Słodki poranek w Ban Nape. Dao usiadła przed swoim przygotowanym ekwipunkiem, na który składalo sie sporo owoców, głownie ananasów, ale także troche solonego miesa oraz ryż w tych dziwnych brazowych torebkach, zwanych papierowymi i woda w bukłakach ze skóry. Ogladajac to wszystko dziewczynka zarzuciła nasiebie swój amulet na szczęście, zaś do calej tej kolekcji dorzuciła małą figurkę Buddy. To miał byc miesiac całkowitego wyciszenia. No bo... co mogłoby sie stać? Przecież bedzie przebywać wśród najsilniejszych zwierząt na świecie, słoni... a słonie kochają ja tak samo, jak ona je... prawda? Prawda?! Raz muszę w coś uwierzyć. Rodzeństwo zawsze oskarża mnie o pesymizm. Choć raz dam z siebie coś! powtórzyła sobie w myślach. Poczuła znów mała słabosć, wiec podeszła do prostej szafki i użyla inhalatora. Tak, miała astmę, a to dziwne urządzenie załatwił jej brat Yao. Spojrzała na ten element, gdy juz wzięła oddech. Czy powinna brać ze sobą to cos dziwne? ... Nie. Nie powinna. Odlozyła to, po czym przeszła w inny sektor swego małego domku. Do kapliczki. Potrzebowałchwili wyciszenia, potrzebowała poprosić Buddę o powodzenie wyprawy...
Jeszcze około dwa tygodnie temu posłała wieść swemu bratu Chinom ze swoim zamiarem. Ażeby żadne z nich jej nie szukało w tym czasie. Miała nadzieję, ze to uszanują i że nie będą znów na nią krzyczeć... To takie smutne, gdy ktokolwiek się na nią gniewa!
Jeszcze około dwa tygodnie temu posłała wieść swemu bratu Chinom ze swoim zamiarem. Ażeby żadne z nich jej nie szukało w tym czasie. Miała nadzieję, ze to uszanują i że nie będą znów na nią krzyczeć... To takie smutne, gdy ktokolwiek się na nią gniewa!