Uderzył lekko językiem o górną wargę, wydając ciche "plop".
- No może być - mruknął tonem iście szlacheckim , jakby sama jego obecność w tym pomieszczeniu była zaszczytem dla Tonia. - Co jeszcze masz? - mruknął, mocząc usta w trunku. Wkurzanie Antonia było niczym misja dla Lovino. Cel, trudny cholernie do osiągnięcia, jednak widok żyłki pulsującej na czole Hiszpana, pozostawał bezcenny, i wszystko dookoła stawało gdy się objawiał. Wszystko. Nawet zakręcony loczek.
Hiszpania
To było jedno z najlepszych win, a dla Romano jedynie 'może być'? No cóż, trzeba się z tym pogodzić... I postarać jeszcze bardziej! Tak, przecież nie może pozwolić, by Lovi pomyślał, że Antonio nie potrafi sprostać jego wymaganiom. Powinno być właśnie na odwrót!
Antonio, chcąc zaspokoić wszystkie potrzeby swojego słodkiego podopiecznego, postanowił za nim się nie poddawać.
- Zależy o co prosisz.
Włochy Południowe
Kolejne podejście zawiodło. Cóż, pozostaje grać dalej, pionki na planszy, kostki w ruchu. Włoch wyłamał palce swoich szczupłych dłoni i wygiął szyję w bok, przez co i ona wydała z siebie ciche "tyk", przestawianych kości. Niczym zawodowy hazardzista, rozpoczynający kolejne rozdanie. - Proszę o homara w majonezie - wyrecytował, patrząc na Antonia wyzywająco. "Sprostaj temu" mówiło jego spojrzenie, zaś ręce krzyżowały się władczo na klatce piersiowej. Oto pan i jego sługa. Tylko czekać aż biedny Tosiek się ugnie, a wtedy zwycięstwo i radość ze strony Lovino będą nie do opisania.
Hiszpania
Wyczekiwał na jego 'zamówienie', jednak z deczka go ono zdziwiło...
- H-homara..? Ah... Chwila! Chyba mam! - krzyknął, po czym pobiegł do kuchni. Jak to dobrze, że robił wczoraj takie zapasy! Wygrzebał z lodówki dane... zwierzę? Antoś nie był pewien czy aby do końca można było to coś tak nazwać. Zaczął przygotowywać homara i trochę czasu mu to zajęło, ale w końcu pojawił się z powrotem w salonie.
- Gotowe~! Homar w majonezie, raz!
Włochy Południowe
Ciśnienie podskoczyło nie Tośkowi, a jemu samemu. Syknął cicho i zaklął, gdy tylko Hiszpan oddalił się do kuchni. Musi być przecież coś, czego on nie zrobi. Albo chociaż coś co go wprawi w zakłopotanie, bo przynajmniej tyle wystarczy już do jakiejś odrobiny tryumfu ze strony Włocha. Myślał, bardzo intensywnie w czasie gdy Antonio uwijał się w kuchni. Niestety przebiegły umysł mafioza zamroczył trochę zapach przygotowanego jedzenia i w efekcie, gdy homar zagościł na talerzu przed nim, musiał improwizować. Ale spokojnie, najpierw pochłonie jedzenie, w końcu nie mogą się dobroci marnować, bo kto jak kto, ale Lovino kuchnią Tośka nie gardził. Nie w środku i od strony żołądka rzecz jasna.
Prychnął wielce urażony i zabrał się za jedzenie, starając przypadkiem nie uśmiechnąć i nie rozczulić nad pyszną potrawą. Kiedy w końcu się najadł, styki od razu ruszyły. Klasnął lekko w dłonie, mierząc Hiszpana zaciekłym spojrzeniem.
- A teraz chcę loda. - oświadczył wszem i wobec.
Hiszpania
Zupełnie nie zwrócił uwagi na to, że Lovino jest jakiś taki bardziej nie w sosie niż zwykle. Uśmiechnął się zamiast tego, dumny, że przygotował tę potrawę i czekał, aż ten zje do końca. Wiedział też, że jak tylko ten to zrobi, to Antoś dostanie kolejne 'zadanie'. Czekał jednak cierpliwie. I się doczekał...
- Loda..? - w pierwszej chwili nie do końca zrozumiał co ten ma na myśli, co skutkowało głupkowatym wyrazem twarzy. W końcu najpierw jest taki wymagający, a nagle prosi o coś tak zwykłego? Potem jednak pojawiło się u niego pewne skojarzenie... Uśmiechnął się w specyficzny sposób. - A jakiegoż to sobie życzysz?
Włochy Południowe
Zmrużył oczy, patrząc wytrwale na Tośka. Tę bitwę wygram, syczał w myślach, zagrzewając się do walki. - A jakiego mi proponujesz? - wycedził przez zęby, jak na mafioza przystało. Ton miał ostry i poważny, bo w końcu chodziło tu o jego honor! Honor, którego nie mógł pozwolić splamić po raz kolejny. Tym razem zgniecie, zgnoi Antonia, pojedzie po nim, zdepcze go tak, że będzie mógł tryumfować tygodniami, nie miesiącami! Ah, zwycięstwo będzie słodsze od najsłodszego wina i kobitek.
Hiszpania
Nie rozumiał jak o takich rzeczach można mówić z takim wyrazem twarzy. Czyżby Lovino był dziś w aż tak złym humorze? Na szczęście Tosiek był w wyśmienitym! I najprawdopodobniej to starczy za nich oboje.
- Więc... - pochylił się nad nim, ręce opierając o oparcia fotela i zawisając twarzą tuż nad jego. Na Tośkowym licu wiąż gościł ten specyficzny uśmiech, który pojawiał się w konkretnych sytuacjach, takich jak ta na przykład. - Wybór jest dość spory. W dodatku jest wśród niego taki, po który nie muszę ruszać się na krok.
Włochy Południowe
Wyprostował się i łupnął lekko czołem o czoło Antonia, jakby kozioł, walczący o swoje i bijący rogami o rogi. - Dokończ i rozwiń - mruknął, wciąż z bladym licem i aparycją godną Szwecji i Norwegii razem wziętych. W sumie to jego słowa znaczył jedno i to samo, ale cóż, CHOLERNIE zaangażowany Włoch się tym nie przejmował, zwłaszcza, że pół-mózg taki jak Tonio nie zwróci mu na to uwagi.
Hiszpania
- Wiesz, wystarczy ładnie poprosić, a Ty tak do wszystkiego nerwowo podchodzisz, skarbie~ - wyszczerzył się, jakby tematem był stan pogody. - A z drugiej strony przecież doskonale wiesz, co mam na myśli, prawda? W końcu ostatnio sam zrobiłeś to doprawdy cudownie...
Antoś wymruczał wręcz ostatnie słowa, pochylając się na uchem swojego Włoszka. Cóż, w jednej chwili można było zauważyć jakąż to naturę posiadają Hiszpanie. W jednej chwili beztroscy i uśmiechnięci, w drugiej już namiętni i pożądliwi. Ale Romano powinien już o tym wiedzieć doskonale, skoro tyle czasu zna już Antonia.
Latynos jakby przez przypadek, trącił lekko nosem loczek Romano. Czekał cierpliwie na to, jak mu teraz odpowie. A jeśli nie odpowie, to i tak sobie jakoś poradzi.
Włochy Południowe
Kropelka potu wystąpiła na stroni Włocha. Pojawiła się, i zsunęła powoli, niezauważalnie gołym okiem na dół. Drogę miała długą, a pokonywała ją nieśpiesznie. Zwłaszcza, że Lovino zastygł w chwilowym bezruchu. Nawet poruszony loczek nie wznowił u niego żadnej reakcji. Jedynie kolor jego twarzy zaczął stopniowo się zmieniać z sekundy na sekundę. Zacisnął mocno zęby, starając się nie wpuścić w ust ani krzty powietrza, gdyż zbyt prawdopodobne było, że wraz z nim uciekną i niepożądane przez Włocha dźwięki, rwiące się by opuścić jego gardło. - Nie jestem nerwowy, tylko ty jesteś ZBYT spokojny - wysyczał, cedząc dokładnie każde słowo, każdą sylabę, a w niej każdą głoskę. - Nie wiem o jakim ostatnim razie mówisz pieprzony zboczeńcu - dodał, już nie tak powoli, powodując lekki skurcz mięśni, i drgnięcie całego ciała. Nie mógł się poddać. Powrót do domu bez trofeum był hańbą. Oddech, tuż przy uchu sprawiał, że żyłki na skroniach chłopaka pulsowały szybciej. Modlił się w duchu do sił niebieskich o spokój duszy, ale na marne. Wcielenie chaosu siedziało przy nim, i dyszało mu do ucha. - Skoro wiesz, to nie będę cię prosić. Ja ci KARZĘ - warknął władczo, gotów wystawić ku niemu swoje klejnoty królewskie.